Zgrany zespół? Co to, to nie
Karczma, którą odwiedziła Gessler, istniała już od 12 lat. Witek wybudował ją z funduszy unijnych, pracował w niej od rana do nocy. Początki były zaskakująco dobre, klientów nie brakowało. Dwa lata temu sytuacja się zmieniła.
- Jestem ciekawa, czy jedzenie jest tak pyszne jak ona [karczma] jest piękna - wyznała Gessler, zanim przestąpiła próg. Pierwsze wrażenie było bardzo dobre, bo lokal prezentował się naprawdę ładnie. Ale później było gorzej… Brudna karta dań, zimno, zaniedbane wnętrze, a kominek, tak pożądany w góralskich chatach, nie działał. Co z jedzeniem? Smalec i ziemniak nie zdały egzaminu. Za to kwaśnica była smaczna. Kucharka Zosia nie potrafiła się jednak uspokoić.
- Nic nie robię, wychodzę. Nie dam rady - mówiła.
Załoga i właściciele zgodnie stwierdzili, że to kucharka wprowadza chaos - nie można jej zwrócić uwagi, nie znosi krytyki i nie wykonuje poleceń. To wina właścicieli, których nie ma na miejscu? Witek dawniej pomagał w kuchni, ale ostatnio spędzał czas na łowach, a Kasia jest logopedą i pracowała zawodowo. Ale to nie wszystko. Kucharze i kelnerzy nie darzyli się sympatią. Witek uciekał, unikając nerwowych sytuacji.
- Nie ma kontroli nad tym wszystkim - oceniła kelnerka.
- Ta karczma z takim świrem jak Zośka to nie ma szans - podsumował Witek.