"Lubię komiksy" - wywiad z Pawłem "Timofem" Timofiejukiem
Tomasz Pstrągowski: Dlaczego nie chcesz wydawać w Polsce zeszytówek? Organizatorzy akcji "Tęsknię za tobą, zeszytówko" twierdzą, że jest na to rynek.
Paweł Timofiejuk: Nie ma takiego rynku. Taki rynek, odrębny od całościowego rynku komiksów to mit. Wymyślony przez małą grupkę osób, które nic nie wiedzą o jakimkolwiek rynku w Polsce i żyją w świecie marzeń sprzed 20 lat. A ten świat marzeń jest tak naprawdę światem klęski, jeśli spojrzymy wstecz choćby 30 lat. Zauważmy, że pod koniec lat osiemdziesiątych nakłady sięgały 200-300 tysięcy egzemplarzy i raptem w latach 90. spadły do 50 tysięcy, a jak mówił sam Marcin Rustecki [z wydawnictwa TM Semic - przyp T.P.], sprzedaż rzadko przekraczała połowę, a i nakłady były z czasem mniejsze. Warto też zapytać Tomasza Kołodziejczaka jak wygląda wprowadzanie takiego tytułu na rynek. Wprowadzał "Gwiezdne wojny" teraz rusza z "Fantasy Komiks". Jakie to odnosi efekty i jakie pochłania pieniądze? Ja, ani żaden inny polski wydawca komiksów poza Egmontem, nie dysponujemy takimi pieniędzmi. Bardzo się cieszę, że Egmont próbuje podejmować takie działania, ale przekonamy się dopiero za parę miesięcy, jakie one przynoszą
efekty.
Tomasz Pstrągowski: Podejmowane są argumenty, że swojego czasu działał TM Semic, Dobry Komiks, który jakoby nie upadł przez zeszytówki, Egmont daje radę.
Paweł Timofiejuk: Sam Rustecki mówił, że sprzedaż nie zadowalała wydawców. Dobry Komiks upadł z bardzo prostej przyczyny - poniesione koszty się nie zwróciły.
Tomasz Pstrągowski: Jest w Polsce w ogóle miejsce na regularnie wydawany tytuł w zeszytowej formie?
Paweł Timofiejuk: Nie wiem. To musi sprawdzić ktoś, kto ma pieniądze. Ktoś, kto nie będzie się bał ich wyłożyć i nie boi się zaryzykować, że te pieniądze straci. I nie jest to kilka-kilkanaście tysięcy, ale setki tysięcy złotych.
Tomasz Pstrągowski: Dobrze, to tyle gwoli aktualności. Wróćmy do początków. Założyłeś wydawnictwo w 2006 roku. Jak to się zaczęło? Dlaczego Paweł Timofiejuk postanowił wydawać komiksy?
Paweł Timofiejuk: W 2005 roku spotkało się 3 kolegów z forum Gildii. Karol Konwerski, Mateusz Skutnik i Paweł Timofiejuk. Stwierdzili, że wydadzą komiks "Blaki". Jeden z nich napisał scenariusz, drugi zrobił rysunki, trzeci postanowił to wydać. Okazało się, że komiks został całkiem pozytywnie przyjęty na rynku. Spełniło się większość oczekiwań, jakie mieliśmy przy takim nakładzie. Stwierdziłem więc, że "ok", możemy spróbować. Wydać to wszystko, co mają polscy twórcy pochowane po szufladach. Nie ci z samego świecznika. Tylko ci pozostali, którzy starają się rysować komiks bardziej autorski. Tak wystartowałem z wydawnictwem.
Tomasz Pstrągowski: Na początkach swojej działalności promowałeś bardzo mało znanych twórców. Undergroundowych. Później to się zmieniło, idziesz w kierunku znanych amerykańskich rysowników - wciąż undergroundowych, offowych, ale jednak. Co się stało, że nie ma już w twojej ofercie tak wielu polskich debiutantów?
Paweł Timofiejuk: Przede wszystkim wyczerpały się przestrzenie szuflad polskich rysowników. Prace pochowane w szafach. Wydałem wszystkie niepublikowane komiksy Mateusza Skutnika. Teraz pod logiem Mroja Press ukaże się 5 tom "Rewolucji", ale to jest jedyny komiks, jaki Mateusz zrobił, a jaki jeszcze nie ukazał się na naszym rynku. Wydałem praktycznie wszystko, co ktokolwiek narysował do scenariuszy Jerzego Szyłaka czy Dominika Szcześniaka.
Większość autorów ma niekomiksowe prace. W Polsce nie ma sytuacji, w której twórca pracuje 2-3 miesiące nad jednym komiksem i oddaje go do druku. Mógłby tak robić, gdyby na tym zarabiał i mógł się z tego utrzymywać. Ale taki komiks musiałby się sprzedawać w 20-30 tysiącach egzemplarzy.
Tomasz Pstrągowski: Na samym początku działalności twojego wydawnictwa pojawiało się bardzo wiele głosów krytycznych. Mówiących, że wydajesz po prostu kiepskie komiksy. Trzeba przyznać, że poziom niektórych z nich był dyskusyjny.
Paweł Timofiejuk: Pod jakim względem te komiksy były dyskusyjne? Zazwyczaj były dyskusyjne, bo nie odpowiadały pewnym kanonom ustalonym przez użytkowników forów internetowych. Wbrew pozorom komiksy Jerzego Szyłaka zawsze wyprzedawały się do końca.
Tomasz Pstrągowski: A Gierka?
Paweł Timofiejuk: Ani "Gangów Radomia" ani "Ołtsajdersów" już dawno nie mam. Niestety Gierek wyjechawszy do Anglii, nie skończył drugiego tomu "Ołtsajdersów", zatrzymał się na 19 planszach. Może przeczyta ten wywiad i postanowi dorysować pozostałe plansze, żeby ten komiks mógł się w końcu ukazać.
Tomasz Pstrągowski: Czyli odrzucasz zarzuty, że te komiksy były kiepskie?
Paweł Timofiejuk: Te komiksy były specyficzne. To tytuły z pogranicza komiksu autorskiego - na przykład prace Daniela Chmielewskiego. To tytuły czysto undergroundowe - na przykład komiksy Otoczaka. Wszystkie one znajdują swoją niszę. Zarówno na świecie jak i w Polsce. Nie jest tak, jak krzyczą ludzie na forach, że to się nie sprzedaje. Sprzedaje się, ale w swoich nakładach. Odpowiednio niskich. Dostosowanych do rynku. Wbrew pozorom nakłady komiksów i u mnie i u innych wydawców polskich nie różnią się tak bardzo od nakładów za granicą.
Tomasz Pstrągowski: Polacy się tak dobrze sprzedają jak artyści zagraniczni?
Paweł Timofiejuk: Koszta produkcji komiksów zagranicznych są o tyle wyższe, że opłaca się drukować je w większych nakładach. Polscy artyści sprzedają się troszeczkę gorzej, ale nie jest to aż tak duża różnica, by mówić o braku opłacalności.
Tomasz Pstrągowski: Z którego debiutu jesteś najbardziej zadowolony?
Paweł Timofiejuk: "10 bolesnych operacji". Wszystkie komiksy Mateusza Skutnika - w ciemno wziąłbym wszystko, co on narysuje. No i oczywiście, później, Daniel Chmielewski.
Tomasz Pstrągowski: Prywatnie wypowiadałeś się krytycznie na temat "Bostońskich małżeństw". Ale mimo wszystko dorzuciłeś swoją cegiełkę do wydania tej antologii.
Paweł Timofiejuk: Wypowiadałem się krytycznie na temat "Bostońskich małżeństw", bo niestety nie jest to moim zdaniem antologia, która spełnia swoje założenia. Nie przedstawia twórczości osób homoseksualnych, ani tego środowiska. Za dużo jest tam stereotypów. Widać to głównie po komiksach mężczyzn, ale również po komiksach kobiecych. Ciekawe jest też to, że najlepszy komiks jest jednocześnie najgorzej narysowany. Chodzi o "Coming out czy scrubbing In" Kasi Szaulińskiej.
Tomasz Pstrągowski: Dlaczego więc w to wszedłeś?
Paweł Timofiejuk: Przede wszystkim dlatego, że to projekt Sylwii Kaźmierczak. To ona wyłożyła większość pieniędzy. Postanowiła w to wejść Dolna Półka. Ja jestem odpowiedzialny za stronę prawno-finansową działalności wydawnictwa Dolna Półka. Nie mam żadnego wpływu na tytuły. Dbam przede wszystkim, żeby wszystko było poprawnie rozliczane.
Tomasz Pstrągowski: Nie żałujesz żadnego wydanego komiksu?
Paweł Timofiejuk: Nie. Nawet decyzji o wydaniu "Much". Wydanie "Much" udowodniło, że duża część czytelników komiksów w Polsce nie bawi się tą sztuką. Ba, duża liczba odbiorców pozakomiksowych była rozbawionych. No i komiksu już dawno nie mamy na stanie.
Tomasz Pstrągowski: Podstawowy zarzut brzmi tak: "Muchy" to środowiskowy żart, wynik zabawy, która odbyła się na after party po jednym z festiwali. Wydawanie tego w ramach Dnia Darmowego Komiksu, który miałby propagować komiksy jest nieco chybione.
Paweł Timofiejuk: Według założeń, i amerykańskich i moich, komiksy na Dzień Darmowego Komiksu nie mają propagować komiksu. Mają być nagrodą dla tych wszystkich, którzy czytają komiksy. Dlatego są dodawane do kupowanych komiksów. Wbrew pozorom komiksy wydawane z okazji amerykańskiego Dnia Darmowego Komiksu wcale nie są darmowe. Powie o tym każdy sprzedawca, który musi zamówić odpowiednią ich ilość. W naszym wypadku jest to komiks darmowo dołączany do kupowanego komiksu. Nie jest to więc skierowane do czytelników, którzy w ogóle komiksów nie kupują. Propagowanie komiku odbywa się w inny sposób.
Tomasz Pstrągowski: "Muchy" nie wydają Ci się być zbyt zamkniętym, środowiskowym dowcipem? Który ja zrozumiem, Ty zrozumiesz, rysownicy zrozumieją, ale przeciętny czytelnik już nie?
Paweł Timofiejuk: "Normalny czytelnik " (oczywiście w cudzysłowie) może wejść później na forum i napisać, że mu się nie podobało i nie chcę brać w tym udziału. Bo tak należy odbierać większość tych dyskusji. Padają argumenty w stylu "bo oni to zrobili".
Tomasz Pstrągowski: To skoro mówimy o "onych" i zamkniętym środowisku. Przy okazji rozmów o Timofie wielokrotnie padają zarzuty o kolesiostwo. O to, że wydajesz tylko komiksy swoich znajomych, że nakłady są tak niskie bo kupują tylko wasi znajomi...
Paweł Timofiejuk: Tak naprawdę nie ma różnicy pomiędzy jednym komiksem wydanym na rynku, a innym komiksem wydanym na tym samym rynku. Większość z nich sprzedaje się podobnie. Są wyjątki w rodzaju "Marzi", "From Hell" czy "Gwiezdnych wojen" (choć to spowodowane jest pewnym wymieszaniem środowisk). I wbrew mniemaniu "anonimów" nakłady polskich komiksów nie są tak niskie jak myślą.
Bardzo mi przykro, że jacyś dyskutanci wysuwają gdzieś anonimowo zarzuty o kolesiostwo. Świadczy to tylko o tym, w jakim zdeprawowanym środowisku się obracają, skoro postrzegają świat tylko przez pryzmat negatywów. Poza tym znam naprawdę wielu autorów, są moimi "kolesiami" (użyjmy tego języka przez chwilę), ale wydają ich inni wydawcy. Z drugiej strony paru z autorów, których wydałem nie znam nawet z widzenia. Jestem otwartym człowiekiem, potrafię się z każdym dogadać. Nie wydaję tylko i wyłącznie tych komiksów, które są po prostu słabo narysowane i źle opowiedziane. Zazwyczaj reakcja tych autorów jest taka, że gdy zwracam im uwagę, co należy poprawić, dostaję stek bluzgów.
Tomasz Pstrągowski: Narzekałeś, że Dzień Darmowego Komiksu to twoja wyłączna inicjatywa. W tym roku przyłączyło się do ciebie wydawnictwo Ongrys. Jesteś zadowolony, będziesz to kontynuował?
Paweł Timofiejuk: Tak, jestem zadowolony. Będę kontynuował. Jednocześnie mogę zapewnić, że w tym roku nie będzie tak kontrowersyjnego komiksu jak "Muchy". Będzie jeden z dwóch komiksów, które są już przygotowane.
Tomasz Pstrągowski: Ta akcja spełnia swoje marketingowe zadanie?
Paweł Timofiejuk: Nie ma w tym zbyt wiele marketingu. To po prostu uzupełnienie oferty wydawnictwa. Prezent dla czytelników, którzy kupują nasze komiksy. Osiemset sztuk "Much" rozeszło się niemal od razu. Dobrze, że zachowałem dla siebie jeden egzemplarz, bo nawet tego bym nie miał.
Tomasz Pstrągowski: Wydaje Ci się, że jest możliwa sytuacja, by ktoś zaczął zarabiać na komiksie w Polsce? Zarówno od strony wydawców jak i rysowników?
Paweł Timofiejuk: Jest możliwe. Ale tylko wtedy, gdy komiks w Polsce wróci do prasy. To najprostsza metoda budowania targetu. Na niektórych komiksach można zarobić. Na "Mausie", "Blankets", "Fun Home", "Watchmenach". Ale to są wyjątki, strzały. Większość zysków idzie później na kolejne tytuły, na rozkręcanie biznesu.
Tomasz Pstrągowski: Podejmujesz jakieś kroki, by wejść do prasy?
Paweł Timofiejuk: Jako wydawca nie mam zbyt wielu okazji. Ale jeżeli mam możliwość, staram się kojarzyć twórców z wydawcami gazet, którzy odzywają się do mnie, gdy potrzebują rysownika. Niestety, jeżeli twórca ma jakieś oczekiwania finansowe, a tworzenie codziennego stripu do gazety, to nie jest praca, którą wykonuje się w 15-20 minut, to zajmuje często cały dzień, okazuje się, że zleceniodawca rezygnuje. Bo najczęściej poszukiwał jelenia, który zrobi to za darmo, w zamian "za możliwość promowania się". Dochodzimy do absurdu, w którym twórca komiksowy ma robić rzeczy za darmo, tylko by się promować. A to nie o to chodzi. Twórca komiksowy ma takie samo prawo otrzymywać godną zapłatę.
Przede wszystkim trzeba zmienić mentalność wydawców prasy. Są miejsca, w których pasek komiksowych jest doceniany. Na przykład w gazecie "Hiro", gdzie ukazuje się pasek Bartosza Sztybora i Jakuba Rebelki. Ale większość wydawców prasy ma inne podejście.
Tomasz Pstrągowski: Nie dorobiłeś się fortuny na wydawaniu komiksów?
Paweł Timofiejuk: Nie. I nie przewiduję, bym się dorobił.
Tomasz Pstrągowski: To, dlaczego to robisz?
Paweł Timofiejuk: Bo to lubię. Dla zabawy, dla tego dreszczyku emocji, że udało się wydać kolejną fajną rzecz. Poza tym lubię komiksy.
Tomasz Pstrągowski: Ponad rok temu powołaliście do życia Mroję Press. Dlaczego jest to nowy twór, a nie po prostu kolejne komiksy Timofa?
Paweł Timofiejuk: Dlatego, że sam nie byłbym w stanie pociągnąć tego finansowo. Postanowiłem podzielić wydawnictwo na imprinty. Jest Timof Comics, jest Mroja Press i finansowana przez chłopaków Dolna Półka. Mroja powstała po to, by mając pewien kapitał, wydawać komiksy przede wszystkim z Zachodu.
Tomasz Pstrągowski: Nie uważasz, że to strzał na ślepo? Mroja stara się sięgać po komiksy popularne, ale wciąż trzyma się niszowej stylistyki. Sięga po Lewisa Trondheima, Joanna Sfara. Komiksy, które nie są typowym mainstreamem.
Paweł Timofiejuk: To zależy, co nazwiemy typowym mainstreamem.
Tomasz Pstrągowski: Europejskie fantasy, sensacja, komiks frankoński...
Paweł Timofiejuk: Po wynikach sprzedaży można powiedzieć, że Sfar i Trondheim sprzedają się znacznie lepiej niż tak zwany mainstream. Poza tym mainstream nie sprzedaje się w Polsce wcale tak rewelacyjnie jakby się wydawało. Widać to po wynikach sprzedaży. Nawet Egmont zakończył wydawanie albumowe komiksów tak zwanych mainstreamowych. Sprzedają się tylko wydania zbiorcze.
Tomasz Pstrągowski: Dużo osób w Polsce bardzo źle wypowiada się o krytyce komiksowej. O tekstach ukazujących się na serwisach, blogach, w magazynach internetowych. Myślisz, że naprawdę jest tak źle?
Paweł Timofiejuk: Jest źle, ponieważ ludzie, którzy piszą o komiksach czują się zwolnieni z odpowiedzialności za słowo. Uważają, że nie muszą sprawdzać podstawowych informacji. Mylą pewne pojęcia. Źle przypisują autorstwo komiksów. Chodzi o błędy, których można uniknąć korzystając nawet tylko z internetowej wyszukiwarki. Jest za mała dbałość o słowo. Jeżeli wpadki zdarzają się nagminnie, to coś jest nie tak.
Nie podoba mi się też krytyka polegająca na streszczeniu. Krytyka powinna się skupiać na wszystkich warstwach składających się na komiks. W zasadzie jak najmniej powinna streszczać. Nie zajmować się tylko i wyłącznie treścią samego dzieła. Komiks to nie są proste opowiastki. To zjawisko graficzne i artystyczne. Trzeba umieć odnieść je do całej kultury, w której egzystuje. Komiks to nie jest wyrwane z kontekstu zjawisko istniejące na pustyni. Komiks istnieje w kontekście kulturowym. Jeżeli mamy do czynienia z określonym komiksem amerykańskim, to powinniśmy umieć czytać go pod kątem tego, co się dzieje w społeczeństwie amerykańskim, w tamtejszej polityce.
Tomasz Pstrągowski: Nie ma żadnego polskiego krytyka, którego być cenił?
Paweł Timofiejuk: Są. Na pewno są to dziennikarze piszący o komiksie dla "Dziennika. Gazety Prawnej". Jakub Demiańczuk i Katarzyna Nowakowska. Adam Gawęda, Bartosz Sztybor... (długa cisza) Tych najbardziej cenię.
Tomasz Pstrągowski: Należysz do Polskiego Stowarzyszenia Komiksowego. Po co powołaliście to stowarzyszenie?
Paweł Timofiejuk: Pewne środowiska, w pewnym momencie znajdują się w punkcie, w którym nie ma odwrotu. Albo nadal organizujemy rzeczy na dziko, albo spróbujemy wydobyć taki głos, który będzie słyszalny na ogólnym forum kultury.
Tomasz Pstrągowski: Myślisz, że wasze stowarzyszenie ma szansę się przebić?
Paweł Timofiejuk: Myślę, że tak. Już się przebija. Chociażby współorganizując konkurs dla dzieci z ośrodków społecznych i domów dziecka z Przedstawicielstwem Komisji Europejskiej. Czy prowadząc warsztaty w różnych punktach w Warszawie i okolicach. Pomagając przy MFK. Organizując, w tym roku po raz pierwszy Festiwal Komiksowa Warszawa.
Tomasz Pstrągowski: No właśnie. Co z festiwalem?
Paweł Timofiejuk: Powstała strona internetowa. Mamy program. On może ulec jeszcze zmianie, ale podstawowe informacje już są. W tej chwili jest potwierdzona obecność jednego zagranicznego gościa - Jeffa Lemire'a. Zapraszam do sprawdzenia na stronie komiksowawarszawa.pl
Tomasz Pstrągowski: To może być pytanie trochę nie do ciebie, ale co się stało z Warszawskimi Spotkaniami Komiksowymi?
Paweł Timofiejuk: Od samego początku członkom naszego stowarzyszenia nie podobała się istniejąca formuła WSK. Nie podobało nam się to, że jest marnowany potencjał tkwiący w środowisku. Impreza nie wychodziła na zewnątrz. Organizatorzy WSK w kółko powtarzali, że komiks to getto i my mamy siedzieć w tym getcie i handlować komiksami. My byliśmy otwarci na dogadanie się z organizatorami WSK. Niestety drugiej stronie na tym nie zależało. Więc podjęliśmy decyzję, że sami zorganizujemy imprezę. Dalsze pytania o WSK trzeba kierować do jej organizatorów.
Dla nas liczy się przede wszystkim wyjście do ludzi i pokazanie komiksu, jako samodzielnej sztuki. Dlatego będą organizowane liczne wystawy komiksowe. Rozmieszczone po całym mieście i zaplanowane na cały kwiecień. Komiks ma być promowany w taki sposób, by włączyć w to mieszkańców miasta.
Tomasz Pstrągowski: Jakie dalej plany ma Timof?
Paweł Timofiejuk: W kwietniu planujemy wydać trzy komiksy Craiga Thompsona. Nie jestem pewien, czy uda się wydać wszystkie trzy, ale postaramy się. Na pewno ukaże się wznowienie "Blankets" i "Żegnaj, Chunky Rice". A czy "Dziennik podróżny" ukaże się w połowie miesiąca, pod koniec, czy nieco później, to zobaczymy.
W czerwcu Mroja wyda drugi tom "RG". Na BFK planujemy wydanie "Mojego chłopca". Na jesieni ukaże się drugi komiks Aleksa Robinsona. Jeżeli Alex się zgodzi to zaprosimy go z tej okazji do Polski na Festiwal w Łodzi. Wyjdzie też kolejny komiks Fliksa. Stowarzyszenie pracuje nad tym, by zaprosić do Łodzi dużą ilość niemieckich twórców.
Tomasz Pstrągowski: Od początków istnienia Mroji w planach pojawia się "Lost Girls". Po raz kolejny premiera tego komiksu została przełożona.
Paweł Timofiejuk: Nie ja dokonywałem zapowiedzi terminu wydania. Nie było szans, byśmy wydali ten komiks w 2009 roku. W tej chwili wydaje się, że damy radę wydać go w 2010 roku. Ale to też nie jest sprawa stuprocentowo pewna. Będziemy się starali zdążyć. Komiks ten wymaga dużego nakładu pracy. I do tłumacza i od literników. Kwestia praw jest już rozwiązana.
Tomasz Pstrągowski: Nie boicie się oskarżeń o szerzenie pornografii i pedofilii?
Paweł Timofiejuk: Nie. Nawet byłbym zadowolony z takich oskarżeń, bo byłaby szansa zrobienia od razu dodruku.
Tomasz Pstrągowski: Ostatnie pytanie. Co z dodatkami do "From Hell"?
Paweł Timofiejuk: Tydzień temu skończyliśmy obróbkę tekstów. Wersja pierwotna zakładała, że wydamy sfotografowane z mikrofilmów materiały. Niestety po wydruku próbnym nie nadawało się to w ogóle do wydania. Każdy z tych tekstów trzeba było przepisać, poprawić, czasami wrócić do biblioteki i sięgnąć do źródła. Sprawdzić czy zamazane słowa nie są przypadkiem widoczne na mikrofilmie. Udało się to w ubiegłym tygodniu zakończyć, mam nadzieję, że w ciągu miesiąca-dwu rozpoczniemy wysyłkę do tych, którzy zamówili "From Hell" w przedsprzedaży.
Tomasz Pstrągowski: Dziękuję za rozmowę.