Lily James i Armie Hammer dla WP: "To jest surrealistyczne". Skomentowali sytuację w kulturze
- Wyobraź sobie izolację bez dostępu do książek, filmów czy seriali. Ludzie by poszaleli - mówi Armie Hammer w rozmowie z WP. Razem z Lily James zagrał w nowym filmie Netfliksa, "Rebeka". Opowiedzieli nam o kulisach pracy nad tą produkcją.
Jesteśmy w momencie, gdzie kina na całym świecie walczą o przetrwanie. Premiery są przekładane i dobrze ma się tylko to, co pokazywane jest w internecie. Jak wasz nowy film – "Rebeka". Jak wy, jako aktorzy, oceniacie tę piekielnie trudną sytuację dla kultury?
Lily James: To jest surrealistyczne, bardzo trudne i nie fair. Sytuacja w teatrach jest równie dramatyczna. To, co stało się z kinami, można porównać do wypchnięcia ich pod pędzący autobus. Myślę, że i tak to przetrwają, bo tak się już w przeszłości działo. Nic nie zastąpi doświadczenia, jakim jest pójście do kina i obejrzenia filmu na dużym ekranie w towarzystwie ludzi, którzy przeżywają go razem z tobą. Czy się śmieją, czy płaczą. Nie ma wyjścia. Kina prędzej czy później wrócą do życia.
Armie Hammer: Kina przeżyły gorsze czasy. Pandemie, wojny światowe. Ludzie potrzebują sztuki w życiu. Wyobraź sobie izolację bez dostępu do książek, filmów czy seriali. Ludzie by poszaleli. Być może zmieni się odbiór sztuki, ale moim zdaniem wrócimy za jakiś czas do normalności.
"Rebeka" to adaptacja kultowej książki. Dziś tego zadania podjął się Ben Wheatley, ponad 80 lat temu – Alfred Hitchock. Oglądaliście tamten film?
Lily: Widziałam "Rebekę" Hitchcocka i wyciągnęłam z tego seansu najwięcej jak się da. Ale "Rebekę" z 2020 r. opowiadamy na nowo. To adaptacja książki i nie ma nic wspólnego z robieniem remake’u filmu z 1940 r.
Armie: Ja tamtego filmu nie widziałem. I nie czytałem też wcześniej książki, ze względu na trudną naturę amerykańskiego systemu szkolnictwa, której doświadczyłem, gdy byłem młodszy. Książkę przeczytałem dopiero, gdy mnie zatrudnili do tego filmu.
Od razu zafascynowała cię propozycja zagrania Maxima de Winter?
Armie: Nie znam wielu reżyserów, którzy porwaliby się na to, by rywalizować z filmem Hitchcocka. Ben ma jaja, żeby to zrobić. To jest jeden z tych gości, za którym chcesz iść na wojnę. Ben ma niezwykły umysł, jest fantastycznym reżyserem ze wspaniałymi pomysłami na sceny. Jeśli taki reżyser dzwoni i pyta, czy zagrasz w jego nowym filmie, odpowiedzią może być tylko: tak!
Lily, ty wcielasz się w główną bohaterkę, panią de Winter.
Lily: Szczerze to jeszcze zanim Ben przedstawił mi szczegółowo swoją wizję to ja wiedziałam, że chcę w to wejść. Na początku, gdy usłyszałam, że tworzy się nowa "Rebeka", pomyślałam sobie, po co wchodzić jeszcze raz w tę historię. Ale gdy przyjrzeć się temu bliżej, to robienie tej kultowej historii przez Bena jest doskonałym pomysłem. Nie tylko ze względu na to, że to coś zupełnie innego w jego karierze. Jego "Rebeka" jest bardzo mroczna, pokręcona i wkręca się w ludzką psychikę, stawia mocne pytania o człowieczeństwo i relacje pomiędzy kobietami i mężczyznami.
A propos relacji między kobietami i mężczyznami. Jest taka historia z 1940 r. Lawrence Olivier, który grał głównego bohatera, podobno nie był zadowolony z wyboru jego ekranowej partnerki – Joan Fontaine. Powiedział jej, że wszyscy na planie jej nienawidzą. Tylko po to, żeby czuła się jeszcze gorzej, jeszcze bardziej zagubiona. To niby miało jej pomóc. Jak wyglądała wasza relacja na planie?
Armie: U nas od razu była pozytywna chemia. A dlaczego? Bo dali nam mnóstwo czasu na wspólne przygotowanie się i poznanie się bliżej. Normalnie jest tak, że produkcja dzwoni do ciebie i mówi, że masz pakować walizki, bo za dwa tygodnie stajesz na planie przed kamerą. A my dostaliśmy trzy tygodnie, podczas których spotykaliśmy się, by czytać scenariusz, książkę i gadać o poszczególnych scenach. Gdy dotarliśmy w końcu na południe Francji, by kręcić pierwsze ujęcia filmu, byliśmy już ze sobą bardzo blisko. Gdy w filmie nasi bohaterowie pierwszy raz się spotykają, czują, jakby znali się wieczność, są już pokrewnymi duszami. I te przygotowania bardzo ułatwiły nam wierne odtworzenie tego.
Jakim czarnym charakterem była Kristin Scott Thomas? Skrada się wam w filmie za plecami jak postać z horroru.
Armie: Opowiem coś o Kristin Scott Thomas, czego nie powie nikt inny z ekipy, bo to poważni profesjonaliści. Kristin położyła nas wszystkich na łopatki w pubie, w grze w rzutki, trzymając w jednej dłoni rzutkę, a w drugiej kufel piwa. Zawstydziła nas.
Lily: Tak, bardzo niebezpieczna, nieprzewidywalna kobieta.
Kristin wygląda fenomenalnie. Duża też w tym zasługa kostiumografów, którzy współtworzyli z wami ten filmowy świat. Tylko trudno ocenić, kiedy dokładnie rozgrywa się akcja filmu.
Lily: Ben zachęcał nas, żebyśmy nie traktowali tego jak pracy nad filmem kostiumowym i nie zwracali uwagi właśnie na to, kiedy dokładnie to się może dziać, w jakim momencie historii. Nie da się od tego całkowicie uciec, bo sytuacja mojej bohaterki jasno wskazuje na konkretną epokę, ale przesłanie filmu jest ponadczasowe. A sceny kręcone we Francji wyglądają tak, jakbyśmy dzisiaj byli tam na wakacjach…
Te piękne lokacje przypominają nam o miejscach, do których nie możemy teraz pojechać.
Armie: Przypominam, że jestem Amerykanem i nigdzie nie mogę się ruszyć!
Lily: No co ty, serio? Możesz!
Armie: Właśnie o to chodzi, że my Amerykanie nie stosujemy się do kwarantanny i dlatego nigdzie nie możemy się ruszyć.