"M jak miłość": Hanna Mikuć boleśnie przeżyła rodzinną tragedię
Przez wiele lat aktorka żyła w szczęśliwym związku. I tak zapewne byłoby dalej, gdyby nie niespodziewana śmierć męża. W jednej chwili świat Hanny Mikuć zupełnie się zawalił. Pocieszenie w tym smutnym czasie odnalazła w zaskakującym miejscu. Jakim?
Śmierć męża była dla niej ciosem
Szczęśliwa żona i matka
Miłość znalazła w pracy. Na jednym z planów filmowych poznała niezwykle utalentowanego operatora - Piotra Sobocińskiego. Zakochani pobrali się, a wkrótce potem zostali rodzicami.
Kariera jej męża nabierała tempa. Dzięki sukcesowi nominowanego do Oscara filmu Krzysztofa Kieślowskiego "Trzy kolory. Czerwony", drzwi do światowej sławy stanęły przed Sobocińskim otworem.
Filmowiec rozpoczął pracę w Stanach Zjednoczonych, a żona z dziećmi przemierzała Amerykę w ślad za ukochanym. Aktorka zapewniała jednak, że przez ten cały czas ich dom był w Polsce.
Sama postanowiła skupić się na wychowaniu dzieci. Wzięła więc urlop od grania i zniknęła z ekranów.
Życiowe rozterki
Życie na walizkach nie było łatwe. Na artystce spoczęła spora odpowiedzialność. Na jej głowie było nie tylko prowadzenie domu.
- Mój mąż dużo pracował, więc zdarzało się, że zimę spędzaliśmy w Nowym Jorku, a lato w Los Angeles. Ale nigdy nie czułam się w Ameryce dobrze. Może dlatego, że nie żyłam tam własnym życiem? Byłam takim wentylem bezpieczeństwa - dla całej rodziny. Dla męża, który miał wiele stresów w pracy, dla dzieci, które trafiły do nowej szkoły, choć nie za dobrze znały język... - wspominała w wywiadzie na oficjalnej stronie "M jak miłość".
Trudno jej było się pozbierać
Powrót gwiazdy na ekran zbiegł się w czasie z rodzinną tragedią. W 2001 roku Piotr Sobociński, pracujący właśnie nad filmem "24 godziny", zmarł nagle na zawał serca.
Aktorka nie umiała się pozbierać po stracie męża. Początkowo chciała schować się przed światem. Nie miała ochoty z nikim rozmawiać, a tym bardziej pracować. Jak przyznała, czuła, że nie będzie w stanie otworzyć się przed kamerami - a przecież tego wymaga wykonywany przez nią zawód.
Nie spodziewała się, że znów odzyska wewnętrzny spokój
Szybko zmieniła jednak zdanie, gdy dołączyła do obsady hitu Dwójki. To właśnie na planie serialu znów odzyskała utraconą psychiczną równowagę.
- W powrocie do normalnego życia najbardziej pomaga ucieczka w pracę. Im pracy więcej, tym lepiej. Poczucie obowiązku, świadomość, że jestem za tak wiele rzeczy odpowiedzialna - właściwie tylko to pozwoliło mi jakoś przetrwać najtrudniejsze miesiące.
Praca nadała jej życiu nowego sensu
Serial "M jak miłość" okazał się lekarstwem na jej smutek. Na serialowym planie odnalazła spokój i wielu życzliwych ludzi wokół siebie, którzy wspierali ją w tragicznym momencie, w jakim się znalazła.
- Ten serial był mi potrzebny. Musiałam wyjść z domu i znaleźć się wśród ludzi. Trochę się wahałam, bo nie byłam pewna, czy odnajdę się na planie filmowym, ale musiałam znaleźć się wśród ludzi - wyznała w rozmowie z "Faktem".
Widzowie od razu ją pokochali
Mikuć nie spodziewała się, że grana przez nią bohaterka wywoła aż tyle pozytywnych emocji.
- Właściwie nie ma dnia, żeby ktoś nie podszedł i nie powiedział mi czegoś miłego. Zwykle rozmawiam z osobami starszymi, ale ostatnio zaczepiła mnie np. młoda dziewczyna i wyznała, że jestem dla niej autorytetem rodzicielskim... - zdradziła w wywiadzie na oficjalnej stronie "M jak miłość".
Dzieci są jej dumą
Na co dzień najwięcej radości gwieździe "M jak miłość" sprawia nie praca, ale dzieci. Jej prawdziwą dumą są dwaj synowie i córka.
Piotr i Michał Sobocińscy poszli w ślady ojca i zostali operatorami filmowymi. Mówi się, że odziedziczyli talent w genach.
Podobnie zresztą jak najmłodsza z rodzeństwa Marysia, która za to jak jej mama zdecydowała się zostać aktorką.