Wszyscy się od niego odwrócili
Jako pierwszy na kanapie u Wojewódzkiego zasiadł Maciej Stuhr. Prowadzący, jako że prywatnie zna się ze swoim gościem, nie zamierzał stosować wobec niego żadnej taryfy ulgowej. Niemal od razu zaczął wypytywać go o to, jak poczuł się, gdy po premierze filmu "Pokłosie" stał się "ambasadorem losów żydowskich w Polsce". Nawiązał również do tego, że prawdziwa medialna burza rozpętała się, gdy na jaw wyszły rodzinne problemy aktora. To wszystko sprawiło, że z jednego z najbardziej lubianych artystów w Polsce Stuhr na chwilę stał się tym, którego wytykano palcami. Choć wcześniej niezwykle rzadko pojawiał się w kolorowej prasie, to w tamtym okresie trafiał na okładki wszystkich tabloidów.
- Wykąpałem się w takiej wodzie, której udawało mi się unikać przez wszystkie lata. Tyle w moim życiu dzieje się fajnych rzeczy. Pozwoliłem sobie żyć w zgodzie ze swoim wiekiem. Jestem już bardziej facetem niż chłopcem. Zrozumiałem, że nie muszę być takim chłopakiem, którego mają wszyscy lubić. Wręcz przeciwnie. Nie mam ambicji, żeby wszyscy mnie kochali. (...) Jak kiedyś powiedziałem prasie brukowej, że mam tego dość i walnąłem pięścią w stół i powiedziałem rzeczy...
- Padły słowa o nienawiści, bardzo mocne - wtrącił Kuba.
- Ludzie show biznesu tego zwykle nie mówią, bo boją się retorsji. Usłyszałem, że to był strzał w stopę. A ja jestem dumny, że powiedziałem, że na pewne rzeczy się nie zgadzam. Od naszych ulubionych dwóch codziennych dzienników padają w negocjacjach wprost propozycje: zawrzyjmy ugodę, wycofajmy sprawę z sądu, to będziemy żyć w przyjaźni. Dają na piśmie, że nie będą o mnie źle pisać - stwierdził wzburzony aktor.
- I co im odpowiedziałeś?
- Walczymy dalej - powiedział wprost.