"Kuchenne rewolucje": zaborcza i nadopiekuńcza matka kontra luksusowa restauracja
None
Co wydarzyło się w odcinku?
Warszawski "Salon kulinarny" nie zachęcał, by do niego zajrzeć. Ciężkie meble, rodzinne pamiątki, a w centralnym miejscu portret właścicielki sprzed 30 lat... Na dodatek Małgosia nie potrafiła sprawić, by jej dawny prywatny salon stał się gościnny i przytulny nie tylko dla niej.
Restauracja onieśmielała, nikt nie mógł czuć się dobrze w starodawnym wnętrzu nasyconym osobistymi dodatkami - goście mogli odnieść wrażenie, że są intruzami w czyimś domu. A przecież powinno być odwrotnie!
"Salon kulinarny" miał jeszcze inny problem - brak organizacji. Niezwykle poważna właścicielka plus wystrój niczym z muzeum, brak przyjemnej, lekkiej atmosfery i kuchnia, która nie przywykła do wydawania dań większej ilości osób naraz - z takimi przeszkodami miała sobie poradzić Gessler.
Ach, był też syn słusznie nazwany przez restauratorkę "niebieskim ptakiem". Co ciekawe, to właśnie on był szefem! Przynajmniej na papierze. Sprawdźcie na kolejnych slajdach, co jeszcze wydarzyło się w odcinku!
Zobacz także: bohaterowie "Kuchennych rewolucji": "Magda Gessler to Anioł Stróż. Uratowała nasze małżeństwo!"
AK/AR
Nietypowi właściciele
Małgosia, 59-letnia właścicielka, była bardzo dumna z restauracji, którą udało jej stworzyć we własnym domu. To dość niecodzienny sposób na prowadzenie biznesu. Szczególnie, gdy lokal obrósł pamiątkami bardzo wiele znaczącymi jedynie dla konkretnych osób. Gessler wystrój nie spodobał się już od wejścia.
- Tak to sobie pani wymyśliła. Fatalnie... Brzydko jest - nie owijała w bawełnę.
Restauratorka skrytykowała wnętrze w dość ostry sposób, co wstrząsnęło Małgorzatą. Właścicielka nie potrafiła poradzić sobie z tym, że jej marzenie o idealnym lokalu legło w gruzach.
- To wszystko jej wymysł, wszystko jej... - podsumował mąż, który od interesu umywał ręce, pozostawiając żonie pole do popisu.
Najbardziej interesujący w tym wszystkim był fakt, że gospodyni... wcale nie była właścicielką. Interes już jakiś czas temu przejął jej syn, Daniel. Przekazywanie rodzinnej restauracji trwało 2 lata!
Chociaż "przejął" to za mocne określenie. 28-latek o poważnym wyglądzie jedynie pokazywał się w "Salonie kulinarnym", ale nie miał ani konkretnych zadań do wykonania, ani wiedzy, doświadczenia, ani, co gorsza, prawa do decydowania o czymkolwiek.
Kucharz okazał się największym zaskoczeniem lokalu
Gdy do restauracji wkroczyła Gessler, na jaw wyszły też niedociągnięcia w organizacji i działaniu kuchni. Artur, szef kuchni, gotował całkiem nieźle, ale jego dania były przesadzone - serwował za dużo dodatków, często psujących smak dań, za bardzo kombinował .
- Tutaj jest osoba, która robi fikcję kulinarną - stwierdziła Gessler. Jednak nie do końca miała rację.
Talent kucharza ukazał się w pełni w kremie z buraka, który zachwycił Gessler. Na dodatek mężczyzna nie był butny czy arogancki, więc gwiazda telewizji miała z kim pracować. Również w kwestii czyszczenia sprzętów kuchennych i samej kuchni - okazało się, że chociaż "Salon..." był czysty i aspirował do miana lokalu z wyższej półki, to miejsce, w którym powstawały dania, pozostawiało wiele do życzenia.
Małgorzata i Daniel postanowili jednak zrobić wszystko, aby biznes ich życia zaczął przynosić zyski. Razem z kucharzami zakasali rękawy. Gessler wymogła na nich całe mnóstwo zmian.
Dorosły syn nareszcie wyfrunął z gniazda
Plan znanej restauratorki był prosty. "Salon kulinarny" miał zyskać nowe, świeże oblicze, ale nadal pozostać lokalem eleganckim. Pozostawiono szary kolor ścian, ale dodano trochę nowoczesnych ozdób w pomarańczowym kolorze. Miejsce nabrało charakteru, wystrój miał spodobać się komuś więcej niż tylko właścicielce. Małgosia bardzo niepewnie czuła się, oddając swoje "dziecko" w obce ręce, ale zaufanie opłaciło się.
Kuchnia została wypucowana, a Artur dostał od Gessler sporo dobrych rad. Ostatecznie został przez restauratorkę doceniony, co mile go połechtało.
Największe zmiany miały dotyczyć "szefa", czyli Daniela. Chłopak otwarcie przyznał, że był w domu tłamszony. Choć skończył studia dotyczące turystyki, nie pracował w zawodzie. Jego życiem rządziła zaborcza mama. Kochająca, ale niestety, zbyt kurczowo trzymająca się syna, Małgosia z ciężkim sercem pozwoliła dziecku na pójście w wielki świat.
Gessler była twarda i postawiła sprawę jasno - Daniel musi odbyć przynajmniej półroczny staż w zagranicznej, dobrej restauracji. Wtedy zyska podstawy do pracy w tym biznesie.
- Od mamy i tak się nie uwolnisz do końca życia. Mojego przynajmniej - z uśmiechem na twarzy stwierdziła nadopiekuńcza mama. W tym żarcie chyba jednak sporo było prawdy.
Zbyt wysokie ceny
Po czterech tygodniach restauratorka wróciła do "Abażuru", by sprawdzić, czy rewolucja się powiodła. Wystrój sprawiał przyjemne wrażenie, ale atmosfera nie była luźna i sprzyjająca gościom. Było sztywno. Jedzenie okazało się smaczne, ale do genialnego kremu z buraków dodano za dużo malin.
Przy okazji wizytacji Gessler spostrzegła problem, który mógł sprawić, że lokalu i tak nikt nie będzie odwiedzał - ceny! Były o wiele za wysokie.
- Chyba oszaleli! W tym momencie trochę przesadziliście. Ta cena jest, nie wiem, z sufitu. Czekam na tańszą kartę - stwierdziła restauratorka. Kazała obniżyć stawki za dania o połowę.
Mamy to! - na zakończenie Gessler klasnęła w dłonie. Ale czy faktycznie?
"Abażur" zasłużył na miano najlepszej francuskiej restauracji w Warszawie? Byliście w lokalu? Oglądaliście jego kuchenną rewolucję?
Nie sposób też nie zapytać o syna, który nie pojawił się na wizytacji. Czyżby naprawdę wyjechał, aby się doszkolić?
Zobacz także: Magda Gessler: "Kiedy podam dobrego schabowego, to zawsze będę mieć z czego żyć"
AK/AR