"Kuchenne rewolucje": niedoświadczony menadżer czy krytykująca go kucharka - kto jest problemem?
Są goście, nie ma pieniędzy
W kolejnym odcinku „Kuchennych rewolucji” Magda Gessler udała się z misją do Łodygowic, gdzie znajdowała się restauracja i pizzeria „Garnuszek”. Zlokalizowana niezbyt szczęśliwie, bo tuż przy torach, nie zrobiła dobrego wrażenia na Gessler. Co prawda goście dopisywali, nie zwracając uwagi na wszechobecny hałas, jednak nie doceniali restauracji, twierdząc, że powinna ona zmienić profil na… jadłodajnię.
Za lokal odpowiadali Paulina i Andrzej. Młode małżeństwo niezbyt dobrze radziło sobie z zarządzaniem pracownikami, nie potrafiło odmienić bezosobowej restauracji, a serca klientów usiłowało skraść fast foodami. Pogrążeni w chaosie, zdecydowali się na desperacki krok – napisali do Magdy Gessler list z prośbą o pomoc.
- Jest to moje dziecko. Jeśli bym miał to zamknąć, by mi serce pękło - wyznał 30-letni Andrzej, który nie miał pojęcia, co robić, aby wymarzony lokal zaczął przynosić zyski.
- Po pewnym czasie ludzie nauczyli się przychodzić do nas tylko na obiad dnia - żalił się. Sprzedawanie dużej ilości tanich obiadów nie ratowało budżetu, wręcz przeciwnie. Również zatrudnienie menadżera nie pomogło. Może dlatego, że chłopak był zbyt młody i niedoświadczony? - Dla mnie to jest zero - oceniła go Irena, mama właściciela.
W czym tkwił problem?