Liga Banału
Dzięki restartowi uniwersum DC i utworzeniu serii The New 52, które miało miejsce w 2011 roku, scenarzysta Geoff Johns oraz rysownik Jim Lee otrzymali szansę opowiedzenia na nowo początku Ligi Sprawiedliwości.
Pewnie większość osób, które sięgają po pierwszy tom "Ligi", decyduje się na to, gdyż zastanawia się nad pytaniami: Z jakim skutkiem udało się autorom dać podwaliny pod mitologię najbardziej rozpoznawalnych amerykańskich superherosów? czy "nowy początek" wnosi coś ciekawego? czy w jakiś nowatorski sposób podchodzi do starych opowieści o bohaterstwie, poświęceniu, przyjaźni, poczuciu sprawiedliwości i wspólnoty?
Z pewnością odświeżono ekipę, przewietrzono skład, ilość członków się nie zmieniła, nadal jest ich siedmioro, ale Martian Manhunter został zastąpiony przez młodego Victora Stone'a, który na kartach albumu zmienia się w postać o przydomku Cyborg. Bohaterowie dostali nowe stroje, utrzymane w znanej konwencji, ale tu dodano stójkę, tam lamówkę, trochę inny pas podtrzymujący trykoty. Z Flasha, Green Lanterna, Aquamana zrobiono niedoświadczonych, a przystojnych, młodzików. Superman jest bardziej stanowczy i mało przyjazny, już nie ma serca na dłoni. Wonder Woman zachowuje się jak trzpiotka. Zielona Latarnia ma jeszcze głupsze teksty niż zwykle. Aquaman jest arogancki jak zawsze. A Batman jest tylko człowiekiem i nie posiada żadnych mocy, co kilka razy jest mu wypomniane przez innych bohaterów.
Historia przedstawiona w "Początku" zaczyna się w Gotham City, Batman ściga postać z innego świata/wymiaru, która podrzuciła nieznane urządzenie w formie sześcianu. Pojawia się Green Lantern, który próbuje pomóc Mrocznemu Rycerzowi, ale właściwie bardziej mu przeszkadza. Próbując zidentyfikować miejsce pochodzenia sześcianu dochodzą do wniosku, że może mieć ono coś wspólnego z Supermanem, który przecież też pochodzi z obcej planety. On nie przyjmuje ich z otwartymi ramionami, dochodzi od starcia, próby sił między superbohaterami. Panowie przestają rywalizować ze sobą dopiero wtedy, gdy zagrożenie ze strony obcych sił staje się realne i ogarnia swoim działaniami nie tylko ich podwórko.
Właśnie na innym podwórku dołączają do nich pozostali członkowie przyszłej Ligi. Geoff Johns zamierzył sobie, że to przypadek i wspólne zagrożenie połączy bohaterów w jedną ekipę, która będzie mogła pokonać wrogie siły, jeśli zewrze szeregi i samodzielnie skieruje się przeciw siłom Darkseida, który dostał rolę pierwszego antagonisty Ligi Sprawiedliwości.
Z mojego punktu widzenia historia jest nijaka. Czytając, miałem wrażenie, że jest nie tyle pretekstem do zebrania najważniejszych bohaterów DC Comics w jedną ekipę, ale raczej do** pokazanie efektownych eksplozji, efekciarskich pościgów, płonących budynków, nawalania się po twarzach i krążących nad dachami budynków helikopterów. Dla mnie mało interesujące, ale dla mego **13-letniego kuzyna bardzo. Jemu się pierwszy tom "Ligi Sprawiedliwości" spodobał, mi nie. Widać odświeżenie formuły działa, ale na młodych.