"Kuchenne Rewolucje" w Goszczanowie. Gessler puściły nerwy: "Proszę coś mówić, bo będę się drzeć!"
Magda Gessler odwiedziła restaurację "Ibis", gdzie polało się wiele łez. Restauratorka musiała przywołać do porządku właścicielkę lokalu. Kobieta od lat zmaga się z depresją.
19.04.2018 | aktual.: 20.04.2018 10:32
Do "Ibisu" gości mogłoby przyciągnąć menu – ale i z tym jest tutaj problem. Przed wejściem siedzą pijacy, którzy odstraszają ludzi. Właścicielka restauracji chwali się, że w jej karcie jest wszystko – od fast foodów po dania z każdego zakątku świata. Problem w tym, że rewolucja odbywa się na wsi, gdzie nawet zapiekanka nie smakuje tak, jak powinna.
Eli zabrakło zapału, co przyznała jej córka Patrycja. - Mama poddała się bardzo dawno. Przeszła przez depresję, z której nie mogła się pozbierać - wyznała zmartwiona. Problemy trwają tu od dawna. Pracownicy restauracji czują się przygnębieni sytuacją, ale sami nie potrafią sobie poradzić.
Gdy "Ibis" to dla zespołu restauracji i samej włascicielki to już tylko udręka - wtedy zjawia się Magda Gessler. I to ona okazuje się być jedynym klientem restauracji. Prowadząca programu szybko zorientowała się, z kim, a właściwie – z czym – ma do czynienia.
„Sałatka grecka” na wsi? - tego bym się nie spodziewała – przyznała Gessler. O dziwo, zupa którą zamówiła, zdała egzamin. Z daniem głównym było już gorzej. Naturalny smak potraw jest tutaj nie do osiągnięcia. Przyszedł czas na kuchnię śródziemnomorską. Gessler zamówiła shoarmę i pizzę. – Wszystko przesiąknięte tłuszczem. Nie ma nawet sosu pomidorowego. We Włoszech byłby jeden wielki skandal. Nie będę tego jadła, proszę mi to zabrać – narzekała restauratorka. Później było tylko gorzej… Fakt, kuchnia nie wypadła "światowo", tak jak życzyłaby sobie tego Ela.
Nikt nas nie uczył jak fast foody robić i do wszystkiego doszłyśmy same – tłumaczyła się właścicielka restauracji.
Nadszedł dzień drugi. – Ta biel restauracji sugeruje sterylną czystość. Czy tak jest naprawdę? – zapowiedziała swoje wielkie wejście do lokalu Magda.
Pracownicy restauracji przyznali, że nie chcieli, żeby „Ibis” wyglądał wiejsko. To miejsce przypominać miało raczej wielki świat. Tym czasem „goście” przychodzą robić awantury, upić się i przespać na kanapie. – Zdarzają się klienci, którzy rozrabiają. Potrafią podejść do młodzieży, gdzie jedzą pizzę i zabrać im kawałek – skarży się właścicielka Ela.
Przyszedł czas na sprawdzenie porządku – najbardziej stresujący moment dla każdego restauratora. Jak się okazało, biel nie zdała egzaminu. Wszystko okazało się szare i brudne. Zawartość lodówki również nie powalała… Fast foody, sztuczne substancje i chemia. – Wstyd to kompromitujące jak na kobiety, które rodzą dzieci. Mają być zdrowe – straszy Magda.
Konfrontacja Gessler z właścicielką nie była łatwa. Pani Ela była bliska płaczu. Jak sama przyznała – skompromitowała się, a swoją restaurację uznała za życiową katastrofę.
Rozmowa z córką Eli była bardziej konkretna. Magda zapytała, czy jest gotowa na to, żeby uratować honor rodziny.
- Zaraz wypi**dolę wszystko jedną ręką. Ten towar to jest GS k**wa 50 lat temu – awanturowała się Gessler wyrzucając z lodówki słabe jakościowo produkty.
Ale krzyki szybko dobiegły końca i zaczęła się praca. Postawiono na prostotę, która miała uratować restaurację . Magda przemogła się i pewnym krokiem wkroczyła na zaplecze. Restauratorka podeszła pracowników. Zaprosiła ich do wspólnego toastu z… niedobrego żurku. Jednak nic nie było w stanie wpłynąć na Elę, co denerwowało Gessler.
- Elu, cała knajpa jest przesiąknięta twoim smutkiem – komentowała Magda. Ale pocieszyła zespół, który jej zdaniem ma za sobą 20 „beznadziejnych” lat. Cóż. Żurek przelał czarę goryczy.
Dzień Trzeci. W "Ibisie" pożegnanie z zastawionym szkłem barem. Gessler wyjeżdża z właścicielką restauracji do Uniejowa. Prowadząca chciała zaszczepić w Eli trochę pozytywnej energii. – Pani się boi samej siebie i jest ograniczona - podsumowała osobę trudnej w pracy właścicielki „Ibisa”.
- Psycholog z pani Magdy jest świetny – skwitowała Ela.
Czas na zmiany. Będą królowały kaczki – bo jest tutaj najwięcej ich hodowców. A nazwa? „Kaczki za wodą”. - Będzie fioletowo, rudo, żółto – wymieniała Gessler. Na twarzach zespołu pojawił się uśmiech. Fast foody odeszły w zapomnienie.
Na kolacji kończącej rewolucję królowały kaczki w każdym wydaniu. - Wurzycimy te wszystkie gyrosy, pierdosy... - obiecywała pracownica restauracji.
- Gdziekolwiek jestem zawsze próbuje zjeść coś regionalnego, miejscowego. I teraz w końcu mogę to znaleźć - zachwala jeden z gości restauracji.
Rewolucja wydaje się być udana. Ale jak w każdym odcinku i teraz Magda przyjechała sprawdzić, czy Ela zastosowałą się do rad restauratorki.
- Żurek na kaczym smaku jeszcze niegdzie w Polsce tak mi nie smakował. Obłędne danie - powiedziała wyraźnie zadowolona Gessler.
Restauratorka jest zachwycona „Kaczkami za wodą”. Ela częściej się uśmiecha. Zespół jest wyraźnie zadowolony i wdzięczny Magdzie. - Ta kuchnia jest tak dobra, że jestem wzruszona - dodała na koniec Magda.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.