"Kuchenne rewolucje": jedzenie do chrzanu i zamrożona knajpa. Gessler utarła nosa właścicielom
GALERIA
W tym odcinku "Kuchennych Rewolucji" Magda Gessler odwiedziła Chrzanów i znajdującą się w samym centrum miasta restaurację "Stare Mury". Jej właścicielem jest Jacek, który wcześniej prowadził firmę współpracującą z tym lokalem. Jacek poczuł się związany z tym miejscem i postanowił sam spróbować swoich sił w gastronomii. Niestety, rzeczywistość zweryfikowała marzenia o gotowaniu i prowadzeniu knajpy. Zamiast zysków i pochwał, został pusty lokal i kolejny kredyt do spłacenia, dzięki któremu restauracja wciąż funkcjonowała.
Knajpa jest poniekąd rodzinnym interesem. Poza Jackiem, pracuje w niej również Ania, jego partnerka. - Mnie wszyscy znają z tego, że ja tylko gonię do sprzątania. A to jeszcze można, a tu, a to można jeszcze posprzątać, tu niedokładnie, tu byle jak - mówiła.
Jedzenie nie zdało egzaminu
Choć karta była bardzo bogata i zawierała potrawy niemal z każdej kuchni świata - barszcz z uszkami, kotlet schabowy, pizzę, filet panierowany na wzór jednego z wiodących amerykańskich fast foodów czy zapiekanki - niczym nie wyróżniła się spośród reszty chrzanowskich restauracji. Pierwszego wrażenia nie uratował ani barszcz, ani pizza. Uszka okazały się gumowe jak Gumisie, a ciasto do pizzy przypominało bardziej chleb niż placek. Dalej było tylko gorzej. Ani ziemniaczany placek, ani drobiowe stripsy nie zdały egzaminu.
- Mam jeszcze jedno pytanie. To jest fast foodowe jedzenie, to znaczy czyli najgorsze z najgorszych? - dociekała Gessler. Kelnerka odrzekła, że tego właśnie oczekują klienci, ale sama by tego nie zjadła.
Szybka diagnoza
Gessler szybko rozszyfrowała, o co chodzi w restauracji. - Chodzi o to, żeby zarabiać pieniądze. Szybko i byle jak. Najbardziej byle jak, jak widziałam od dłuższego czasu. To jest domowy fast food doprowadzony do ekstremalnej oszczędności. Oczywiście ze szkodą dla gościa. Dzisiaj zostałam poczęstowana, jakbym była wrogiem, a nie kimś, kto przyszedł ocenić jedzenie. Takie jedzenie wyprasza, więc czuję się wyproszona - zawyrokowała.
W progu rzuciła jeszcze na odchodne: - Ja myślałam, że w Chrzanowie jedzenie nie jest do chrzanu. A ono nawet nie jest do chrzanu, ono jest do d…y. Dlaczego przy tak pięknym rynku jest taka koszmarna restauracja?
Zamrożona knajpa
Drugi dzień miał być testem ostatecznym. A danie, które miało zachwycić, czyli ziemniaki po cabańsku, okazały się zwykłą "mamałygą". - Dlaczego pan to danie robi w szybkowarze? - pytała zaniepokojona. - Przecież pan to danie zeszmacił. Proszę mi wierzyć, gdyby tu były dobre placki ziemniaczane, a nie takie gó..o, to tu byłaby kolejka.
Gdy nadszedł czas, aby wejść do kuchni, nie brakowało niespodzianek. Bojler do ciepłej wody zaklejoną taśmą, brudny, zużyty sprzęt. - Poproszę dłuto i młotek. Pan przytrzyma patelnię, a ja będę działać. Pan zwariował? Pan wie, że pan to wszystko wdycha? - wyrzucała, energicznie tłukąc dłutem o patelnię. - Studiowałam rzeźbę, więc dla mnie to bardzo przyjemne. Nie wstyd panu? Mam włosy w tym gó..ie" - mówiła, obskrobując brud z patelni. Zaplecze natomiast okazało się prawdziwą krainą lodu. W lodówkach były setki kilogramów zamrożonego jedzenia: warzyw, mięsa, ryb, a nawet sera. - Czuję się jak caryca wśród tych mrożonek - dodała.
Zmiany nie wszystkim przypadły do gustu
Sytuacja nie była jednak beznadziejna. I na "zamrożoną" restaurację Magda Gessler znalazła sposób. - Ta restauracja będzie biało-pomarańczowa. Trochę odrealniona, ale taka ciepła, estetyczna, bardzo ładna. Restauracja nazywa się Utarte: utarte placki, utarty chrzan, utarte warzywa - zajawiła.
Nie obyło się bez spięć. Zmiana wystroju nie spodobała się partnerce właściciela. Magda Gessler odpowiedziała jej bez ogródek - W tej chwili jest to wyjątkowe miejsce. Byliście częścią szarości, bylejakości. Uduszę jak tego nie docenicie. Dosyć szarości, dosyć g…na i rzeczy w kolorze g…na - skwitowała.
Udana metamorfoza
Na promocję zostały przygotowane placki burakiem i duszoną marchewką. Mieszkańcy Chrzanowa byli zachwyceni. Kolacja udała się wyśmienicie, a goście nie szczędzili komplementów dotyczących nowego menu. Ucierane dania, placki, a nawet niefortunne ziemniaki po cabańsku, w odświeżonej formie okazały się strzałem w dziesiątkę.
Po trzech tygodniach Gessler wróciła do restauracji, żeby sprawdzić jak radzą sobie właściciele po jej wizycie. Ku jej radości, wszystko okazało się być przepyszne. Restauratorka mogła zaliczyć kolejną rewolucję do udanych.