"Kuchenne Rewolucje": "Skandal, to jeszcze mi się nie zdarzyło! Restauracja do zamknięcia!"
None
k
Busko Zdrój - malownicza miejscowość pełna kuracjuszy, a jednak restauracja "Sekrety Buska" nie jest przez nich odwiedzana. Dlaczego? Tego nie wiedział nikt. Teoretycznie wszystko działało jak należy. Kuchnia pracowała na pełnych obrotach, właściciele starali się z całych sił, otoczenie sprzyjało, ale jedynymi klientami były grupy hotelowe. Niestety lokal, który funkcjonuje jako stołówka wydająca niedrogie posiłki, nie jest w stanie się utrzymać.
Właścicielka była pewna, że doświadczenie wyniesione z pracy w dużym hotelu da jej kwalifikacje do prowadzenia własnej kuchni. Nic z tego. Rzeczywistość nie pokryła się z wyobrażeniami o perfekcyjnej restauracji. Szybko wyszło na jaw, że największy problem leżał w jedzeniu i jego autorze. Szef kuchni nie znał podstawowych pojęć, terminologii i przede wszystkim: nie potrafił gotować. Mało tego, nie przyjmował do wiadomości żadnej krytyki.
Ta metamorfoza nie miała prawa się udać, a mimo to Magda Gessler postanowiła pomóc. Szybko jednak zmieniła zdanie, a po chwili nawet przewidziała, że rewolucja zakończy się wielką porażką!
AR/AOS
Nikomu się nie spieszy, wszyscy mają czas
Właściciele restauracji dość szybko dali do zrozumienia, że łatwo nie będzie. Gdy Magda Gessler pojawiła się przed "Sekretami Buska", powitała ją zamknięta brama na kłódkę. W powietrzu unosił się nieprzyjemny zapach spalenizny. Trudno się dziwić, że klienci omijają to miejsce szerokim łukiem. Gwiazda długo biła się z myślami, czy wejść do budynku. W końcu, mimo takiego przyjęcia, postanowiła spróbować specjałów knajpy. Cóż, nie był to najlepszy pomysł.
Gessler zamówiła flaki, tatara wołowego, sznycla oraz barszcz z uszkami. Czas mijał, a obiadu jak nie było, tak nie ma. Można było nawet odnieść wrażenie, że wszyscy na sali byli obsługiwani oprócz niej. Pracownice wciąż wychodziły z kuchni z półmiskami i... kierowały się do innych stołów. Jakby tego było mało, jedna z kelnerek, która odpowiadała za zamówienie gwiazdy, była tak zestresowana, że miała poważne problemy z zapamiętaniem kilku wybranych przez gościa potraw.
W końcu flaki trafiły do głodnej i coraz bardziej oburzonej restauratorki. Zaserwowane danie wcale nie uspokoiło napiętej sytuacji. Wprost przeciwnie!
Gessler w końcu nie wytrzymała
- Flaki są wygotowane na maksa. Gotowane kilka razy, żeby nie śmierdziały, ale trochę flak musi być flakiem - powiedziała.
Kolejna potrawa również nie podbiła wymagającego podniebienia restauratorki. Można nawet powiedzieć, że z każdym kęsem restauracja diametralnie traciła w oczach.
- Cóż to za koszmarna kompozycja z octu balsamicznego. Tego się już nie robi. Paniera jak racuchy. Co za masakra! To jest smażone na oleju? Akurat sznycle cielęce smaży się na maśle - stwierdziła i zwróciła talerz zaskoczonej kelnerce.
Mijały kolejne minuty, a na stole pustka. Magdzie Gessler nie pozostało już nic innego, jak ruszyć do kuchni i sprawdzić, na jakim etapie są przygotowania jej obiadu. Niestety, tego się nie spodziewała. Kucharze nie mieli pojęcia, że gwiazda czeka na kolejne zamówione potrawy, ponieważ kelnerka źle przekazała dyspozycje. Tego było już za wiele. Cierpliwość restauratorki dobiegła końca. Wzięła wszystkie swoje rzeczy i w pośpiechu, nie bacząc na łzy zrozpaczonej sytuacją właścicielki, opuściła lokal.
- To jest skandal. Kelnerka nie znosi stresu, to jest państwa sprawa. Mogłabym tu czekać do... śmierci dlatego, że nic nie zostało zrobione w kierunku mojego jedzenia, a ja tu dwóch godzin nie stracę. Jak się klienta nie obsługuje, to się go nie ma. Tak właśnie się stało. Nie zostałam obsłużona, zapomniano o moim zamówieniu, inni klienci byli ważniejsi. Uważam, że należy szybko stąd uciekać - podsumowała pierwszy dzień rewolucji.
Miarka się przebrała
Następnego dnia Gessler postanowiła dać restauracji drugą szansę. Po raz kolejny zamówiła potrawy, których nie było jej dane spróbować wcześniej. Niestety, powtórzył się najczarniejszy scenariusz. Poprzednie wpadki nie były jedynie wypadkiem przy pracy, a regułą. W tym lokalu nikt nie potrafił gotować, o czym boleśnie przekonała się kulinarna ekspertka. Tatar - niby nic trudnego, a niejeden kucharz oblał z niego egzamin. Tym razem nie było inaczej.
- Nie do końca wyczyszczone żółtko. To się ciągnie jak gile, a mięso jest tak twarde, że na pewno nie jest z tej części, z której powinien być zrobiony tatar. A do tego wszystkiego jest podany tuńczyk. Tego jeszcze nie było - powiedziała.
Wezwany przed oblicze Gessler szef kuchni przyznał, że wykorzystał mięso, które akurat miał pod ręką. Nie patrzył na to, czy akurat nadawało się ono do przygotowania tatara. Mało tego, mężczyzna miał nadzieję, że ten "drobny szczegół" zostanie niezauważony przez gwiazdę. Cóż, przeliczył się. Właściciele również nie potrafili znaleźć usprawiedliwienia dla tego, co dzieje się w ich restauracji.
- Nie macie zielonego pojęcia o prowadzeniu lokalu. Jesteście groźni. Wkurzona jestem maksymalnie. (...) Dajecie takie jedzenie ludziom i jeszcze bierzecie za to pieniądze! Farsz w uszkach w barszczu jest po prostu znikomy. To jest oszustwo!
Ostatnie zaserwowane przez niekompetentnego kucharza danie Gessler pominęła milczeniem. Wzięła talerz i bez słowa wyjaśnienia wtargnęła z nim do kuchni. Takie zachowanie Gessler zwiastowało jedno: poważne kłopoty.
Wielka i bolesna porażka
- Ku*wa! Jak można ludziom dawać takie jedzenie?! Właściciele właśnie jedzą waszego tatara i o mało nie zwymiotują! Bierzecie odpowiedzialność za karmienie ludzi. To nie są żarty! Wszyscy kuracjusze są oburzeni, że jedzą takie g*wno! Co tu się w ogóle dzieje?! - wykrzyczała, po czym bez ostrzeżenia rzuciła w kucharza tym, co przed chwilą jej podał.
To, co przy okazji ujrzała w kuchni, również wołało o pomstę do nieba. Lepiące się od brudu urządzenia, odpadający tynk ze ścian i sufitu oraz zgniłe jedzenie przechowywane w lodówce sprawiły, że włos zjeżył się jej na głowie.
- Jestem tak wkurzona i rozczarowana jak mało kiedy. Wstyd. Więcej niczego nie dotykam, bo się brzydzę. Restauracja nadaje się do zamknięcia. Stara, zaniedbana, zardzewiała kuchnia. Brak szefa kuchni, który ma pojęcie o czymkolwiek. Właściciele nie wiedzą nawet, po co mają ten interes. To jest skandal. To jeszcze mi się nie zdarzyło! - grzmiała po wyjściu z lokalu.
Wydawało się, że wszyscy pracownicy wzięli sobie słowa Magdy Gessler do serca i zabrali się do pracy. Odnowiona restauracja od tej pory specjalizuje się w daniach rybnych, a specjalnością zakładu są m.in. rybne faworki. I choć finałowa kolacja była wyśmienitą ucztą, to to, co podczas drugiej wizyty zauważyła restauratorka, nie napawało optymizmem.
- To jest niejadalne, kompletnie bez smaku, to jest bełt nie jedzenie. Ohydne. Pulpety nie przypominają żadnego mięsa, tylko mielonkę niewiadomego pochodzenia. Warzywa są przegotowane i niedoprawione. Naprawdę jest wielka d*pa! Wy musicie nie mieć smaku, skoro dopuszczacie takie jedzenie. Nie mogę tej knajpy polecić. Tu nie należy przychodzić jeść - powiedziała na koniec odcinka niezadowolona Gessler.
Po takiej kulinarnej porażce nie mogła się podpisać pod tą rewolucją. Restauratorka ostrzegła widzów przed wizytą w lokalu i prawdopodobnie ostatecznie pogrążyła knajpę.
Po "rekomendacji" Magdy nie wróżymy już Sekretom Buska niczego dobrego...
AR/AOS