Licha robota...

Autorami rysunków jest para polskich rysowników mieszkających na stałe w Anglii: Danusia Schejbal, która zrobiła ilustracje do opowiadania pt.: "Uranowe uszy" oraz Andrzej Klimowski, który zaadaptował na język komiksu opowiadanie pt.: "Zakład doktora Vlipediusa".

Licha robota...
Źródło zdjęć: © komiks.wp.pl

09.01.2012 | aktual.: 29.10.2013 17:06

Twórczości Stanisława Lema nie trzeba w naszym kraju, jak i zagranicą, specjalnie przybliżać. Jest tym pisarzem, o którym w albumie "Tymczasem" autorstwa Grzegorza Janusza oraz Przemka Truścińskiego - innym komiksie wydanym w ramach Polskiej Prezydencji w Radzie UE - mówi się: "Tyle razy mówiłem panu, żeby to zdjąć! Lem nie dostał Nobla!", "Ale należał mu się! (...) Lem to najgenialniejszy pisarz wszech czasów".Może i tak, jednak czytając "Robota..." niekoniecznie można się o tym przekonać.

Określenie "powieść graficzna" pojawiające się w podtytule książki, zostało użyte, moim zdaniem, mocno na wyrost. W wypadku tego albumu mamy raczej do czynienia ze zbiorem dwóch nowel, opowiadań graficznych, które nie tworzą wspólnej narracji, w żaden sposób się ze sobą nie łączą. Chyba, że za powód umieszczenia akurat tych opowiadań w jednym zbiorze, uznamy szeroko rozumianą tematykę cybernetyczną. Właściwie bardzo trudno odgadnąć zamysł redaktorów tego zbioru. Po przeczytaniu, bez odpowiedzi pozostają pytania: Dlaczego te opowiadania, a nie inne? Dlaczego razem? Dlaczego zdecydowano się na tych rysowników? Dlaczego taki konwencjonalny sposób podejścia do rysunków? Dlaczego tak dosłownie?

W wypadku "Uranowych uszu" mamy do czynienia z przypowieścią niemalże biblijną. Pewien inżynier-kosmogonik stwarza całe światy, tworzy planety niczym Bóg. Jedna z nich - Aktynuria - zostaje opanowana przez okrutnego tyrana, zwanego Architorem. Tyranowi przeciwstawia się młody naukowiec Pyron, którego knowania przeciw satrapie zostają odkryte i dlatego umieszczony zostaje w więzieniu. Wszystko się dobrze kończy, ponieważ we właściwym czasie pojawia się Kosmogonik i pomaga uciśnionemu ludowi robotów. Nie przepadam za takimi metaforycznymi ujęciami losów ludzkości, ale rozumiem siłę jaka drzemie w takich przypowieściach. Jak już wspomniałem, ilustracje do tego opowiadania zrobiła Danusia Schejbal. Rozmyślnie używam słowa "ilustracje". Siłą, która napędza i konstruuje tę adaptację są całe zdania wycięte z opowiadania Lema i zaprezentowane jako zdania oznajmujące narratora.Rysunki przedstawiają dosłownie to, co zostało napisane. Myślę, że lepiej by było, gdyby w książce zamieszczono cały tekst opowiadania
"Uranowe uszy", umieszczając ilustracje obok tekstu.

Dużo lepiej z językiem komiksu i formą adaptacji poradził sobie Andrzej Klimowski, przenosząc w kadry opowiadanie "Zakład doktora Vlipediusa". Opisuje się w nim przypadek pisarza Ijona Tichego, który odkrywa niepokojącą prawdę o podmianie ludzi na roboty, która ma miejsce w tytułowym zakładzie. Narracja prowadzona jest za pomocą dialogów postaci znajdujących się w kadrze. Kadry są ze sobą powiązane, akcja przenoszona jest sprawnie z planszy na planszę, nawet jeśli nie pojawia się żaden słowny komentarz.

Mimo wszystko nie mogę uznać książki "Robot..." za udaną próbę przetransponowania prozy Stanisława Lema na sztukę komiksową.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)