"Kuchenne rewolucje": Gessler zamienia piekło w niebo i... ratuje małżeństwo
None
Co wydarzyło się w premierowym odcinku?
Widzowie TVN długo na to czekali. Wreszcie na antenie stacji zadebiutował pierwszy odcinek 14. już serii "Kuchennych rewolucji" (tutaj możecie sprawdzić aktualny program telewizyjny)
. Prowadzącą po raz kolejny została Magda Gessler, która chwali się, że w od 2010 roku nie tylko uratowała od bankructwa kilkadziesiąt marnie prowadzonych restauracji, ale również naprawiła relacje między pracownikami i całymi rodzinami. Niestety, bohaterowie programu nie zawsze są zadowoleni z interwencji Gessler, a kilka "rewolucji" skończyło się już sprawą sądową. Jak było tym razem?
W premierowym odcinku gwiazda TVN-u pojawiła się w lokalu "Piekielna Kuchnia" w Wałbrzychu, której właścicielką jest 36-letnia Justyna. "Kebab, pizza, kuchnia polska, można u nas dobrze zjeść" - zachwalała gospodyni. Szef kuchni Rafał już na wstępie jednak wyznał, że nie ma wykształcenia kierunkowego, ale stara się gotować najlepiej, jak potrafi. Oczywiście ta informacja nie umknęła uwadze Magdy Gessler, która w progu restauracji bez skrupułów wyznała dosadnie: "Mam nadzieję, że piekło mnie tu nie pochłonie". Co wydarzyło się później? Zobaczcie na kolejnych slajdach.
Zobacz także: Magda Gessler o sukcesie "Kuchennych rewolucji"
Fatalne jedzenie i wszędobylski brud
Na początku wizyty Gessler dokładnie obejrzała wystrój restauracji. Zanim jednak zdecydowała się spojrzeć w menu, musiała wyczyścić klejący się od brudu stolik. Ostatecznie gwiazda zdecydowała się na żurek, pizzę, pierogi i placek po węgiersku. Niestety, nie tknęła żadnej zaserwowanej potrawy twierdząc, że nie będzie jadła w kurzu i brudzie, spadającym na talerze ze znajdującego się na suficie wiatraka.
- Dlaczego tu ludzie mają wchodzić, jak się mogą zarazić jakimś gó*nem? Pani rozkurza cały syf na całą salę. Jak pani nie jest wstyd? - pytała retorycznie.
Restauratorka miała również zastrzeżenia do znajdujących się na pizzy składników.
- Następna tablica Mendelejewa! Nie jestem w stanie zjeść tych rzeczy, które są na stole. Pani ma tupet diabelny, ale jak pani myśli, że to pani pomoże, to się pani myli. Chcę, żeby pani wymyła ten wiatrak, a ja idę do łazienki, żeby zwymiotować. Mi się wydaje, że pani jest bezczelna i to mi się nie podoba. Pani się kurzy kłamstwo z nosa! Niech pani się już w ogóle nie odzywa, tak będzie lepiej! - krzyczała poirytowana Gessler.
Niestabilna emocjonalnie właścicielka
Kolejnym krokiem rewolucji było sprawdzenie umiejętności gastronomicznych kucharza Radka. W tym samym czasie szefowa Justyna ubrudzoną kurzem z wentylatora szynkę... kazała umyć i wykorzystać do przygotowania potraw dla kolejnych klientów. Ale nie były to jedyne przewinienia właścicielki. Okazało się, że problem tkwił również w jej opryskliwym i impulsywnym charakterze, który mocno dawał się wszystkim we znaki. Co było przyczyną takiego zachowania? Dopiero później, w rozmowie z Gessler w cztery oczy, tłumaczyła, że jej niekontrolowana wybuchowość i niestabilność emocjonalna są wynikiem rozstania z mężem.
Następnego dnia prowadząca ponownie pojawiła się w restauracji i wreszcie coś zjadła - zupę grzybową ugotowaną przez kucharza Rafała, którą bardzo pochwaliła. Zdradziła również, że w ramach rewolucji w lokalu podawane będą "dania jak w barze mlecznym, ale szlachetne" oraz "biała pizza". Nie zabrakło też tradycyjnej wycieczki "w teren" - tym razem do okolicznej sztolni, w której szefowa musiała zjechać w uprzęży do ciemnej jaskini, co miało być metaforą "zejścia do piekła"...
Nieoczekiwany splot wydarzeń
Ostatniego dnia rewolucji lokal został wyremontowany - czerń i czerwień została zastąpiona bielą, kolorem niebieskim. Dodatkowym elementem wystroju wnętrza były durszlaki powieszone na ścianach. Restauracji nadano mu też nową nazwę: "Nie bo mleczne".
W trakcie przygotowywania "porewolucyjnej" kolacji nie zabrakło dramatów: zepsuł się blender, a palników w kuchenkach, zdaniem Gessler, było zdecydowanie za mało. Najgorsze miało jednak dopiero nastąpić: restauratorka, zrażona lekceważącym i niemalże agresywnym zachowaniem szefowej Justyny, wyszła przed końcem posiłku.
- Dziękuję i współczuje serdecznie. "Nie bo mleczne" zostawiam pani z piekła rodem - mówiła, żegnając się z pracownikami.
Gessler pojawiła się w "Nie bo mleczne" po siedmiu tygodniach, pełna obaw względem tego, co zastanie na miejscu. Okazało się jednak, że rewolucja zakończyła się, przynajmniej na razie, sukcesem. Chociaż gwiazda TVN-u miała kilka zastrzeżeń, to dania jej smakowały, a szefowa Justyna wyznała, że pogodziła się z mężem.
Zobacz także: Magda Gessler o sukcesie "Kuchennych rewolucji"