"Kuchenne rewolucje": wyzwiska, agresja, wzajemne oskarżenia... Gessler nie dała rady
Restauracja "Blue Moon" była warta milion złotych
Takiej rewolucji jeszcze nie było! Wydawało wam się, że Magda Gessler jest w stanie znieść wszystko? Tym razem nawet ona nie była w stanie pomóc właścicielom. A zaczęło się całkiem dobrze…
W Wałczu na restauratorkę czekał "Blue Moon" - lokal urządzony w sposób, który, co prawda, przywodził na myśl klub nocny, a nie miejsce, gdzie można dobrze zjeść i przyjemnie spędzić czas o dowolnej porze dnia. Zainwestowano w niego dużo pieniędzy, co było widać już na pierwszy rzut oka. Gessler przynajmniej nad wystrojem nie musiała zastanawiać się za wiele.
Do tego właściciel sprawiał wrażenie człowieka sympatycznego, z którym można się łatwo porozumieć. Restauratorka była zaskoczona, gdy prawda okazała się zupełnie inna. Najpierw jednak przyszło jej ocenić dania z jadłospisu.
Poprosiła o czerwony barszczyk, carpaccio śledziowe, kaczkę i sałatkę. Dania nie wychodziły z kuchni we właściwej kolejności, a te które pojawiły się na stole, okazywały się koszmarne. Z przyrządzeniem kilku potraw nie radziła sobie załoga, szef zaczął się wściekać. Na kuchni panował chaos, żona właściciela usiłowała pomagać, ale tylko pogarszała sytuację. Niedoświadczony zespół również sprawiał problemy.
- Kaczka jest dobra, sos okropny - oceniła Gessler. _ - Boże drogi, ile godzin można robić łososia?_ - Gessler nie ukrywała irytacji. Później było znacznie gorzej!
Zobacz także: Magda Gessler nie przepada za swoim zięciem?