Lucyfer na miarę Netfliksa. Jeszcze zabawniejszy i bardziej pikantny
Lucyfer, ku uciesze widzów, wrócił na ekrany w chwale niczym gwiazda rocka. I bawi jeszcze bardziej niż dotąd.
Gdy ekranizacja komiksu Neila Gaimana trafiła na ekrany w 2016 r., szybko przypadła publiczności do gustu. Widzowie docenili zręczne połączenie komedii i kryminalnych zagadek i oczywiście… postać przystojnego Diabła z brytyjskim akcentem.
Fanów serialu wciągnęła historia znudzonego władaniem piekłem Lucyfera, który postanawia osiąść na ziemi. W mieście… które wcale nie okazuje się miastem aniołów. Los Angeles okazuje się miejscem pełnym tajemnic, seksu i przemocy. Idealnym wprost dla poszukującego rozrywki Księcia Ciemności. Ten jednak przyjemność znajduje nie tylko w uciechach, ale też stopniowym odkrywaniu nieznanych dla niego aspektów własnej natury. A wszystko za sprawą przypadkowego zaangażowania w pracę dla lokalnej policji i znajomości z bystrą i piękną panią detektyw, Chloe Decker.
Perypetie dwójki obfitują w całą paradę nieoczekiwanych zwrotów akcji, wzruszających momentów i oczywiście, zabawnych gagów. Serial z biegiem czasu stał się jedną z mocniejszych propozycji stacji FOX i doczekał się trzech sezonów.
Z uwagi jednak na nie do końca zadowalającą oglądalność, stacja zaczęła się przyglądać opłacalności dalszej realizacji produkcji. Ostatecznie, po zakończeniu trzeciego sezonu przyszłość "Lucyfera" zawisła na włosku. FOX wpisał go na listę kasowanych seriali z ramówki.
Decyzja stacji szybko spotkała się ze stanowczym sprzeciwem fanów. Ci okazali się wyjątkowo wierną i prężnie działającą grupą wsparcia. Zaaranżowali internetową akcję #SafeLucifer tylko po to, by nie pozwolić ulubionym postaciom zniknąć z ekranu. "Lucyfer" musiał znaleźć nową stację, która podejmie się kontynuacji.
Na chętnego także nie trzeba było długo czekać. Na akcję widzów zareagował Netflix. Zresztą, nie bez powodu. Przejście "Lucyfera" na platformę wydawało się naturalnym ruchem. Po pierwsze, Netflix nie rządzi się sztywnymi prawami telewizyjnej oglądalności, po drugie, gigant wykupił już wcześniejsze sezony, a po trzecie wykorzystał potencjał drzemiący w przywiązaniu fanów do serialu.
Wierność, jaką okazali serialowemu Lucyferowi została odpłacona im z nawiązką. Czwarty sezon jest naszpikowany tym, za co widzowie zdążyli go pokochać. Skrzy tu się od dowcipu i pikantnych momentów, postacie wykorzystują swoje najlepsze cechy, kryminalne zagadki potrafią wciągnąć, a sam Lucyfer cóż, dzięki ego rozbuchanego do maksimum, puszy się na ekranie niczym paw.
Trzeba przyznać, że Tom Ellis przez lata wyszlifował swoją rolę perfekcyjnie i cały serial należy do niego. Jego Lucyfer jest błyskotliwy, czarujący i wyjątkowo świadomy swojego ponętnego wizerunku. Jeszcze na kilka miesięcy przed premierą aktor relacjonował w mediach społecznościowych swoje treningi przygotowujące do roli. I już na pierwszy rzut oka widać, że godziny spędzone na siłowni się opłaciły.
Jest właściwie najlepszą wersją siebie i doskonale zdaje sobie sprawę. Puszcza oko do widzów, wyjątkowo często przechadzając się bez koszuli czy innych części garderoby. I trzeba przyznać, że naprawdę trudno oderwać od niego wzrok. Ba, nie tylko. Wyjątkowo przyjemnie słucha się jego brytyjskiego akcentu i kolejnych, tak docenianych przez widzów wokalnych popisów. A poza tym, jak zawsze błyszczy dowcipem, nonszalancją i wyważoną odrobiną arogancji.
Kroku dotrzymują mu na ekranie pozostali bohaterowie. Szczególnie Chloe Decker (Lauren German), która w tym sezonie pokazuje dużo większy wachlarz emocji i odgrywa zdecydowanie większą rolę nie tylko w życiu uczuciowym Władcy Piekieł. Dobrze wypadają urokliwa Aimee Garcia w roli Elli Lopez, zasadniczy Dan (w tej roli Kevin Alejandro) czy demoniczna i nieprzewidywalna Mazikeen (Lesley-Ann Brandt). Aktorzy wydobywają ze swoich postaci to, co najlepsze i wplatając tu i ówdzie swoje "znaki rozpoznawcze" sprawiają, że serial ogląda się z dużą przyjemnością.
I trudno się dziwić, skoro podekscytowany nowym materiałem był nawet sam Lucyfer Morningstar. - Jest to bez wątpienia nasz najmocniejszy sezon, z wielu powodów. Ma to związek z tym, gdzie zostawiliśmy naszą historię i jak ją odebraliśmy, a tym, z czym mamy do czynienia obecnie w czwartym sezonie. Są rzeczy, z którymi tak naprawdę nigdy wcześniej nie mieliśmy do czynienia - przyznał Ellis w materiale zza kulis.
Czwarty sezon "Lucyfera" to spora dawka naprawdę niezłej rozrywki. Akcja trzyma tempo, wewnętrzne przemiany postaci są intrygujące, a pikanterii ich relacjom dodaje pojawienie się nowej postaci, wyjętej wprost z biblijnych kart. Dlaczego pojawiła się na Ziemi i jak zmieni życie głównego bohatera? Przekonajcie się sami. Dobra zabawa podczas seansu gwarantowana.