"Kuchenne rewolucje": górnik w kuchni i letarg właścicielki, czyli absurdy w "Pod (upadłym) Złotym Aniołem"
None
"Pod (upadłym) Złotym Aniołem"
Bolesławiec to kolejne miasto, do którego przyjechała Magda Gessler. Tym razem, by uratować restaurację "Pod Złotym Aniołem". Prowadzony przez rodzeństwo lokal był cieniem swojej dawnej świetności. "Złoty Anioł" przemienił się raczej w upadłego Anioła. Jedyną nadzieją były "Kuchenne rewolucje".
Magdę Gessler na dzień dobry przywitało wypełnione szpargałami wnętrze lokalu. Posiłkom brakowało smaku i zapachu, a kucharz z wykształcenia okazał się... górnikiem. Przygotowując pizzę, Jacek bez zażenowania przyznał, że nigdy nie jadł prawdziwej i właściwie nie wie, jaki powinna mieć smak. Mimo tego twierdził, że nie jest tak źle, jak mogłoby się wydawać.
- Szkolił mnie człowiek, który był szkolony przez człowieka, którego szkolił inny człowiek, Włoch - zwierzył się przed kamerami brat właścicielki. Nic więc dziwnego, że włoski specjał smakował w tej restauracji fatalnie.
Wszystkie degustowane przez Gessler dania okazały katastrofą. Ostatecznie ekspertka wyszła głodna, bo w restauracji istniejącej od dwudziestu lat nic nie było jadalne. Największym problemem i tak okazała się jednak właścicielka Barbara, która długo nie chciała przejrzeć na oczy i przyjąć krytyki gwiazdy, którą przecież sama zaprosiła.
Ostra wymiana zdań pomiędzy Gessler a restauratorką była tylko kwestią czasu. Ale czy krzyki telewizyjnej rewolucjonistki przyniosły zamierzony efekt?
PB/KM
Porządki dla Gesslerowej. Pierwsze od 7 lat
Drugiego dnia Gessler ponownie próbowała sprowadzić Basię na ziemię. Prawda była taka, że kobieta nie miała kompetencji do kierowania restauracją i to nie tylko tych kulinarnych. Zapytana o Bolesławiec i kulturę śląską, na okrągło mówiła "nie wiem". Na dodatek zamiast przyjąć z pokorą swoje braki w wiedzy, właścicielka czuła się zaatakowana przez Gessler. Napięcie między kobietami wyraźnie rosło, ale nie był to największy problem tego lokalu.
Gwiazda "Kuchennych Rewolucji" oniemiała, widząc na ceglanych ścianach grubą warstwę brudu. Załoga przyparta do ściany ujawniła, że przez przyjazdem znanej restauratorki sprzątali pierwszy raz od... siedmiu lat. Nic dziwnego, że zrobili to niedokładnie, skoro nie mają w tym doświadczenia.
Jak to często bywa, i w tym przypadku okazało się, że kłopoty restauracji były odbiciem problemów osobistych właścicielki. Zdaniem Gessler, drogą do sukcesu jest rozsmakowanie się w życiu i kuchni. Po szczerej rozmowie z restauratorką pojawia się iskierka nadziei. Propozycja Magdy Gessler była następująca - zrobić z restauracji winiarnię z dobrym jedzeniem. U Basi po raz pierwszy pojawił się uśmiech. Wydawało się, że kobieta przechodzi wewnętrzną rewolucję. Ale nie na długo.
Krzyki Magdy Gessler ostatnią deską ratunku
Kolejny dzień pokazał, jak trudno w praktyce wprowadzić założenia kulinarnej gwiazdy TVN. Sytuacja w kuchni, czyli sercu każdej restauracji, była jeszcze gorsza niż fatalny stan czystości lokalu czy apatyczne nastawienie właścicielki. Na zapleczu nie tylko brakowało podstawowych sprzętów do gotowania, ale przede wszystkim kucharza. Na straży smaku stał bowiem brat restauratorki, który jest z zawodu górnikiem.
Jakby tego było mało, rzadko używane kuchenki ogłosiły strajk, przez co tempo rewolucji wyraźnie wyhamowało. Na katastrofę nie trzeba długo czekać. Okazało się, że w nowo powstałej winiarni są tylko dwie butelki alkoholu! To przelało już czarę goryczy. Doszło do konfrontacji Gessler i pani Barbary.
- Nie kapujecie nic - stwierdziła Gessler.
- Dlatego wezwaliśmy panią- starała się bronić właścicielka.
- Ale chyba nie po to, żebym tworzyła kucharza od zera.[...] Nie mam komu sprzedać mojej wiedzy. Ja za panią całej pracy robić nie będę! Mówiłam, że to jest winiarnia -podniosła głos Gessler, waląc pięścią w stół.
- Proszę mnie tak nie traktować, ja słyszę- przemówiła w końcu restauratorka.
- Muszę się na panią drzeć, bo pani straci szansę życia!- wykrzyczała bezradna Gessler.
Cud "Pod Złotym Aniołem"
Finałowa kolacja powstawała w naprawdę nerwowej atmosferze. Podczas gdy Gessler została z gotowaniem w zasadzie sama, przerażonej kelnerce płynęły po policzkach łzy.
Ostatecznie, głównie dzięki staraniom kulinarnej ekspertki, kolacja doszła do skutku. Właścicielka Basia wśród braw obiecała, że nikt nie zje "Pod Złotym Aniołem" gorzej niż tego wieczoru. Czy dotrzymała słowa? By się o tym przekonać, Gessler po trzech tygodniach wróciła na inspekcję.
Na szczęście czas pomógł właścicielce zrozumieć, jak potrzebna restauracji była jej wewnętrzna przemiana. Pierwsze kroki ku lepszej przyszłości zostały postawione. W lokalu w końcu nie brakowało trunków, a do menu dodano sery pochodzące z regionu Bolesławca.
-To jest bardzo dobre, naprawdę pyszne (...) no, proszę pani, można się utopić w tym gulaszu z rozkoszy - zachwalała dania Gessler.
Widać było, że restauracji powoli odrastały skrzydła. Mimo początkowych problemów rewolucji, trud gwiazdy TVN nie poszedł na marne.
PB/KM