"Kuchenne rewolucje": norweski kucharz w polskim "Zamczysku" sobie nie radził i z gotowaniem, i z krytyką
Jego dania smakowały tylko właścicielowi?
O tym, że Malbork cieszy się powodzeniem wśród turystów, nie trzeba nikomu mówić. Krzysztof, właściciel karczmy "Zamczysko", już 15 lat temu odkrył, że zamek krzyżacki równa się mnóstwo głodnych osób. Postanowił je nakarmić i nad rzeką Nogat otworzył najpierw budkę z przygotowywanymi na szybko potrawami, później lokal, który był czynny sezonowo. Pracy oddał serce i cały wolny czas.
- Jestem tutaj 7 dni w tygodniu, od rana do wieczora - wyznał. Jego ambicje sięgały wyżej. Restauracja z roku na rok się rozrastała, ale Krzysiek na tym nie poprzestał. - Chciałbym, żeby karczma była całoroczna - wymarzył sobie. Co z tego, jeśli goście poza sezonem nie chcą się w "Zamczysku" stołować?
- Mamy chęci, mamy towar, nie mamy kogo karmić - kucharz Robert nie krył rozgoryczenia. W czym tkwił problem?