Lisa Stansfield i pierwiastek czystego piękna

Angielka Lisa Stansfield, która 11 kwietnia tego roku obchodzić będzie swoje 50. urodziny, to jedna z najbardziej nietuzinkowych artystek muzyki pop, soul i R'n'B. Jej pierwsze zetknięcie się ze sceną nastąpiło w 1982 roku i było związane ze zwycięstwem w telewizyjnym konkursie wokalnym. Gwiazdą została dopiero po wydaniu debiutanckiego albumu "Affection" (1989), głównie za sprawą wielkiego przeboju "All Around the World" (1. miejsce w Anglii, 3. w USA). Następne single również się podobały, zwłaszcza "Change" i "All Woman" z drugiego albumu "Real Love" (1991), a także kompozycje z krążków "So Natural" (1993) i "Lisa Stansfield" (1997). Artystka ma na koncie liczne nagrody, w tym BRIT Award. Sprzedała ponad dwadzieścia milionów egzemplarzy swoich płyt. Jej ostatni album, "Seven", trafił na sklepowe półki w 2014 roku i spotkał się z bardzo dobrym odbiorem.

Lisa Stansfield i pierwiastek czystego piękna
Źródło zdjęć: © mat. prasowy

12.01.2016 | aktual.: 12.01.2016 13:37

W sobotę, 12 marca, Lisa Stansfield będzie gwiazdą koncertu "Night of the Proms" w Atlas Arenie w Łodzi, obok Zucchero, Johna Milesa i Simple Minds. Obok wspomnianych gwiazd na scenie pojawi się też instrumentalistka Jennifer Pike oraz orkiestra symfoniczna Il Novecento i Akademicki Chór Politechniki Łódzkiej. Polskę reprezentować będzie zespół Blue Cafe.

Dlaczego zdecydowałaś się wziąć udział w "Night of the Proms"?

To po prostu wspaniałe koncerty. Wiem coś o tym, bo w latach 90. już w nich uczestniczyłam. Zaśpiewam z orkiestrą symfoniczną, a nic nie jest w stanie tak pięknie wyrazić emocji jak ona. Na dodatek wystąpię u boku Zucchero, Simple Minds i Johna Milesa.

Wiesz już co zaśpiewasz?

Największe przeboje, jak "All Around the World", plus może coś z mojej ostatniej płyty "Seven". Nie będę miała takiego problemu z wyborem utworów jak przy normalnych koncertach, które trwają około 100 minut. Po wydaniu siedmiu albumów nie jest łatwo postawić na kilkanaście piosenek, na szczęście zajmuje się tym mój mąż [Ian Devaney, producent i współautor muzyki Lisy - przyp. aut.] i zespół.

Masz jakieś "przedkoncertowe" rytuały?

Tylko jeden, choć kiedyś musiałam robić długą rozgrzewkę. Dziś śpiewam, a właściwie wykrzykuję "I Just Wanna Make Love To You" Etty James. I wcale nie dlatego, że to piosenka pełna seksu [śmiech]. Dzięki niej mój głos świetnie się nagrzewa. Pomogło mi też to, że kilka lat temu rzuciłam palenie.

Obraz
© (fot. mat. prasowy)

Nie jest tajemnicą, że przez blisko dziesięć lat praktycznie nie koncertowałaś, skupiając swoją energię na karierze aktorskiej. Nie czułaś strachu przed powrotem na scenę?

Masz na myśli tremę? Oczywiście, że pewne obawy były. Ale wraz z zaśpiewaniem pierwszej piosenki na koncercie w Londynie w 2012 roku czułam się tak, jakbym nigdy ze sceny nie zeszła. To było chyba "Set Your Loving Free". Dla mnie każdy koncert jest ważny i szczególny, nie gram ich zresztą wcale tak wiele.

Miałaś kiedyś tak zwany moment "ego", moment myślenia, że jesteś lepsza niż inni?

Jeśli pytasz, czy odbiła mi palma, zapewniam, że nie [śmiech]. Zawsze twardo stąpałam po ziemi. Trzymam się od lat prostej dewizy: "Nie udawaj kogoś, kim nie jesteś". Uważam, że to głupie i nienaturalne. Jeśli ktoś udaje, prędzej czy później i tak wyjdzie to na powierzchnię.

Łatwo cię wyprowadzić z równowagi?

Nie bardzo. Chyba że jest się osobą, która mówi, że coś zrobi, a tego nie robi. W ogóle denerwują mnie fałszywi ludzie. Na swojej drodze spotkałam takich wielu. Szkoda czasu i miejsca, by o nich opowiadać.

Podobno żadna gwiazda nie może obyć się bez choćby jednego stalkera. Spotkałaś kiedyś szalonego fana?

Był taki, w Ameryce. Jeździł za nami cały czas, chodził na wszystkie koncerty, a potem godzinami czatował pod hotelami. Kiedy w końcu nasz ochroniarz zasugerował mu, że takie zachowanie nie jest zbyt zdrowe, odpuścił. Może i w tej historii nie ma nic nadzwyczajnego, ale ten facet naprawdę robił dziwne wrażenie, było w nim coś niepokojącego.

Jesteś nie tylko piosenkarką, ale i kompozytorką. Czym jest dla ciebie muzyka?

Potężną mocą. Dla wielu ludzi życie bez niej wyglądałoby zupełnie inaczej, bardziej ubogo. Niektórzy wiodą ciężki żywot, ciężko pracują, wracają do domu i w dźwiękach ulubionych artystów znajdują jakąś formę ukojenia, poprawienia nastroju, odpoczynku. Jestem szczęśliwa, że należę do grona ludzi, którzy mogą się do tego przyczynić i sprawić, że komuś żyje się lepiej.

Obraz
© (fot. mat. prasowy)

Pozostałaś też fanką?

Oczywiście, przede wszystkim soulu. W moim życiu zawsze jest czas na soul, na artystów pokroju Marvina Gaye'a, Arethy Franklin czy Barry'ego White'a. W ich muzyce zawarty jest pierwiastek czystego piękna. Ale nie tylko w ich. Jedną z najbliższych mi artystek jest Édith Piaf, kocham też Claude'a Debussy'ego. Szaleję za Adele, jest niesamowita! Trzymam się jednak pewnej zasady. Nigdy nie słucham, kiedy komponuję. Boję się, że coś mogłoby mnie zbytnio zainspirować. Dobra muzyka powinna być niepowtarzalna. Tylko wtedy ma szansę stać się czymś ponadczasowym.

Co sądzisz o programach w rodzaju "Idol" czy "X-Factor"?

Nie jestem ich fanką. Może i wyłoniło się z nich kilka gwiazd, ale są też powodem frustracji setek nie mniej utalentowanych artystów, którym się nie udało.

Co w swojej pracy lubisz najbardziej, a za czym nie przepadasz?

Lubię moment tworzenia i nagrywania, pewnej kreacji, dzięki której czuję, że coś po sobie zostawiam. Lubię spotkania z publicznością, czas, kiedy śpiewam swoje piosenki. Nie znoszę za to podróży, ponieważ zajmują zbyt wiele czasu. Nawet nie same podróże, a wielogodzinne czekanie na samolot. Odnoszę wrażenie, że połowę życia spędziłam na lotniskach [śmiech]. Ale nie chcę narzekać. Nie mam prawa, ponieważ mam za sobą naprawdę cudowne lata. Większość ludzi dałaby sobie odciąć rękę, żeby przeżyć to, co ja. Wspaniale jest wiedzieć, że mogę swoją muzyką sprawiać innym tyle radości. Pazernością byłoby chcieć czegoś więcej.

Masz jakieś credo, którego się na co dzień trzymasz?

Po prostu żyj. Rób jak najwięcej miłych rzeczy i nie wyrządzaj innym krzywdy. Jeśli będziesz się tego trzymać, masz szansę wieść piękne i szczęśliwe życie. Takie jak moje, choć zapewne zupełnie inne.

Rozmawiał: Paweł Piotrowicz

Źródło artykułu:WP Kobieta
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)