"Kuchenne rewolucje": właściciele dokładali 5 tysięcy co miesiąc. Lokal świecił pustkami
Magda Gessler wróciła z 15. sezonem swojego show. Jak odmieniła Lawendowy Dom w Czeladzi?
Fani temperamentu Magdy Gessler zapewne nie są zawiedzeni! Gwiazda TVN-u wróciła na ekrany telewizorów i znów pokazała, na co ją stać. Nie brakowało ostrych słów, krytyki, ale i dobrych rad. A co z rzucaniem garnkami?
Zobacz: Kuchenne rewolucje
Restauratorka pojawiła się w Czeladzi. Postanowiła przetestować, a ostatecznie odmienić prowansalską restaurację ulokowaną nie we Francji, a na polskim Zagłębiu. Ku zdziwieniu Gessler pełna lawendowych bukietów i prowansalskich dodatków kawiarnio-herbaciarnia, w której (tak, tak!) serwowano dania kuchni z całego świata w swojej karcie nie miała ani jednego prowansalskiego smakołyku.
- Naprawdę to jakaś ściema. Co to kurde jest? – Gessler nie wierzyła w to, co oglądała. Karta dań absolutnie nie pasowała do prowansalskiego wnętrza. Co ciekawe, 36-letni właściciel i zarazem szef kuchni o typowych dla tamtego obszaru posiłkach nie miał bladego pojęcia. Gessler nie mogła wybaczyć mu ignorancji. Ta w połączeniu z arogancją dawała miks, który nie wróżył dobrze…
Marcin i Małgorzata nie radzili sobie. Ich biznes nie kwitł, wręcz przeciwnie. Brakowało klientów, brakowało pieniędzy, a w końcu i chęci, by się starać. Małżonkowie spędzali w lokalu całe dnie, szkoląc uczniów i obsługując pojedynczych gości. Szef kuchni stracił wiarę w powodzenie interesu, do którego trzeba było dokładać nawet po 4-5 tysięcy złotych miesięcznie! Na dodatek parę wspomagała mama Małgosi, bo sami nie mieli dodatkowego źródła dochodu.
Jedynym ratunkiem okazała się Gessler. Czy doświadczonej restauratorce udało się odczarować niemiłych właścicieli, a restauracja zatętniła życiem?
Właściciele stanowili problem?
Marcin i Małgorzata sami nie potrafili stwierdzić, co robią źle. Gessler wystarczył rzut oka na pustą salę, obfite menu i łyk mętnej herbaty, aby znaleźć mnóstwo błędów. Restauracja wydawała się zimna i nieprzyjazna – fioletowe wnętrze, choć ładne, nie zapraszało do dłuższych posiedzeń. Właściciele również nie należeli do typów kojarzących się z wesołymi biesiadami. Na dodatek daniom przygotowywanym przez szefa kuchni daleko było do ideału.
Gessler wkroczyła do Lawendowego domu z impetem. Już kilka niewinnych słów z jej strony poskutkowało łzami u kelnerki. Właściciele, na szczęście, okazali się twardsi, a sama restauratorka pozostawiła dziewczynę w spokoju. Fani show pamiętają na pewno odcinki, w których oglądaliśmy Gessler znacznie mniej delikatną. Tymczasem w Czeladzi gwiazda postanowiła skupić się na głównych winowajcach.
Gessler rzucała rzeczami, nie była miła
Na ich oczach wyrzuciła czajnik, po jakimś czasie rzuciła też sałatką, im kazała opróżnić kuchenne szafki, a Marcina oblała wodą. Nie wszyscy wytrzymaliby podobne gesty nawet ze strony autorytetu. Małgosia jednak z pokorą zniosła krytykę. Gorzej przyjął ją Marcin, który miał wysokie mniemanie o swoim talencie i umiejętnościach. - Doświadczenie mam, 10 lat pracowałem w restauracji - mówił.
Gessler miała swoje zdanie o kucharzu: - Sam się udupiasz. Jesteś ciapciakiem.
Mężczyzna nie zrobił za wiele, aby przekonać restauratorkę, że się myli – nie wiedział nic o kuchni prowansalskiej, a poproszony o przygotowanie się, nie przyłożył się do „odrobienia lekcji”. Wyłożył się również na pytaniu o czerwony barszcz. Gessler nie wierzyła, że dotrze do Marcina, a rewolucja się powiedzie.
- Jaka to trudna sprawa zrobić dobrą herbatę - stwierdziła. Jeśli w Lawendowym Domu zła była nawet herbata, to jak można było w nim szukać pysznych dań?
Wszystko przez choroby?
Drugi dzień przyniósł kolejne rozczarowania – powtórka z gotowania okazała się porażką, a właściciele nadal wydawali się nieprzystępni. Do tego w kuchni panował bałagan, było niechlujnie. Zdenerwowana Gessler nie starała się nawet okiełznać emocji.
W efekcie doprowadziła Małgorzatę do płaczu, a Marcina zmusiła do wyjścia – szef kuchni nie zgadzał się z opinią Gessler na swój temat, nie przyjmował do wiadomości również zdania gości, którzy opisali lokal w sieci. _- Nie zawracam sobie głowy tym. Głupoty w internecie _- stwierdził.
- Musicie być mili, a jesteście niemili_ - tłumaczyła właścicielom Gessler. - Czemu jesteście nieaktywni intelektualnie? - spytała z przekąsem.
W końcu Małgosia zwierzyła się z ciężkiej choroby (problemy z jelitem grubym) i problemów ze zdrowiem z dzieckiem. Restauratorka, słysząc to, złagodniała. Według Gessler Gosia powinna zostać w domu, wyleczyć siebie, skupić się na leczeniu dziecka.
- Marcin jest smutny, stracił całą radość - podsumowała.
Gessler miała świetny pomysł na metamorfozę
Gessler miała prosty plan na rewolucję – postanowiła dokończyć to, co zostało już zaczęte. Restauracja miała zmienić nazwę na Francuską Bajaderę, stać się miejscem przytulnym, ciepłym, rodzinnym. Najważniejsza była oczywiście metamorfoza karty dań – zamiast potraw z całego świata w czeladzkim lokalu miało zagościć jedzenie typowo francuskie.
Problematyczny okazał się Marcin, który znów wrócił do użalania się nad sobą. Kucharz czuł się potraktowany niesprawiedliwie, ale Gessler szybko ucięła rozmowę na ten temat. Kazała mężczyźnie zdecydować, czy chce wziąć udział w rewolucji. Właściciel i szef kuchni miał skupić się na gotowaniu, a nie swoim rozbuchanym ego.
Nie było łatwo
Gessler postanowiła zmienić restaurację, ale i odczarować właścicieli, którzy uchodzili za niemiłych, zarozumiałych. Gdy wydawało się, że Marcin zrozumiał ideę gwiazdy, znów zwrócił się do Magdy z uwagami na swój temat, mówiąc wprost, że nie zgadza się z krytycznymi opiniami Gessler.
- Marcin jest uparty i nieświadomy swojej niewiedzy. To jest nieprawdopodobne - wyznała Magda. Ostatecznie jednak już po kolacji, która okazała się sukcesem, 36-latek obiecał, że zrobi co w jego mocy, aby utrzymać efekty rewolucji. - Będzie pani mile zaskoczona- zapowiedział.
Francuska Bajadera miała wszystko, aby spodobać się gościom – doskonałe menu pełne francuskich dań, elegancki, ale ciepły wystrój, zdeterminowanego kucharza. Udało się?
Marcin zaczął dobrze gotować?
Cztery tygodnie po wielkim finale rewolucji Gessler zastała w lokalu parę zadowolonych właścicieli. Małgosia była zdrowsza, bo mniej zestresowana, Marcin nie narzekał na brak pracy. Choć po miesiącu miał już doświadczenie w przygotowywaniu nowych dań, widać było, że Gessler budzi w nim przerażenie - Gessler i jej miażdżąca krytyka.
Niespodziewanie okazało się jednak, że kucharz nie zawiódł i spełnił obietnicę. _ - Pyszne, można jeść bez końca_ - oceniła restauratorka. Nie byłaby jednak sobą, gdyby nie starała się zwieść przestraszonego kucharza. Podczas próbowania jednej z potraw, stwierdziła, że jest ona zimna. Na szczęście dla szczerze zdziwionego szefa kuchni szybko przyznała, że żartowała.
- Idziesz bardzo dobrą drogą, w bardzo dobrym kierunku - pochwaliła Marcina. No i kto by pomyślał. Kawałek smacznej Francji właśnie tu - podsumowała.
A jak wy oceniacie rewolucję? Gessler słusznie krytykowała właścicieli?