"Kuchenne rewolucje": Gessler miała pełne ręce roboty. Raziły ją niewiedza i nieporadność właścicieli
Magda Gessler miała przed sobą wymagające wyzwanie. Restauratorka musiała nie tylko odczarować lokal, ale i zmienić myślenie właścicieli.
15.03.2018 | aktual.: 16.03.2018 10:16
Tym razem odwiedziła restaurację "Sielsko Anielsko" w Sieradzu, prowadzoną przez Piotra i Karolinę. Lokal był marzeniem kucharza, siostra chciała mu pomóc je spełnić. Ostatecznie zaczęły ich przytłaczać kłopoty i brak klientów. Jedynym ratunkiem była wizyta ekspertki.
Problem pojawił się już przy podaniu karty. Jak się okazało, była nieczytelna. - Małe litery w karcie, nawet młodzi tego nie widzą. Kartę robi się dla ludzi do czytania, a nie żeby była ładna - punktowała Gessler.
Restauratorka ostatecznie zamówiła m.in. śledzia w oleju i śmietanie, wątróbkę drobiową i kotlet de volaille. Niestety, umiejętności szefa kuchni pozostawiały sporo do życzenia. Śledź był niewymoczony i słony, wątróbka z kolei prawie w ogóle nieprzyprawiona, kotlet był smażony we fryturze, miał za grubą panierkę, w środku nie było masła. Dania były nie do zaakceptowania.
Widać było, że przez obecność Magdy Gessler całej załodze udzielił się stres. Nerwy były tak duże, że nikt nie mógł się skupić, poza przyjaciółką właścicieli, która nie szczędziła kąśliwych komentarzy.
- To jest telewizja. Wszystko jej się nie podoba, to po co przylazła? Z tego żyje, nie? - mówiła.
- Ozorki w sosie chrzanowym. Jak możecie podawać je bez ziemniaków, a potem się dziwcie, że ludzie wychodzą. To jest skandal! Ciągną się jak cholera, suche, kleiste - kontynuowała Gessler.
- Macie najgorszą kartę na świecie, wieprzowina i kurczak. Jeszcze nie dodajecie dodatków. W takiej miejscowości to jest porażka. Wystrój pretensjonalny, z zadęciem - komentowała Gessler. Karolinie i Piotrowi trudno było przyjąć krytykę.
- Brat i siostra nie znają się na biznesie. Nie jest tu ani sielsko, ani anielsko - podsumowała gwiazda po wyjściu, ale mimo wszystko postanowiła pomóc młodym właścicielom.
Dalej nie było lepiej. Okazało się, że kuchnia jest sprzątana powierzchownie, a do przygotowywania dań są używane gotowe przyprawy w proszku. - 200 programów zrobiłam, opieprzam ludzi, a ty tego dalej używasz! Pusto i smutno w lodówce - mówiła Gessler. - Jak można nie inwestować w towar, nie inwestować w lokalne produkty? Macie tu produkty, z których możecie tworzyć piękne historie, a ty mi gotujesz z puszki - dodała rozczarowana.
Początkowo nie pomagała też przyjaciółka Asia, która twierdziła, że zajmuje się marketingiem. Gessler szybko wytknęła, że nie widać żadnej pracy nad restauracją, a zrobiło się o niej głośno dopiero przy okazji rewolucji. - Pozoranctwo źle widziane, o tej knajpie nikt nie wie, ludzie piszą, że nie wiedzą, gdzie są - wyliczała restauratorka.
Nie było jednak czasu na żale, trzeba było się zająć kuchnią. Jednak gdy właściciele mieli przynieść lokalne produkty, okazało się, że udało im się zdobyć trochę warzyw, w tym ziemniaki, kapustę czy marchewkę.
- To wszystko czy początek, czy uważacie że u was są tylko warzywa? To ma cała Polska - stwierdziła restauratorka i bardzo szybko pokazała załodze, że zdobycie towarów od lokalnych producentów było łatwiejsze, niż im się wydawało. Mogli spróbować miejscowych wędlin, chleba, nabiału czy przetworów i było widać, że naprawdę są pod wrażeniem.
Jak się później okazało, właściciele wiedzieli o tych produktach, ale ich nie używali. Niestety, tłumaczyli to nie tylko funduszami, ale tym, że się na nich nie znają. Gessler szybko ustawiła ich do pionu i zaangażowała do pracy na pełnych obrotach.
Nic dziwnego, czasu było mało, a ona już miała pomysł na zmianę lokalu. Odtąd restauracja miała nazywać się "Bistro Siekane", a w menu znalazły się tatar, pomidorowa z pulpecikami, puszysty klops z jajkiem i na deser biały ser polany koglem moglem. Wśród ekipy było widać spore chęci, ale ku rozczarowaniu restauratorki wciąż dużą nieporadność. Mimo to wszystkie dania udało się przygotować sprawnie.
Lokal z kolei pozbył się "zadętego" charakteru i jasnych, kremowych barw, a zamiast tego nabrał ognistych kolorów. Na stołach pojawiły się barwne obrusy i kwiaty, a w oknach kolorowe zasłony. Nowy wystrój spodobał się zarówno właścicielom, jak i gościom. Ku uciesze Magdy Gessler, jeszcze bardziej zaproszonym podobały się propozycje dań. I rzeczywiście, goście nie mogli przestać chwalić smakołyków.
Gdy Gessler wróciła po miesiącu, nie kryła ciekawości, czy mało doświadczeni właściciele poradzą sobie z wyzwaniem. Nie brakowało wpadek. Tatar i pomidorowa nie ustrzegły się niedociągnięć, za to klops i deser były pyszne. Przejęci Piotr i Karolina dowiedzieli się, że zdali egzamin na czwórkę z plusem. Gessler z kolei spokojnie mogła zaprosić widzów do "Bistro Siekane", choćby właśnie na słynnego już klopsa.