Krzysztof Ziemiec: jak wyglądała jego droga na szczyt?
None
Nie wszyscy pamiętają jego początki na szklanym ekranie
Kim jest Krzysztof Ziemiec - dziennikarz, który dziś wzbudza skrajne emocje i wywołuje coraz więcej kontrowersji? Jak to się stało, że w jednej chwili stracił uznanie w oczach milionów widzów? Przypomnijcie sobie jego historię.
Prezenter urodził się 26 czerwca 1967 roku w Warszawie. Ukończył Inżynierię Środowiska na Politechnice Warszawskiej oraz pracownię radiową polsko-amerykańskiego studium dziennikarskiego. Na początku swojej kariery pracował w Programie III Polskiego Radia. Później przeszedł do stacji informacyjnej TVN24.
Od 2004 roku związany był z TVP1. Był prowadzącym takich programów publicystycznych jak: "Kwadrans po ósmej", "Debaty Polaków" oraz "A dobro Polski?". Jednak najwięcej czasu spędził w TVP. To tutaj, jako prezenter "Wiadomości" zdobył sympatię i uznanie w oczach widzów. W roku 2007 związany był z TVP2 gdzie prowadził "Panoramę", a następnie był dziennikarzem TV Puls, gdzie prowadził "Puls Raport".
Niestety, w 2008 roku prężnie rozwijającą się telewizyjną karierę Ziemca przerwał dramatyczny wypadek, którego skutki dziennikarz odczuwa do dzisiaj.
Zobacz także: Krzysztof Ziemiec laureatem Telekamery
AR
Uratował go szybki refleks
22 czerwca 2008 roku, niedziela, tuż przed godziną 23.00 - tę datę Krzysztof Ziemiec zapamięta do końca życia. Nie zapomni o niej, choć bardzo by tego chciał. To właśnie wtedy w jego mieszkaniu na Ursynowie wybuchł pożar.
- Żona nastawiła w tygielku parafinę kosmetyczną. Jest alergikiem, pękała jej skóra na dłoniach, a parafina przynosiła ulgę. Zapomniała o niej i poszła do łóżka. Dzieci spały, a ja po całym dniu odmakałem w wannie i Bogu dzięki - mam długi nos - poczułem, że coś mi dziwnie pachnie jakąś smażeniną. Wyszedłem z wanny, w kuchni zobaczyłem łunę. Parafina uległa samozapłonowi. Najpierw - jako stary harcerz - przykryłem garnek pokrywką licząc, że odcięcie powietrza zdusi ogień, ale wtedy nastąpił wybuch. Chciałem to wynieść. Nie pomyślałem, że garnek był rozgrzany do czerwoności i wypadnie mi z rąk. Płonąca parafina oblała mnie i podłogę. W ten ogień padałem, wstawałem. W korytarzu natychmiast zajęła się, kupiona kilka tygodni wcześniej szafka. Nad nią były korki, które się przepaliły, wszystko wysadziło. Trwało to sekundy, może minuty - wspominał w wywiadzie dla poranny.pl.
Nie wpadł w panikę
Ziemiec, pomimo ogromnego bólu, nawet na chwilę nie stracił zimnej krwi. Widząc, że ogień zaczyna się coraz szybciej rozprzestrzeniać, postanowił ewakuować z płonącego mieszkania dzieci (Manię, Olę i Franka) oraz żonę Danutę.
- Biegałem między kuchnią a balkonem, wzywając pomocy. Mieszkaliśmy w bloku na drugim piętrze. W pewnym momencie drzwi zaczęły się palić i pomyślałem sobie, że albo spalimy się żywcem, albo nadzieję się na ten płonący ruszt. Udało mi się je otworzyć, dzięki temu wszystko dobrze się skończyło - dodał w tym samym wywiadzie.
Gdy na miejscu pojawiła się straż pożarna i pogotowie, dziennikarz został natychmiast przewieziony do szpitala im. Orłowskiego na warszawskim Powiślu. Miał poparzenia II i III stopnia rąk i ud. Przez kilka dni był utrzymywany w śpiączce farmakologicznej.
Mógł liczyć na wsparcie najbliższych
- To było jedno wielkie pasmo cierpienia. Ból trudny do opisania. Nie było przed nim ucieczki. Brałem morfinę, choć się przed tym wzbraniałem, ale bez niej chodziłbym po ścianach - mówił.
Dopiero po wypadku docenił siłę, która tkwi w rodzinie. To właśnie najbliżsi wspierali dziennikarza w najtrudniejszych chwilach i pomagali w najprostszych czynnościach.
- Wtedy nie byłem w stanie nic jeść, karmiono mnie niemal przez rurkę. Czasami robiły to siostry, czasami żona, a później też koledzy z pracy. Było to dla mnie trudne, bo po prostu wstydziłem się swojego wyglądu i tej bezradności. Jeszcze gorzej było, gdy w szpitalu siostry mnie rozbierały i wiozły do mycia. Dorosły facet, bezbronny, na golasa. To olbrzymie odarcie z godności. Ale też jakaś lekcja życia - opowiadał na łamach prasy.
Cieszył się sympatią widzów
Choć wolałby zapomnieć o tym, co się wydarzyło czerwcowej nocy, to tragedii przypominają mu blizny po poparzeniach, które zostaną na jego ciele do końca życia.
- Zdaję sobie sprawę, że już nigdy nie będę sprawny. Ogień robi z człowiekiem to, co gorąca patelnia z jajkiem, a zniszczonych części ciała nie da się wymienić, czy odbudować. Nic nie będzie już tak samo.
Po wyjściu ze szpitala musiał przejść długą i wyczerpującą rehabilitację. Jednak już podczas pierwszych ćwiczeń z fizjoterapeutą obiecał sobie, że wróci do pracy w telewizji. Jak postanowił, tak zrobił. Choć bardzo obawiał się reakcji widzów, pojawił się na ekranach w Wigilię 2009 roku. Ponownie został prezenterem głównego wydania "Wiadomości". Jak zapamiętał ten wieczór?
- Wiedziałem, że będzie duża oglądalność i nie chciałem, żeby ludzie myśleli, że przyjęto mnie do TVP tylko z litości. Bo kiedyś już tam pracowałem, miałem wypadek, teraz trzeba mi pomóc. Starałem się udowodnić, że jestem właściwą osobą, na właściwym miejscu. Byłem bardzo stremowany. Zastanawiałem się, czy poradzę sobie z emocjami. Strasznie bałem się jakiejkolwiek pomyłki - powiedział.
Powtórny debiut przed kamerą okazał się sukcesem, a niektórzy fani do dziś twierdzą, że oglądali program wyłącznie ze względu na prezentera. Ziemiec nie bez przyczyny należał do grona dziennikarzy, których widzowie darzyli największym zaufaniem i sympatią. Wystarczy tylko wspomnieć, że dwukrotnie zdobył Telekamerę oraz statuetkę Wiktora, a w 2012 roku został nagrodzony Orderem Ecce Homo (odznaczenie nadawane jest osobom, które działają na rzecz innych).
Dziś znów jest o nim głośno
Gdy szum związany z powrotem Ziemca na antenę TVP ucichł, dziennikarz zniknął z pierwszych stron gazet. Przez kilka lat pracował przy różnych programach Telewizji Polskiej m.in. "Z refleksem", "Polskie sprawy", "Niepokonani" i "Dziś wieczorem".
Prezenter ponownie znalazł się w centrum uwagi przy okazji ostatnich zwolnień przy Woronicza. Po tym, jak nowym prezesem TVP został Jacek Kurski, z redakcją "Wiadomości" pożegnali się Piotr Kraśko, Beata Tadla i Diana Rudnik. Jedynym "ocalałym" okazał się właśnie Krzysztof Ziemiec.
Gdy ta informacja dostała się do mediów, nieoczekiwanie na głowę dziennikarza posypały się gromy. Niektórzy zarzucili mu, że został w ekipie "Wiadomości" i poprowadzi nowy program publicystyczny "Debata" tylko dlatego, że po wyborze Andrzeja Dudy na prezydenta, miał publicznie manifestować swoje zadowolenie. Choć prezenter ostro zaprzeczył tym sugestiom, części widzom wciąż trudno uwierzyć w ten zbieg okoliczności.
Wróci do grona ulubieńców publiczności?
- Jeśli ktoś sugeruje, że zostałem w "Wiadomościach", bo rzekomo popieram prezydenta, to ocenia innych ludzi przez pryzmat własnych zachowań. Skoro tak pisze, to świadczy tylko o nim. Brak mi słów. Tym bardziej, że już sto razy wyjaśniałem: to był żart sytuacyjny! Ten pan jednych ucieszył, innych zmartwił. Mnie zirytował. (...) Do tej pory po zmianach w telewizji - a przeżyłem ich sporo - wiele osób mogło jednak dalej funkcjonować w obrębie spółki. Tym razem jest inaczej. Myślę, że traci na tym sama TVP. Najpierw inwestuje się w wykształcenie, wizerunek i doświadczenie pracownika, a nagle to wszystko staje się nieważne. To niezrozumiałe. (...) Nie uznaję ani lizusostwa wobec przełożonych czy rządzących, ani też bezpodstawnego nawalania w kogokolwiek. Będę zadawał trudne pytania obu stronom. Kulturalnie, tak jak zawsze to robiłem. (...)Z niejednego pieca chleb jadłem. Z "Wiadomościami" żegnałem się dwa razy. Dziesięć lat temu musiałem uciekać do "Panoramy", bo nagle nie starczyło dla mnie miejsca. Drugi raz,
w 2011 roku. Wymagano, żebym zupełnie odszedł z firmy. Nie udało się. (...) Nie chodzę po gabinetach, nie próbuję się nigdy dostosowywać do nowych warunków. Robię swoje od lat, starając się być tylko dziennikarzem - tłumaczył na łamach "Faktu".
Czy te wyjaśnienia wystarczą, aby zatrzymać lawinę domysłów i Krzysztof Ziemiec znów wróci do grona uwielbianych przez widzów prezenterów?
Zobacz także: #dziejesienazywo: Bogusław Chrabota: "TVP w takim kształcie może zatonąć"
AR