Liga Banału
Dzięki restartowi uniwersum DC i utworzeniu serii The New 52, które miało miejsce w 2011 roku, scenarzysta Geoff Johns oraz rysownik Jim Lee otrzymali szansę opowiedzenia na nowo początku Ligi Sprawiedliwości.
27.08.2013 | aktual.: 12.03.2018 13:03
Pewnie większość osób, które sięgają po pierwszy tom "Ligi", decyduje się na to, gdyż zastanawia się nad pytaniami: Z jakim skutkiem udało się autorom dać podwaliny pod mitologię najbardziej rozpoznawalnych amerykańskich superherosów? czy "nowy początek" wnosi coś ciekawego? czy w jakiś nowatorski sposób podchodzi do starych opowieści o bohaterstwie, poświęceniu, przyjaźni, poczuciu sprawiedliwości i wspólnoty?
Z pewnością odświeżono ekipę, przewietrzono skład, ilość członków się nie zmieniła, nadal jest ich siedmioro, ale Martian Manhunter został zastąpiony przez młodego Victora Stone'a, który na kartach albumu zmienia się w postać o przydomku Cyborg. Bohaterowie dostali nowe stroje, utrzymane w znanej konwencji, ale tu dodano stójkę, tam lamówkę, trochę inny pas podtrzymujący trykoty. Z Flasha, Green Lanterna, Aquamana zrobiono niedoświadczonych, a przystojnych, młodzików. Superman jest bardziej stanowczy i mało przyjazny, już nie ma serca na dłoni. Wonder Woman zachowuje się jak trzpiotka. Zielona Latarnia ma jeszcze głupsze teksty niż zwykle. Aquaman jest arogancki jak zawsze. A Batman jest tylko człowiekiem i nie posiada żadnych mocy, co kilka razy jest mu wypomniane przez innych bohaterów.
Historia przedstawiona w "Początku" zaczyna się w Gotham City, Batman ściga postać z innego świata/wymiaru, która podrzuciła nieznane urządzenie w formie sześcianu. Pojawia się Green Lantern, który próbuje pomóc Mrocznemu Rycerzowi, ale właściwie bardziej mu przeszkadza. Próbując zidentyfikować miejsce pochodzenia sześcianu dochodzą do wniosku, że może mieć ono coś wspólnego z Supermanem, który przecież też pochodzi z obcej planety. On nie przyjmuje ich z otwartymi ramionami, dochodzi od starcia, próby sił między superbohaterami. Panowie przestają rywalizować ze sobą dopiero wtedy, gdy zagrożenie ze strony obcych sił staje się realne i ogarnia swoim działaniami nie tylko ich podwórko.
Właśnie na innym podwórku dołączają do nich pozostali członkowie przyszłej Ligi. Geoff Johns zamierzył sobie, że to przypadek i wspólne zagrożenie połączy bohaterów w jedną ekipę, która będzie mogła pokonać wrogie siły, jeśli zewrze szeregi i samodzielnie skieruje się przeciw siłom Darkseida, który dostał rolę pierwszego antagonisty Ligi Sprawiedliwości.
Z mojego punktu widzenia historia jest nijaka. Czytając, miałem wrażenie, że jest nie tyle pretekstem do zebrania najważniejszych bohaterów DC Comics w jedną ekipę, ale raczej do** pokazanie efektownych eksplozji, efekciarskich pościgów, płonących budynków, nawalania się po twarzach i krążących nad dachami budynków helikopterów. Dla mnie mało interesujące, ale dla mego **13-letniego kuzyna bardzo. Jemu się pierwszy tom "Ligi Sprawiedliwości" spodobał, mi nie. Widać odświeżenie formuły działa, ale na młodych.