Krzysztof Wieszczek: mam do robienia ciekawsze rzeczy niż bankiet dwa razy w tygodniu
13.07.2016 15:13
Zacznijmy od tematów najnowszych. W serialu "Przyjaciółki" wciela się pan w Roberta, który szturmem wdarł się w życie Ingi. Na początku nic nie zapowiadało, że będą razem. Teraz wszystko zmierza do szczęśliwego zakończenia. Może pan uchylić rąbka tajemnicy, czy rzeczywiście "będą żyć długo i szczęśliwie" czy czekają ich jeszcze jakieś perypetie?
To wie tylko scenarzystka... Ale mogę powiedzieć, że zamieszkają razem i nie będą się ze sobą nudzić... (śmiech). Oj będzie się działo!
Czy Robert jest dla pana wyzwaniem, czy raczej bohaterem, którego może pan zagrać bez większego problemu?
Każda rola to wymagające zadanie, jeśli podchodzi się profesjonalnie do pracy. I choć w wypadku Roberta nie ma jakichś fajerwerków, to musiałem zrozumieć człowieka, który pracuje za biurkiem w korporacji, a centralną postacią w jego życiu - oczywiście do czasu poznania Ingi - jest jego nadopiekuńcza siostra (śmiech).
Niewielu widzów pamięta, że kilka lat temu grał pan w "M jak miłość". Dla wielu aktorów ten serial otworzył furtkę do kariery, a jak było w pana przypadku? Jak pan wspomina pracę na planie?
Pamiętam, że byłem jeszcze na studiach, trochę zestresowany i onieśmielony, ale miałem świetne partnerki: Maję Hirsch i Joasię Koroniewską. To była niewielka rola, ale dobre przetarcie szlaków i fajne doświadczenie.
A czy gdyby ktoś wpadł na pomysł reaktywowania "Szpilek na Giewoncie", wziąłby pan w nim udział?
Nie wdaję się zwykle w rozważania "co by było, gdyby...", ale to był taki fajny serial i tacy fantastyczni ludzie...
Wygrał pan "Taniec z gwiazdami" w 2015 roku tańcząc z Agnieszką Kaczorowską. Jaką była partnerką na parkiecie? Cierpliwą nauczycielką?
Jak widać po wynikach, bardzo skuteczną (śmiech)!
(Fot. materiały prasowe)
Czym był dla pana udział w tym programie? Sprawdzianem możliwości, czy może przełamaniem słabości, albo po prostu – dobrą zabawą?
Wszystkim po trochu i pewnie jeszcze czymś więcej. Na pewno świetnym doświadczeniem zawodowym. Praca bez przerwy przez cztery miesiące w ogromnym stresie, 12 programów na żywo przed wielką widownią to był trudny egzamin, ale udało się ten test całkiem nieźle zdać. Do tego reakcje publiczności... Mnóstwo ciepłych słów i życzliwości ze strony widzów, tego na pewno nigdy nie zapomnę.
Nieczęsto widać pana na oficjalnych bankietach i galach. Stroni pan przed show-biznesem?
Bez przesady, ale mam wspaniałą rodzinę, pracę, która jest moją pasją i jeszcze sportowe wyzwania. Słowem ciekawsze rzeczy niż bankiet dwa razy w tygodniu (śmiech).
Jakie ma pan plany na przyszłość? Gdzie będzie można pana zobaczyć?
Od września na antenę Polsatu wracają "Przyjaciółki", a już niedługo zaczynam pracę w kolejnej serialowej produkcji tej stacji. Poza tym jesienią wracam na ulicę Wspólną....
Czy pan sam jest fanem seriali? Jeśli tak, to ma jakieś ulubione?
Oczywiście, zwłaszcza że gatunek ten przeżywa w ostatnich latach ogromny rozkwit. Bardzo lubię amerykańskie produkcje o szekspirowskim charakterze jak "Sons of Anarchy" czy "House of Cards". A moim ulubionym serialem komediowym są nieśmiertelni "Przyjaciele".
Zobacz także: Marek Bukowski o powrocie na plan "Na dobre i na złe" i "Przyjaciółek"