"Kuchenne rewolucje": górnik w kuchni i letarg właścicielki, czyli absurdy w "Pod (upadłym) Złotym Aniołem"
"Pod (upadłym) Złotym Aniołem"
None
Bolesławiec to kolejne miasto, do którego przyjechała Magda Gessler. Tym razem, by uratować restaurację "Pod Złotym Aniołem". Prowadzony przez rodzeństwo lokal był cieniem swojej dawnej świetności. "Złoty Anioł" przemienił się raczej w upadłego Anioła. Jedyną nadzieją były "Kuchenne rewolucje".
Magdę Gessler na dzień dobry przywitało wypełnione szpargałami wnętrze lokalu. Posiłkom brakowało smaku i zapachu, a kucharz z wykształcenia okazał się... górnikiem. Przygotowując pizzę, Jacek bez zażenowania przyznał, że nigdy nie jadł prawdziwej i właściwie nie wie, jaki powinna mieć smak. Mimo tego twierdził, że nie jest tak źle, jak mogłoby się wydawać.
- Szkolił mnie człowiek, który był szkolony przez człowieka, którego szkolił inny człowiek, Włoch - zwierzył się przed kamerami brat właścicielki. Nic więc dziwnego, że włoski specjał smakował w tej restauracji fatalnie.
Wszystkie degustowane przez Gessler dania okazały katastrofą. Ostatecznie ekspertka wyszła głodna, bo w restauracji istniejącej od dwudziestu lat nic nie było jadalne. Największym problemem i tak okazała się jednak właścicielka Barbara, która długo nie chciała przejrzeć na oczy i przyjąć krytyki gwiazdy, którą przecież sama zaprosiła.
Ostra wymiana zdań pomiędzy Gessler a restauratorką była tylko kwestią czasu. Ale czy krzyki telewizyjnej rewolucjonistki przyniosły zamierzony efekt?
PB/KM