Kuchenne rewolucje - wybitnie zdolny właściciel był w dramatycznej sytuacji. Happy end na miarę finału
W finałowym odcinku sezonu "Kuchennych rewolucji" sytuacja wisiała na włosku. Zespół restauracji był u kresu wytrzymałości, a gra toczyła się o najwyższą stawkę. Magda Gessler zrobiła wszystko, by pomóc zdolnemu właścicielowi restauracji.
24.05.2018 | aktual.: 25.05.2018 09:11
Bar Krupniok funkcjonujący na jednym z osiedli w Namysłowie to lokal prowadzony przez pana Marka, jego siostrę i przyjaciela, Wiktora. Początkowo wszystko szło im dobrze. Menu z pysznymi pierogami i chrupiącymi plackami ziemniaczanymi kusiło gości. Jednak z biegiem czasu coś się popsuło.
Wszystko zaczęło się od choroby pana Marka, który nie mógł już pracować w kuchni, a właścicielom nie udało się znaleźć odpowiedniego pracownika. - Biznes idzie coraz gorzej. Wszystko zaczęło się od problemów zdrowotnych, których przyczyny lekarze wciąż szukają. Gdy firma prosperowała dobrze, większość pieniędzy szła na leki, badania… - opowiadał zmartwiony młody szef.
Z pomocą przybyła Magda Gessler, ale już na początku wizyty straciła apetyt. Jak się okazało, w karcie nie było nawet dania z nazwy restauracji - To się nazywa Krupniok, jak może tu nie być krupnioka, chyba sobie żartujecie – mówiła zawiedziona.
- Szef nazywa się Krupowicz więc połączenie nazwiska i regionalnego dania wydawało się dobrą nazwą… tłumaczył współwłaściciel, ale szybko puściły mu nerwy. Wyznał, że stan karty dań i całego lokalu wynika z problemów zdrowotnych właściciela.
- To teraz będę słuchała historię chorobową szefa? Pan zwariował. To nie jest apetyczne, ani miłe. To chyba będzie powód, przez który nie będziemy tu nic próbować – strofowała go restauratorka.
Zdenerwowania nie krył też sam Marek. - Potraktowałeś ją jak matkę. Przyszedłeś się wyspowiadać, a przecież to był klient. Ja bym tak nie zrobił – podsumował dosadnie spontaniczną i wylewną wypowiedź.
Ostatecznie, po zachęcie Marka, do próbowania dań doszło, a Gessler zamówiła m.in. placki ziemniaczane, pierogi ruskie i białoruskie. - Jeśli masz papiery które dopuszczają cię do pracy, a twoje wyniki są w porządku, to tego chyba się nie wali na początku – podsumowała restauratorka.
Na kuchni ekipie lokalu wciąż udzielały się emocje. Jak się okazało, najwięcej energii i chęci do pracy miał Marek, który borykał się z największymi problemami. – Straciłem wszystko, czym mam się stresować – mówił. Martwił się jedynie, czy ekipa przetrwa próbę czasu i poradzi sobie z dalszym prowadzeniem interesu.
Kolejnego dnia panowie postarali się zaskoczyć Gessler popisowymi daniami. Zamiast przytłoczonej sytuacją Ani, pojawił się jej narzeczony, Adam. Na stół podali placki ziemniaczane z sosem grzybowym, nowe pierogi z krupniokiem, zapiekany z warzywami krupniok i… bardzo miło zaskoczyli restauratorkę. – To mi się podoba – mówiła. Martwiła tylko, jak dalej poradzi sobie Marek i czy jest pod opieką dobrego lekarza.
- Nie mam lekarza. Tak naprawdę lekarze mnie do tego stanu doprowadzili, dawali mi leki, antybiotyki bez diagnozy. Miałem momenty, że leżałem na blacie między zamówieniami, płakałem. To pochłonęło 45 tys. – mówił mocno zmartwiony.
- Pomogę ci, skontaktuję z bardzo dobrym konsultantem. Należy ci się to, bo jedzenie jest fantastyczne – podtrzymała go na duchu restauratorka.
Podbudowany kucharz nie ukrywał zapału do pracy. Podobały mu się nie tylko zmiany, ale fakt, że menu będzie oparte na ziemniakach i będzie mógł robić popisowe placki. W nowej karcie znalazły się też krupniok w towarzystwie jabłek zapiekanych z miodem oraz kremowa zupa ziemniaczana. Lokal zmienił nazwę na Bistro Placek Chrupiący. Wnętrze z żółtego zmieniło się w beżowo-lawendowe, pojawiły się też urocze dekoracje i prosta zastawa.
Mieszkańcy Namysłowa złapali się na dwa dni promocji, mogli skosztować zupy i placków. Zachęceni pysznym jedzeniem tłumnie zjawili się na otwarciu. Nie zabrakło nawet burmistrza miasta. Gessler nie kryła satysfakcji, finałowa kolacja okazała się sukcesem.
- Niby prosty ziemniak, ale było bardzo trudno. Na szczęście wszyscy wychodzimy stąd uśmiechnięci – mówiła.
Pojawiła się trzy tygodnie później, tuż po zamknięciu lokalu. Spotkanie upłynęło w miłej atmosferze, nie zabrakło też wzajemnych komplementów.
- Te cztery dni, które się tu wydarzyły, zaważyły o tym, czy my tu zostaniemy – mówili wspólnicy. Los uśmiechnął się do nich też prywatnie. Marek trafił pod opiekę specjalistów. - Nie było nas stać na lekarza na miejscu, a teraz zorganizowaliśmy wyjazd do Warszawy z hotelem i lekami – komentował z zadowoleniem przyjaciel właściciela.
Magda Gessler nie kryła radości z takiego obrotu spraw. - Jedzenie jest na piątkę z plusem, ty wierzysz że wyzdrowiejesz i kontynuujesz leczenie, a ja tego pilnuję – podsumowała z uśmiechem.
- Jestem szczęśliwy, że ktoś mi bezinteresownie pomógł. Zawsze oglądałem „Kuchenne rewolucje”, ale z przymrużeniem oka. A teraz nie widzę w tym żadnej ściemy, wciąż się kontaktujemy i to mnie nakręca – podsumował przed kamerami Marek. Nie da się ukryć, to było prawdziwe szczęśliwe zakończenie!