"Kuchenne Rewolucje": bezkompromisowa i krytyczna Gessler znów pokazała, na co ją stać!
None
1
W zabytkowej części Chełma, w piwnicach starej kamienicy mieści się restauracja "Gęsia szyja". Początkowo lokal cieszył się powodzeniem wśród klientów, jednak ostatnimi czasy sale świeciły pustkami. Zamiast unoszącego się już z daleka zapachu smacznego obiadu, w ceglanych murach restauracji czuć było tylko piwniczną woń.
Właściciel Paweł pracował po kilkanaście godzin na dobę, żeby utrzymać swój biznes. Robił wszystko, aby jego kariera w gastronomii się nie skończyła. Niestety, jedynymi gośćmi, którzy zaglądali do "Gęsiej szyi" byli w weekendowe wieczory amatorzy piwa, dodatkowo zabawiani przez jego młodszego brata.
Na nic ich wysiłki, bo restauracja przynosiła straty, a bracia popadali w coraz większe finansowe problemy. Paweł zaczął nawet wyprzedawać wartościowe przedmioty, żeby w jakikolwiek sposób oddalić widmo finansowej klęski. A ta była już naprawdę blisko. Magda Gessler miała być jego ostatnią deską ratunku. Czy gwiazda TVN zdołała mu pomóc? A może "Gęsia szyja" poszła na dno?
AR/AOS
Fatalne pierwsze wrażenie
Już sam wystrój tego miejsca sprawiał, że niejedna osoba wzięłaby nogi za pas. Niestety, wnętrze nie zachęcało do pozostania w restauracji dłużej niż to konieczne. Mimo fatalnego pierwszego wrażenia, Gessler postanowiła spróbować dań, które polecał sam właściciel. Ku jej rozczarowaniu, żadna z potraw nie nawiązywała do nazwy lokalu.
- Ma pan gęsie pipki? A gęsie szyjki faszerowane? - spytała restauratorka wprost.
- Nie mam... - powiedział gospodarz, który osobiście przyjmował zamówienie.
- To po cholerę ta "Gęsia szyja"?! - zirytowała się Gessler.
Paweł usiłował się tłumaczyć, że kupił restaurację wraz z nazwą, ale gwiazda nie chciała tego nawet słuchać i zarzuciła mu brak logicznego myślenia. Po przejrzeniu obszernego menu, w końcu zdecydowała się na kilka pozycji z karty. Czy pożałowała wyboru?
Kucharz nie wierzył w swoje możliwości
Aby umilić Gessler czas oczekiwania na zamówione dania, kelner podał smalec z dość nietypowymi dodatkami. Cóż, taka przystawka nie przypadła do gustu restauratorce i chyba lepiej by było, gdyby w ogóle nie pojawiła się na stole.
- Smalczyk do du*y. Ogórek konserwowy latem? Co za absurd! W ogóle nie przyprawiony. Wygląda jak łój ze skwarkami, które są rzeczywiście chrupkie, ale jak można to podać latem? - dziwiła się.
Jako druga na warsztat wzięta została golonka. Co ciekawe, mięso wyjątkowo przypadło gwieździe do gustu, w przeciwieństwie do kiczowatej i zupełnie niepotrzebnej dekoracji na talerzu.
- Mamałyga czy kaczuszka? Wygląda strasznie, jak rzygi! - skomentowała kolejne danie.
Jednak prawdziwa katastrofa dopiero nadeszła. Gdy na stole pojawiła się gęś, teoretycznie specjalność zakładu, Gessler z trudem powstrzymała się od złośliwych komentarzy. Wszystko dlatego, że nie była w stanie przełknąć kawałka mięsa i przerażona wołała o kubeł. Gdy kelner w końcu zjawił się z odsieczą, cała zawartość talerza wylądowała w śmietniku. Była to odpowiednia pora, aby poznać osobę odpowiedzialną za to zamieszanie. Kucharz Leszek nieśmiało zjawił się przed srogim obliczem gwiazdy gotowy na ostrą krytykę.
Jakież ogromne było jego zaskoczenie, gdy dowiedział się, że owszem, jedzenie jest fatalne, ale tylko przez to, że sosy i dodatki, psują to, co sam przygotował. Gessler pochwaliła nawet, że golonka, którą przed chwilą zjadła, była najlepszą, jaką kiedykolwiek kosztowała w życiu - gdyby nie "ozdoby". Zdumiony kucharz, który bronił się małomiasteczkowością, jeszcze długo nie mógł uwierzyć w swój talent. Ale czy to oznacza, że jedynym problemem tego miejsca była nietrafiona dekoracja talerza? Nic bardziej mylnego!
Kuchnia na błysk, za to bar...
Przyszedł czas na sprawdzenie czystości w restauracji. Gessler niczym Perfekcyjna Pani Domu bez skrupułów obejrzała każdy, nawet najmniejszy zakamarek lokalu. Choć właściciel zapewniał, że od kilku dni sumiennie wyszorował restaurację, gwiazda błyskawicznie wyprowadziła go z błędu. Wystarczył jeden ruch białą serwetką, aby udowodnić, że niektóre miejsca nie były sprzątane od miesięcy.
A jak sytuacja wyglądał w kuchni? Deska do krojenia, z której wystawały ostre drzazgi to jeszcze nic. Prawdziwym hitem była bita śmietana w sprayu. Tego typu produkty nie powinny znaleźć się w restauracji, która szanuje klienta. Gwiazda bez zastanowienia chwyciła za swoje znalezisko i część śmietany trafiła do śmietnika, a część... wprost na koszulę i twarz właściciela!
Kuchnia różniła się od innych lokali, w których przebywała już kulinarna ekspertka. Przede wszystkim nie lepiła się od brudu i nie była zasypana grubą warstwą kurzu. W przeciwieństwie do baru i sali, w której przybywali potencjalni klienci. Stare kredensy, koszyczki ze sztućcami i sterty bibelotów aż prosiły się o odkurzenie.
- Mogę cię kopnąć w du*ę?! - grzmiała, widząc ospałość kelnera.
Istniało jednak coś, co sprawiło, że Gessler zaczęła wierzyć, że ta rewolucja jeszcze ma szansę się udać. Czyste patelnie! Jak sama stwierdziła, "Gęsia szyja" była pierwszą restauracją, która potrafiła używać teflonowych patelni i wciąż wyglądały jak nowe.
Gessler puściły nerwy
Po kilkunastu reprymendach, wskazówkach i lekcjach gotowania, cała ekipa "Gęsiej szyi" ruszyła do pracy. Od tej pory w menu ma królować gęsina, a nazwa lokalu została zmieniona na "Gęsie sprawki". Gdy przygotowania do finałowej kolacji szły pełną parą, przydarzyło się kilka wpadek. Początkowo szwankowało wszystko: nieodpowiedni podział obowiązków, chaos w kuchni, kucharz, któremu trudno uwierzyć we własne umiejętności, a na domiar złego nie zdający sobie sprawy z tego, co się dzieje właściciel.
- Mamy 10 talerzy na 30-osobową kolację? Czy ty możesz zacząć myśleć? Nie będziesz miał tej restauracji, bo ty nie umiesz myśleć. Jak możesz mieć kelnerów, którzy nie zapytają i nie zadbają o ilość kieliszków i talerzy?! Mówię ci szczerze: albo zmienisz swój charakter na kompetentny i asertywny, albo... Brata to powinieneś zwolnić już dziś, on nie myśli. Bo myśmy się ku*wa narobili, a nie mamy na czym podać! Wszyscy mają teraz cierpieć?! (...) Dlaczego tu jest taki burdel?! Dorośli ludzie kurde! - uniosła się gwiazda.
Ostra krytyka z ust Magdy Gessler podziałała na braci trzeźwiąco. Całe szczęście rewolucję udało się doprowadzić do końca, a końcowa kolacja, mimo kilku wpadek, zakończyła się sukcesem. Efekt zaskoczył nawet samą restauratorkę!
Szczęśliwe zakończenie i wątpliwości mieszkańców
Trzy tygodnie po rewolucji ekspertka ponownie zjawiła się w Chełmie, aby sprawdzić, jak pod jej nieobecność poradziła sobie restauracja. Całe szczęście krzyki i nauki nie poszły w las, a "Gęsie sprawki" jeszcze nigdy nie przeżywały takiego oblężenia, jak po rewolucji. Nic dziwnego, bowiem jedzenie i wystrój aż zachęcały do powtórnych odwiedzin.
Choć klienci z Gessler na czele nie kryją radości z udanej metamorfozy, jedna kwestia szczególnie nie przypadła do gustu mieszkańcom miasta. Mianowicie nie mogą pogodzić się z tym, że restauratorka zmieniła nazwę lokalu, która wbrew pozorom wcale nie nawiązywała do serwowanych w tym miejscu potraw, ale do piwnicznych połączeń z podziemiami kredowymi, które znajdowały się pod centrum miasta. Część chełmian przyznała, że z przyzwyczajenia i z szacunku dla historii wciąż będzie korzystać z poprzedniej nazwy.
AR/AOS