Kultowy "Miś" miał być inny. Cenzura wypatroszyła komedię Barei
Kanał Telewizja WP pokaże jedną z najlepszych polskich komedii wszech czasów. Jednak wersja, którą zobaczycie, mocno różni się od tej pierwotnej. Cenzura nie miała litości ani dla "Misia", ani dla jego reżysera Stanisława Barei.
08.06.2019 | aktual.: 08.06.2019 18:55
"Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz" wylądowało na półce, premierę "Bruneta wieczorową porą" stale opóźniano, a z kultowego już "Misia" wycięto niezwykle istotną scenę, bo cenzorzy dobrze rozumieli, że Stanisław Bareja kpi sobie, choć w nieco zawoalowany sposób, ze "skostniałego systemu".
Schlebianie gustom publiczności
Bareja był znienawidzony w środowisku filmowym. Koledzy po fachu kpili sobie otwarcie, twierdząc, że jego filmy niewiele mają wspólnego ze sztuką, bo podczas gdy oni kręcili "kino moralnego niepokoju", on "schlebiał gustom publiczności".
- Zarzucano mu "antysocjalistyczną wymowę, kłamstwa, brudną propagandę i nienawiść do klasy robotniczej" - wspominał Zdzisław Pietrasik.
Sam Bareja krytykę przyjmował z godnością i twierdził, że za część jego twórczości należało mu się kilka gorzkich słów.
- Powiem szczerze za pewną grupę filmów byłem słusznie bity. W latach 60. znalazłem się w grupie produkcyjnej, która była nastawiona na robienie filmów komercyjnych - mówił w "Filmie".
To, co się ludziom podoba
Jednak widzowie rzadko kiedy narzekali na jego twórczość.
- Umiem robić to, co się ludziom podoba – przyznawał Bareja. Ale dodawał zaraz, że nigdy "nie schlebiał gustom drobnomieszczańskim".
- Natomiast jest prawdą, że robiłem filmy rozrywkowe, po prostu. Wydawało mi się, że potrzebne są komedie podobne do tych jakie sprowadzaliśmy wtedy z Ameryki - tłumaczył.
Kazimierz Kutz ukuł nawet termin "bareizm", który oznaczać miał "coś w złym stylu". Dla Barei to był cios.
- Bardzo mnie to zabolało - przyznawał reżyser w rozmowie ze Zdzisławem Pietrasikiem. - Bo jak atakuje nieznajomy, nie jest to dla mnie czymś strasznym, ale kiedy to robi przyjaciel...
Walka z cenzurą
Bareja musiał jednak przyzwyczaić się do upokorzeń i do rzucanych mu stale pod nogi kłód. Nie mógł też liczyć na niczyje wsparcie.
- Film jest okropnie płaski - powiedział o "Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz" Janusz Wilhelmi, szef Komitetu Kinematografii. - Nie powinniśmy żerować na niskim stanie umysłów widzów, bo to nie jest zadaniem kinematografii. Film przyjąłem bardzo źle. Pierwszy raz spotkałem się z podobnym produktem. To jest straszliwe.
- Najpierw film odłożono na półki, a po nagłej zmianie szefa kinematografii zgodzono się na jego udostępnienie, ale tylko w 6 kopiach i za cenę usunięcia 300 metrów - opowiadał Bareja w "Filmie".
Bez taryfy ulgowej
Władzom nie spodobała się również inna komedia Barei, której premierę opóźniano o kilka miesięcy.
- "Brunet wieczorową porą" fryzowany był trzykrotnie w odstępach kilkutygodniowych. Za każdym razem film trzeba było rozmontowywać, na nowo przegrywać dialogi, sklejać - wspominał reżyser w "Filmie". - A, że to kosztowało dziesiątki tysięcy, nikogo nie bolała głowa.
Batalia o ''Misia''
Ale prawdziwe zastrzeżenie cenzury wzbudził "Miś".
- Lista pokolaudacyjnych poprawek wynosiła 38 pozycji. Wycięcia i zmiany w obrazie, w dialogach. Nie mogło być na przykład zbliżenia polskiej szynki w londyńskim sklepie, choć to nie taka tajemnica, że eksportujemy mięso na Zachód - wspominał Bareja.
Ale na tym nie koniec.
- Nie można było pokazać wiecujących filmowców, ani też kupowania mięsa w kiosku Ruchu itp. W sumie zmiany oznaczały usunięcie 700 metrów, czyli jednej czwartej filmu. Czuwano również nad właściwym kształtem scenariusza. Na przykład mój bohater nie mógł się nazywać Ryszard Nowohucki - wspominał w "Filmie".
Z "Misia"wycięto również jedną bardzo ważną scenę. Wyglądała następująco:
pasażer malucha głośno kicha. Auto rozpada się na kawałki. Widzą to ludzie w pobliskim gmachu. Wybuchają śmiechem. Zaczyna się sypać tynk z sufitów w ich biurach. Szyby drżą, przesuwają się meble. Lada moment zarysują się ściany. Przerażony dyrektor krzyczy: "Przestańcie się śmiać, bo nam się tu wszystko rozpadnie!".
Dlaczego scenę usunięto? Bowiem cenzorzy dobrze wiedzieli, o co chodzi. Śmiech miał być "bombą podłożoną pod skostniały system".
''On znał życie i prawdę obecną wokoło nas''
- Krytyka korzysta z okazji, kiedy może komuś zdrowo przyłożyć. Tylko publiczność, złakniona chwili relaksu, na ogół nie przepuszcza żadnego z moich filmów - wspominał reżyser "Misia".
Dopiero po latach Bareja doczekał się zasłużonych słów uznania.
- Cała szkoła moralnego niepokoju nie jest warta jednego filmu Barei - twierdził Juliusz Machulski w wywiadzie dla Stopklatki.
- Kiedy my żyliśmy ideami, on znał życie i prawdę obecną wokoło nas - wtórował mu Andrzej Wajda, a Janusz Morgenstern dodawał, że jego filmy "były proste, ale nie prostackie".
- Staszek wiedział, że przeżyje komunizm, że doczeka zmian - mówiła jego żona. - Był pewien, że one nastąpią. Tu się pomylił tylko w jednym: nie dożył. Ale zmiany nastąpiły. Więc miał rację. Stanisław Bareja zmarł na atak serca 14 czerwca 1987 r.