"M jak miłość": co się stało z Cezarym Morawskim?
Choć urodził się w Szczecinie, dzieciństwo spędził w Warszawie. Będąc małym chłopcem, pragnął pójść w ślady rodziców. Marzył, aby tak jak oni, zostać lekarzem - najchętniej kardiochirurgiem dziecięcym. Los sprawił, że dziś jest aktorem. Jak wygląda kariera Cezarego Morawskiego?
Jak wygląda kariera aktora?
Większość widzów zna go z roli Krzysztofa Zduńskiego z serialu "M jak miłość". Bohater pracował w hurtowni, później zajął się własną wypożyczalnią kaset. Cechowała go uczciwość i... brak szczęścia do prowadzenia interesów. Przez swoją naiwność i łatwowierność często wpadał w poważne tarapaty. O mały włos, a trafiłby nawet do więzienia. Zduński bardzo przeżywał każdą porażkę, uważał się za życiowego nieudacznika i pechowca. Doszedł nawet do wniosku, że przez swoje zachowanie stracił podziw w oczach żony. W końcu wziął się w garść. Aby udowodnić sobie i Marysi, że jest wartościowym człowiekiem, rozpoczął budowę domu w Grabinie. Niestety, problemy z sercem i nadmierny stres doprowadziły go do śmiertelnego zawału. Fani serialu długo nie mogli pogodzić się z odejściem serialowego bohatera. Część z nich do dzisiaj pamięta te sceny mrożące krew w żyłach, choć od ostatniego odcinka z udziałem Cezarego Morawskiego minęło już prawie dziesięć lat. Niektórzy z pewnością zastanawiają się również, jak potoczyły się
dalsze losy aktora. Jesteście ciekawi? Sprawdźcie! AR/AOS
Miał być lekarzem, został aktorem
Choć urodził się w Szczecinie, dzieciństwo spędził w Warszawie. Będąc małym chłopcem, pragnął pójść w ślady rodziców. Marzył, aby tak jak oni, zostać lekarzem - najchętniej kardiochirurgiem dziecięcym. Jednak już w szkole podstawowej wykazywał dużą niechęć do nauki i opuszczał lekcje.
- Wyszedłem z bardzo ciepłego domu. Od rodziców dostałem dużo miłości i poczucie bezpieczeństwa. Jakim byłem dzieckiem? Kłopotliwym. (...) Nauczyciele nie mieli ze mną łatwego życia. Zawsze miałem swoje zdanie i sto pomysłów na minutę. Biedne też były moje koleżanki – lubiłem zanurzać ich warkocze w atramencie. Wagarowałem – śmiał się po latach.
Ambitny germanista
W liceum przypadkiem trafił do kółka teatralnego i... pokochał te zajęcia do tego stopnia, że postanowił na poważnie zająć się aktorstwem.
- Gdy powiedziałem, że zdaję do szkoły teatralnej, rodzice nie protestowali. Chcieli tylko wiedzieć, czy świadomie wybrałem zawód. Zdawali sobie sprawę, że aktorstwo nie daje stabilizacji. Kiedy dostałem się do PWST, byli ze mnie dumni. Nadal są szczęśliwi, że robię coś, co mnie cieszy – powiedział na łamach "Życia na gorąco".
Morawski marzył również o studiowaniu germanistyki. Niestety, ten pomysł pozostał w sferze marzeń, ale udało mu się perfekcyjnie opanować język niemiecki.
Szybko trafiła na deski teatru
Na wymarzoną uczelnię dostał się bez problemu. Pod koniec marca 1976 roku zadebiutował w spektaklu "Gdy rozum śpi" Antonio Buerto Vallejo w reżyserii Andrzeja Wajdy na scenie Teatru na Woli w Warszawie. Rok później ukończył Państwową Wyższą Szkołę Teatralną w Warszawie i stał się dumnym magistrem sztuki. Nie musiał długo czekać na zawodowe propozycje.
Wkrótce pojawił się na ekranie w głównej roli Rudego w głośnym filmie historycznym „Akcja pod Arsenałem” Jana Łomnickiego i dołączył do obsady serialu "Układ krążenia" Andrzeja Titkowa, z Edwardem Lubaszenko w roli swojego serialowego ojca.
- Do roli przygotowywałem się długo i starannie. "Kamienie na szaniec", "Akcja pod Arsenałem", pamiętniki Zośki zawierające wspomnienia o Rudym to była moja lektura – mówił.
Pierwszy filmowy papież
Początek kariery ekranowej aktora przypadł na narodziny nurtu Kina Moralnego Niepokoju. W 1978 roku wystąpił w "Spirali" Krzysztofa Zanussiego. Ze słynnym reżyserem spotkał się później m.in. na planie zagranicznej produkcji "Z dalekiego kraju", gdzie kreował postać Karola Wojtyły.
- W tym filmie najtrudniejsza była scena mszy prymicyjnej, którą oczywiście musiałem odprawić po łacinie. Łaciny, na szczęście, uczyłem się w szkole. Trudność polegała na opanowaniu gestów w liturgii. Podczas zdjęć w Rzymie wraz z ekipą byłem na audiencji u Jana Pawła II. Z każdym się przywitał, każdemu dał różaniec. Gdy doszedł do mnie, zażartował: "No, kopia lepsza od oryginału"! – wspominał.
Nie bał się gry w serialach
W latach 80. był jednym z najbardziej rozchwytywanych aktorów. Występował zarówno na deskach teatrów w Warszawie, Włocławku, Poznaniu, Kaliszu jak i przed kamerą. Grywał u wielu znanych i cenionych polskich reżyserów. Talent Morawskiego dostrzegli również producenci seriali, którzy coraz częściej angażowali go do swoich projektów.
Gdy jego włosy przyprószyła siwizna, twórcy najpopularniejszych produkcji telewizyjnych zaczęli obsadzać go w rolach poważnych profesorów, naukowców czy też lekarzy np. w "Klanie", "Ekstradycji 3", "Czułości i kłamstwach" oraz "Wszystkich pieniądzach świata". Na swoim koncie ma także role: księdza ("Sala nr 6", "Zespół adwokacki"), mecenasa ("Na dobre i na złe"), szefa radia ("Amok"), reżysera TV ("Miodowe lata") i dyrektora szkoły ("Haker").
Jego zniknięcie wywołało falę protestów widzów
Niewątpliwie najsłynniejszą rolą, w którą się wcielił i która przyniosła mu popularność, była postać Krzysztofa Zduńskiego w serialu TVP2 "M jak miłość". Perypetie męża Marysi i ojca bliźniaków: Piotra i Pawła śledziły miliony telewidzów. Trudno więc dziwić się ich rozpaczy, gdy grany przez Morawskiego bohater nieoczekiwanie zmarł na zawał.
Zniknięcie Zduńskiego było pierwszą ekranową śmiercią, która tak bardzo wstrząsnęła fanami seriali. Producenci zamierzali utrzymać sprawę w wielkiej tajemnicy, lecz zachowanie tego w sekrecie na dłuższą metę okazało się niemożliwe.
Nie wierzył, że w serialu wytrwał tak długo
W 2006 roku, po wyemitowaniu ostatniego odcinka "M jak miłość" z udziałem Morawskiego, aktor wyznał, że nie podejrzewał nawet, że będzie grał w hicie aż przez pięć lat.
- Szczerze mówiąc i tak byłem zdziwiony, że tak długo wytrwałem w tym serialu. Kiedyś przeglądałem swoje notatki i zauważyłem, że wiele wątków ze Zduńskim nie zostało rozwiniętych, a nawet zakończonych. Widocznie nie było zapotrzebowania na moją postać. Dopiero kiedy Zduński umierał, okazało się, jaki był popularny wśród widzów. Niestety, było już za późno na wskrzeszenie - mówił na łamach "Tele Tygodnia".
Aktor, reżyser, wykładowca
Po odejściu z kultowej telenoweli, artysta zaangażował się w dubbing. Niewiele osób wie, że użyczył swojego głosu takim bajkowym postaciom jak: John Smith ("Pocahontas"), Noah ("Happy Feet: Tupot małych stóp"), Tata Muminka ("Lato Muminków"), Dżepetto ("Pinokio") czy Śmierciożerca ("Harry Potter i Insygnia Śmierci: część II").
Aktor zajmuje się również reżyserią niektórych filmów animowanych np. "Wojowniczych Żółwi Ninja", "Stefana Malutkiego", "7 krasnoludków – historia prawdziwa" oraz "Robotboy".
Jakiś czas temu objął również posadę wykładowcy, a później dziekana wydziału aktorskiego w warszawskiej Akademii Teatralnej. Młodych pasjonatów sztuki teatralnej uczy m.in. elementarnych zadań aktorskich.
To była miłość od pierwszego wejrzenia
Morawski uwielbia prowadzić zajęcia ze studentami – nie tylko ze względu na ich ciekawość zawodu aktora. Pracę na uczelni chwali sobie z jeszcze jednego powodu – wykładowcą została również jego żona, Anna Zagórska, poza którą nie widzi dzisiaj świata.
Gdy kilkanaście lat temu zdecydowali się stworzyć związek, oboje byli po przejściach i mieli dzieci: Morawski syna Tomasza i córkę Małgorzatę, a Zagórska syna Michała. Nie przeszkodziło to jednak w budowaniu wzajemnych relacji. Pobrali się w 2001 roku.
- Czy nowy związek buduje się ostrożniej? Na pewno mądrzej. Mamy za sobą pewne doświadczenia, świadomość popełnionych błędów. W codziennej gonitwie łatwo niezauważalnie oddalić się od siebie. Miłość to podstawa, ale równie ważne jest to, aby się lubić, szanować, rozmawiać ze sobą i umieć się słuchać. Dajemy sobie poczucie bezpieczeństwa, ale i wolności. Łączą nas podobne poglądy na życie i pasje. Obydwoje lubimy podróże i żeglarstwo – powiedział w rozmowie z tygodnikiem "Życie na gorąco".
Dziś skupia się na pracy w teatrze
W 2000 roku Cezary Morawski został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski za zasługi w działalności społecznej i charytatywnej na rzecz środowiska artystycznego. Siedem lat później, podczas Międzynarodowego Zjazdu Sybiraków, otrzymał z rąk Lecha Wałęsy honorowy tytuł "Ambasadora Sybiraków" za spektakl "Moja dusza".
Obecnie fani aktora mogą spotkać go na deskach Teatru Capitol w Warszawie w spektaklu "Klub mężusiów" oraz Teatru TM w przedstawieniu "Kibice".