Krzysztof Ibisz padł ofiarą wyłudzenia!
None
Prezenter wpadł w poważne tarapaty
Coraz więcej przestępców korzysta z internetu. Szeroki zasięg odbiorców i większa anonimowość, ale często też lekkomyślność internautów, pozwalają na spektakularne oszustwa. Pewnie większość z was niejednokrotnie otrzymywała na adres mailowy niezwykle atrakcyjne oferty, do skorzystania z których wystarczało jedno kliknięcie myszką, czy spotkała się z próbą wyłudzenia danych osobowych.
Niestety, przebiegli krętacze naciągają w ten sposób coraz więcej osób, a do ich ofiar wcale nie należą wyłącznie osoby starsze czy naiwne. Niedawno do tego grona dołączył Krzysztof Ibisz. Jeden nierozważny ruch prezentera Polsatu uruchomił całą lawinę finansowych zobowiązań. Gwiazda telewizji musiała opłacić fakturę na kwotę prawie tysiąca złotych!
Ibisz zdecydował się opowiedzieć w mediach o tym zdarzeniu ku przestrodze. Chce oszczędzić innym problemów, których przysporzyła mu jedna z internetowych wiadomości.
AR/KŻ
Nic nie zwiastowało kłopotów
Współprowadzący "Dancing with the Stars. Taniec z gwiazdami" może mówić o prawdziwym pechu. Przeglądając poranną pocztę na komputerze, prezenter natknął się na przykuwającą wzrok wiadomość od "De Lege Artis" o następującym tytule: "Proszę o wytłumaczenie. To pilne!". W treści wiadomości znajdował się link z nazwiskiem Ibisza. Adres nie wzbudził jednak żadnych podejrzeń, ponieważ domena "edu.pl" sugeruje zaufaną stronę. Zaciekawiony dziennikarz bez wahania kliknął w link. Na ekranie jego komputera wyświetliła się strona z długim regulaminem dotyczącym polityki tzw. cookies. Ibisz pobieżnie rzucił okiem na treść i zaakceptował warunki, ale już po chwili mocno pożałował swojej decyzji.
Jedno kliknięcie i lawina problemów
Okazało się, że obszerny opis regulaminu w rzeczywistości zawiera umowę opiewającą na wysokie kwoty, którą niczego nieświadomy internauta podpisuje z chwilą, gdy zaakceptuje tzw. politykę plików cookies.
- Ledwo kliknąłem i za chwilę dostałem kolejnego maila z fakturą do opłacenia na kwotę 815 złotych i 92 groszy - powiedział oburzony Ibisz w rozmowie z dziennikarzem serwisu wpolityce.pl.
Wkrótce okazało się, że oszukanych w ten sposób jest więcej. Należą do nich przedsiębiorcy wpisani do Centralnej Ewidencji i Informacji o Działalności Gospodarczej, z której dane automatycznie zaciągał serwis lege-artis.edu.pl. Każdy z nich otrzymał spersonalizowaną wiadomość, co zwiększało jej wiarygodność. Kwota do zapłaty przeważnie wynosiła kilkaset złotych. Jednak ten, kto zwlekał z przelewem, otrzymywał kolejnego maila z ostrzeżeniem, że jeśli pieniądze nie pojawią się na koncie firmy, przedsiębiorca zostanie dopisany do Krajowego Rejestru Długów.
Właściciel serwisu nie czuje się winny
Serwis "prawno-edukacyjny De Lege Artis" prowadzi Krzysztof Habiak. Mężczyzna znany jest internetowej społeczności, ponieważ wcześniej wyłudzał pieniądze za pomocą serwisu kbiz.pl. Był to katalog firm dla przedsiębiorców, którzy również otrzymywali sprawiające wrażenie legalnych umowy i faktury z wezwaniem do zapłaty. Kilka tysięcy poszkodowanych przystąpiło do działania i wzięło sprawę w swoje ręce. Dziś zajmuje się nią wrocławska Prokuratura Okręgowa.
Zaniepokojony widmem kolejnej afery Habiak zabrał głos w sprawie "De Lege Artis", publikując oświadczenie odnoszące się do "licznych pomówień w środkach masowego komunikowania".
"Część przedsiębiorców, do których została skierowana moja oferta, wykazała się rażącym niedbalstwem i niezachowaniem należytej staranności, polegającym na niezapoznaniu się lub niewystarczającym zapoznaniem się, z moją ofertą, a pomimo tego przesłaniem oświadczania woli o jej akceptacji. Warto dodać, iż tak rażące niedbalstwo, zgodnie z dorobkiem doktryny i judykatury, nie może stać się przyczyną do uchylenia się od swojego oświadczenia woli" - napisał na swojej stronie internetowej Habiak (zachowano oryginalną pisownię).
To jeszcze nie koniec
Tłumaczenia Habiaka nie przekonały jednak KRD. Instytucja w trybie natychmiastowym zerwała umowę z "De Lege Artis".
- To oznacza między innymi zablokowanie dostępu do systemu KRD. Tym samym Krzysztof Habiak nie ma możliwości wpisania kogokolwiek do naszej bazy danych. Nie ma też prawa do posługiwania się w rozsyłanych wezwaniach do zapłaty logo KRD, które jest zastrzeżonym znakiem towarowym - wyjaśnił rzecznik prasowy KRD, Andrzej Kulik.
Nie oznacza to jednak, że wszystkie oszukane osoby od razu otrzymają zwrot swoich pieniędzy lub ich wezwania do zapłaty zostaną anulowane. Jak powiedział mecenas Michał Wołoszański z kancelarii Wołoszański, Rożko i Partnerzy, osoby, które nabrały się na podstępną wiadomość, powinny wysłać pismo z uchyleniem się od skutków prawnych oświadczenia woli złożonego pod wpływem błędu oraz - dla ostrożności - pismo z wypowiedzeniem umowy. Nie obędzie się również bez wizyty w prokuraturze. Wszystko wskazuje na to, że Krzysztofa Ibisza czeka jeszcze długa walka o sprawiedliwość.
AR/KŻ