Kultowe żarty prowadzących - zawsze śmieszne czy już żałosne?
Przez długi czas żart na rozpoczęcie programu wydawał się idealnym wprowadzeniem widza w dobry nastrój. Jednak takie myślenie obowiązywało w epoce przed „Familiadą”. Obecnie „żart prowadzącego” kojarzony jest głównie z mało zabawnymi anegdotami, które od lat serwuje nam Karol Strasburger. A jak się to wszystko zaczęło?
Śmiech na siłę?
Przez długi czas żart na rozpoczęcie programu wydawał się idealnym wprowadzeniem widza w dobry nastrój. Jednak takie myślenie obowiązywało w epoce przed „Familiadą”. Obecnie „żart prowadzącego” kojarzony jest głównie z mało zabawnymi anegdotami, które od lat serwuje nam Karol Strasburger. A jak się to wszystko zaczęło?
Emitowana od 1994 roku „Familiada” jest teleturniejem dla rodzin i przyjaciół. Uczestnicy odpowiadają na najróżniejsze pytania, na ogół niewymagające od graczy terminologii specjalistycznej, a jedynie trafnego wskazania nastrojów społecznych, wiedzy potocznej czy obiegowych opinii.
Nie wiadomo, kiedy dokładnie gospodarz „Familiady” wpadł na pomysł, aby bawić nas żartem na dobry początek. Już w odcinkach z lat 90. widzowie musieli zaśmiewać się do rozpuku wysłuchując „żartów prowadzącego”.
Nie były one jednak opowiadane tak regularnie, jak ma to miejsce w najnowszych edycjach programu:
Suchary to specjalność Strasburgera
Obecnie w „Familiadzie” „żart” jest stałym elementem scenariusza. Częścią show, na którą fani w napięciu czekają, bowiem zdarzają się odcinki, gdzie anegdota nie jest jedynie zwykłą opowieścią. Czasami pojawiają się także elementy choreograficzne, jak w słynnym już żarcie o kiełbasie:
Warto zauważyć, że anegdoty Karola Strasburgera ewoluowały – zaczęło się od typowych historii z koszar, a obecnie mamy bardzo zróżnicowany i szeroki (nawet anglojęzyczny) zakres tematów:
Czasami jednak, sami uczestnicy wywołują (tym razem niezamierzony) efekt komiczny, wystarczy wspomnieć słynną historię o lamie:
Tomasz Kammel jest lepszym prowadzącym niż kabareciarzem
Gospodarz „Familiady” niewątpliwie przetarł szlaki innym prowadzącym, chętnym do dzielenia się zabawnymi opowieściami. Pokusie tej ulegali najróżniejsi konferansjerzy – podczas uroczystych gal lub imprez plenerowych.
Także w licznych programach rozrywkowych, prowadzący za cel stawiają sobie rozbawienie widowni. Nie zawsze spotyka się to z entuzjazmem słuchaczy – dowodem na to może być fatalna oglądalność programu „Stand up. Zabij mnie śmiechem”, gdzie Tomasz Kammel jako współprowadzący wyjątkowo kiepsko radził sobie z opowiadaniem dowcipów, a przecież na tym ten program polegał.
Krzysztof Ibisz również próbuje rozśmieszać widzów
Krzysztof Ibisz jako gospodarz wielu teleturniejów także - z różnym skutkiem - opowiada dowcipy. Najczęściej opierają się one na jego rzekomym podobieństwie do Krzysztofa Hołowczyca. Historię tę przywołał w jednym z odcinków „Pamiętników z wakacji”, w którym pojawił się jako gwiazda telewizyjna uatrakcyjniająca pobyt wycieczkowiczom na Wyspach Kanaryjskich.
Powtórzył ją w nieco zmienionej wersji podczas prowadzenia imprezy w legnickiej galerii handlowej:
Majewski śmieszny jak Strasburger?
Gdyby nie żarty Karola Strasburgera, żyjące swoim własnym życiem w Internecie, inny polski showman, Szymon Majewski nie miałby okazji do wprowadzenia nowego elementu swojego programu „Szymon Majewski show”. To właśnie Majewski stworzył pojęcie „żartu prowadzącego”, które dzisiaj przeszło już do mowy potocznej.
Z czasem Majewski stworzył także cykl „O żesz Karol!” - sobowtór Karola Strasburgera chodzi po Warszawie i opowiada spotkanym przypadkowo ludziom mało zabawne żarty – reakcje są bardzo różne, na ogół adekwatne do poziomu opowiadanej anegdoty:
Hubert Urbański lubi czasem zaszaleć
Wygląda na to, że bez dowcipu nie może udać się żaden program. Z tego założenia wychodzi większość konferansjerów, z różnym skutkiem wcielających tę zasadę w życie.
Żarty swoim widzom opowiada Kuba Wojewódzki, Wojciech Mann, a nawet Hubert Urbański. Nie zawsze jednak odnoszą one spodziewany skutek.
Okazuje się, że trudniej słuchaczy rozśmieszyć niż zachęcić do zachowania powagi. Nie tylko Karol Strasburger cieszy się złą sławą żartownisia; także Hubert Urbański pokazujący w „Bitwie na głosy”, że ma dystans do siebie i poczucie humoru, wypadł niezbyt przekonująco.
Poniżej próbka umiejętności prowadzącego:
Szymon Majewski ostatnio zderzył się z falą krytyki
Polscy prezenterzy telewizyjni ciągle jeszcze zbyt nerwowo opowiadają wyuczone na pamięć anegdoty. Brakuje im polotu i naturalności, żeby przekonać widza, iż może się dobrze bawić oglądając wybrany program telewizyjny.
Z czasem nawet naczelny showman polskiej telewizji, czyli Szymon Majewski przestał być zabawny, bo za bardzo się starał i przeszarżował. Jego performance, maskarady, kalambury nie cieszą się takim powodzeniem jak dawniej.
Nie każdy może opowiadać dowcipy?
Nie każdemu z żartem do twarzy o czym zdają się zapominać dziennikarze - konferansjerzy. Dlatego też Hubert Urbański czy Zygmunt Chajzer powinni zrezygnować z robienia skeczy i opowiadania dowcipów, bo najzwyczajniej w świecie nie są w tym wiarygodni.
Nie każdy może, jak Kuba Wojewódzki opowiadać rozbudowane anegdoty, które często nawet w jego wydaniu brzmią jak skrupulatnie przygotowane wypracowanie, a nie swobodna myśl, która dopiero co przyszła mu do głowy.
Tekst: Małgorzata Major