Uważa, że wciąż miał kontrolę nad swoim życiem
Choć nałogi powoli wyniszczały Antkowiaka, artysta zaprzeczył jakoby jego stan kiedykolwiek wymagał interwencji specjalistów czy terapeutów. Jest przekonany, że nigdy nie wpadł w uzależnienie i panował nad tym, co dzieje się w jego życiu.
- Nie chodziłem na odwyk, bo nigdy nie byłem w stanie takiego rozkładu, bym tego potrzebował. Nie wpadałem w ciągi, pijąc codziennie. Problem zauważyłem wtedy, gdy co weekend znajdowałem w alkoholu narzędzie do zresetowania się i wtedy zdarzało mi się przeginać. A na drugi dzień czułem się fatalnie. Niedziele bywały nie do zniesienia - kac, ból głowy. Zaczęło mi to bardzo w życiu przeszkadzać. (...) Bywałem agresywny. Moja agresja ujawniała się, kiedy piłem. I wtedy stwierdziłem, że mam jakiś nierozwiązany problem. Ciągła huśtawka emocjonalna, mieszanka uwielbienia i zawiści zostawiła na mnie piętno. Ale wyleczyłem się. Podstawą jest przebaczenie. Ja przebaczyłem i innym, i sobie - powiedział w rozmowie z Krystyną Pytlakowską.