"Kuchenne Rewolucje": Gessler przerwała rewolucję i zarządziła strajk!
None
1
Za nami ostatni w tym sezonie odcinek "Kuchennych Rewolucji". Tak jak się spodziewaliśmy, Magda Gessler postarała się, aby widzowie na długo zapamiętali zakończenie serii. Były łzy, złość i w rezultacie strajk pracowników zainicjowany przez samą gwiazdę. Jak do tego doszło?
W Przasnyszu Dariusz stworzył swoje "Imperium" i to dosłownie - jest właścicielem hotelu, pięciu samolotów i restauracji, która od dłuższego czasu przysparza dumnemu właścicielowi samych problemów i strat finansowych. Niestety, również "poddane", czyli pracownice jego kulinarnego królestwa, też są wyraźnie niezadowolone i według gospodarza, niechętne do pracy. Na pomoc musi przybyć Magda Gessler, która największy problem widzi we właścicielu "Imperium" i jego stosunku do naprawdę mizernie opłacanego personelu. Dariusz jednak za nic ma "babskie fanaberie", dlatego restauratorka razem z kucharkami i kelnerkami przerwały rewolucję i ogłosiły strajk. Jak zakończyła się ta historia?
AR/AOS
Słomiany zapał
Największym marzeniem Dariusza było otwarcie restauracji. Gdy w końcu udało mu się to osiągnąć, stwierdził, że jego pasją tak naprawdę są samoloty i lotnictwo. Oprócz tego uwielbia węże, dlatego jednego z nich zaczął hodować w "Imperium".
- Podczas jednej z moich podróży spotkałem hodowcę boa dusicieli i jednego przygarnąłem. Mieszka w terrarium w restauracji. Są restauracje, w których odbywają się pokazy karmienia węży, chciałem u siebie mieć coś podobnego - powiedział.
W rezultacie lokal stał się odzwierciedleniem jego wszystkich zainteresowań jednocześnie. Jakby ta mieszanka była dla kogoś jeszcze zbyt okiełzana, na ścianach powiesił wypchane zwierzęta i swój własny portret oprawiony w złotą ramę. Do tego tandetne obrusy i zakurzone zasłony. Gotowy obraz nędzy i rozpaczy.
- Co pan tu nawyczyniał? Tu jest tak brzydko, że brzydziej to już dawno nie widziałam - trafnie zauważyła Magda Gessler.
Choć wnętrze bardziej odstraszało niż przyciągało potencjalnych klientów, gwiazda postanowiła spróbować tego, w czym specjalizuje się kuchnia "Imperium". Niestety, szybko pożałowała swojej decyzji.
Jedzenie tylko dla odważnych
Jako pierwszy na jej stole pojawił się tatar. Z pozoru prosta przystawka okazała się nie lada wyzwaniem dla załogi restauracji. Już sam wygląd dania odrzucał, a apetyt błyskawicznie się ulotnił.
- Nigdy w życiu tatar nie powinien być żelazny. Taka ilość soli? Postaram się to zajeść chlebem. Masakra! - krzywiła się.
Kolejna potrawa również nie uratowała honoru restauracji. Wprost przeciwnie - raczej pogrążyła. Cóż, od tej pory flaki z pewnością będą kojarzyć się Magdzie Gessler z jednym - rozmiękczoną mamałygą.
- Strasznie są rozgotowane, jasne, słone, brak majeranku, czosnku, imbiru i przypraw. Flaki skopane i są dużym wyzwaniem dla człowieka - stwierdziła wprost.
Z kolei golonka tak bardzo przeraziła restauratorkę, że nawet nie zdołała jej posmakować. Chyba tylko nieliczni goście odważyliby się spróbować tego dania i to najlepiej z zamkniętymi oczami.
- To jest golonka? Wygląda jak oko wołu. Patrzy na mnie! Twarda, mało apetyczna, sina. (...) To jest pretensjonalne, kretyńskie miejsce. Pana imperializm i wielkość i ku**wa gó**o i nic! Tu nie ma knajpy. Tu są tylko wielkie słowa i wielkie pozory - podsumowała pierwszy dzień wizyty w Przasnyszu.
Właściciel nie szanował pracy podwładnych
Kolejny dzień Magda Gessler rozpoczęła od wnikliwej inspekcji w kuchni. Już na pierwszy rzut oka było widać, że nieopisane mrożonki i zdarte powłoki teflonowe na patelniach nie są największym problemem tego miejsca. Szkopuł tkwił we właścicielu i jego stosunku do pracownic.
Szybko wyszło na jaw, że ekipa restauracji zarabia jedynie 3 złote za godzinę, a jednorazowy dyżur każdej osoby pracującej w "Imperium" to minimum 48 godzin. Kucharka przyznała, że jej miesięczna pensja wynosi zaledwie 550 złotych. Takie traktowanie podwładnych mocno oburzyło Magdę Gessler - w przeciwieństwie do właściciela. Dariusz uważał bowiem, że nie stać go na opłacenie wszystkich rachunków i "rozpieszczanie" wyższymi zarobkami swoich pracowników.
Gwiazda nie przyjęła do wiadomości zawiłych wyjaśnień gospodarza, przerwała rewolucję i zarządziła strajk. W jednej chwili zabrała swoje rzeczy i nakazała to samo zrobić załodze restauracji. Po chwili Dariusz został sam w pustym lokalu.
Gospodarz miał węża w terrarium i... kieszeni
Gdy emocje opadły, dziewczyny wróciły do restauracji. Po wcześniejszych naradach z gwiazdą przedstawiły swoje żądania na piśmie i wręczyły je niezadowolonemu szefowi. Domagały się godziwego wynagrodzenia i ośmiogodzinnego systemu pracy. Dariusz długo bił się z myślami. Choć już trzymał długopis w ręku, robił wszystko, aby odwlec moment podpisania dokumentów. W pewnym momencie stwierdził nawet, że szefowa kuchni to prawdziwa materialistka i nikt nie przejmuje się jego trudną sytuacją. Swoje frustracje w końcu wyładował na jednej z kelnerek. Doszło do awantury i polały się łzy. Zrozpaczona Monika nie wytrzymała presji i uciekła z restauracji.
Dopiero szczera rozmowa z Magdą Gessler sprawiła, że dziewczyna odważyła się wrócić do lokalu. Dariusz długo wzbraniał się przed tym, żeby przeprosić swoją pracownicę. Uznał, że to jej powinno zależeć na pracy, a on sam nie będzie jej błagał na kolanach. Przyciśnięty do muru, w końcu pogodził się z Moniką. Z bólem serca przystał również na warunki zaproponowane przez pozostałą część załogi i przygotował dla wszystkich umowę o pracę na czas nieokreślony. Panie były w siódmym niebie!
Od tej pory rewolucja nabrała tempa. Lokal zmienił nazwę na "Długi wąż", a w menu królują kaczka na pajdzie chleba z nadzieniem z kaszy i borowików oraz kaszanka zapiekana z jabłkiem i słoniną. Finałowa kolacja okazała się strzałem w dziesiątkę, więc kolejna wizyta po miesiącu była jedynie przyjemną formalnością. Rewolucja się udała!
AR/AOS