Krzysztof Antkowiak: "Były momenty, kiedy miałem myśli samobójcze"
None
Szczera spowiedź muzycznej gwiazdy lat 80.
To o nim w latach 80. mówiono "cudowne dziecko" i "nadzieja polskiej sceny muzycznej". Gdy jako nastolatek wykonywał utwór "Zakazany owoc", z dnia na dzień zyskał status gwiazdy, a jego piosenka długo królowała na ówczesnych listach przebojów. Krzysztof Antkowiak zyskał popularność, o którą inne gwiazdy zabiegają latami. Bajka? Jak się okazuje, nie do końca. Chłopak szybko przekonał się, że rozpoznawalność i życie na tzw. świeczniku ma również swoje ciemne strony.
Gwiazda wokalisty, która błyszczała na scenie, gasła na szkolnych korytarzach, gdzie zdolny chłopak musiał mierzyć się z szykanami ze strony zazdrosnych kolegów. Ale to nie wszystko.
- Młoda psychika źle znosi zbyt duże kontrasty - od miłości i uwielbienia do nienawiści i zazdrości. Przeżyłem to. (...) Zaczęła mnie przytłaczać rozpoznawalność, która sprawiała, że musiałem się bardzo pilnować, kontrolować zachowanie, odpowiedzialność, bo przecież "wiedzą, jak się nazywasz i co robisz". Powiesz "ku**a", od razu cię osądzą: "Antkowiak to zdemoralizowany cham". Nie reagujesz na zaczepki, to słyszysz: "Ale mu odpaliło". Kiedy jest się nastolatkiem, taka ilość emocji - poczucia krzywdy z powodu ataków - jest trudna do zniesienia. (...) Miałem okresy, w których żyłem niezdrowo. Były sytuacje, które mnie dołowały - powiedział po latach w rozmowie z Krystyną Pytlakowską.
W najnowszym wywiadzie dla magazynu "Viva!" Antkowiak wyznał, że w młodości wpadł w niebezpieczne nałogi, które omal nie zniszczyły mu życia. Nie ukrywał również, że tylko krok dzielił go od popełnienia samobójstwa.
AR/KM
Porzucił świetnie zapowiadającą się karierę dla nauki
Wszyscy, którzy przed laty poznali się na talencie nastolatka, wróżyli mu wielką karierę. Niestety, mimo wszelkich przymiotów gwiazdy, Antkowiak nią nie został. Jak się okazało, niejako na własne życzenie. Zrezygnował z występów, ponieważ obiecał ojcu, że skupi się wyłącznie na nauce. Miał przede wszystkim ukończyć szkołę oraz zdobyć dyplom z fortepianu. I rzeczywiście, do pewnego czasu wszystko szło zgodnie z planem. Dopiero później zaczęły się pierwsze poważne problemy.
- Wydarzyło się coś bardzo dla mnie traumatycznego i to mnie poraniło na długo. (...) Zakochałem się, mając 17 lat, tą pierwszą trudną miłością. Skończyła się nagle i tragicznie. To straszne rozstanie, jakie przeżyłem, i dramatyczne jego okoliczności były dla mnie trudniejsze niż wszystko inne. W każdym razie wtedy właśnie zapaliłem pierwszego papierosa i wtedy wypiłem pierwszą butelkę wina. Powiem szczerze, że dzieci gwiazdy mają często problemy z nałogami, chociaż ten z alkoholem nie był dla mnie wielkim problemem. Inne nałogi niszczyły mnie bardziej - przyznał w wywiadzie dla "Vivy!".
Wpadł w wyniszczające nałogi
Kolejne problemy i miłosne zawody sprawiły, że Antkowiak przestał radzić sobie z otaczającą go rzeczywistością. W pewnym momencie papierosy i alkohol nie zdołały już zagłuszyć natłoku myśli i bólu po rozstaniu. To właśnie wtedy po raz pierwszy zdecydował się sięgnąć po niebezpieczne używki. Niewiele by również brakowało, a targnąłby się na swoje życie.
- Nigdy nie używałem narkotyków twardych. Ale czasem marihuana i temu podobne... Nie mogę jednak powiedzieć, że nałogi zrujnowały mi życie do tego stopnia, iż nie byłem w stanie pracować czy w ogóle zapominać o pracy. Ale czułem, że po prostu rozmieniam się na drobne. (...) Były takie momenty, że zaczynałem myśleć: jestem do bani . (...) Kryzysy też są potrzebne, czuję, że mnie to kształtuje, że coraz lepiej reaguję na niepowodzenia. (...) Wszystkie doświadczenia są ważne. Gdyby nie one, być może dzisiaj nie byłbym w miejscu, w którym jestem. Byłbym albo w czarnej dziurze, albo w ogóle nigdzie. Były momenty, kiedy miałem myśli samobójcze - powiedział na łamach dwutygodnika.
Uważa, że wciąż miał kontrolę nad swoim życiem
Choć nałogi powoli wyniszczały Antkowiaka, artysta zaprzeczył jakoby jego stan kiedykolwiek wymagał interwencji specjalistów czy terapeutów. Jest przekonany, że nigdy nie wpadł w uzależnienie i panował nad tym, co dzieje się w jego życiu.
- Nie chodziłem na odwyk, bo nigdy nie byłem w stanie takiego rozkładu, bym tego potrzebował. Nie wpadałem w ciągi, pijąc codziennie. Problem zauważyłem wtedy, gdy co weekend znajdowałem w alkoholu narzędzie do zresetowania się i wtedy zdarzało mi się przeginać. A na drugi dzień czułem się fatalnie. Niedziele bywały nie do zniesienia - kac, ból głowy. Zaczęło mi to bardzo w życiu przeszkadzać. (...) Bywałem agresywny. Moja agresja ujawniała się, kiedy piłem. I wtedy stwierdziłem, że mam jakiś nierozwiązany problem. Ciągła huśtawka emocjonalna, mieszanka uwielbienia i zawiści zostawiła na mnie piętno. Ale wyleczyłem się. Podstawą jest przebaczenie. Ja przebaczyłem i innym, i sobie - powiedział w rozmowie z Krystyną Pytlakowską.
Dziś czuje się silniejszy
Jak sam przyznaje, w odnalezieniu spokoju i harmonii w życiu pomogły mu dopiero wiara w Boga, praca i sport.
- Mówię o muzyce i sporcie jako o swoim błogosławieństwie. Sport kształtuje charakter. (...) Ale w moim życiu pojawiła się też bardzo ważna kwestia, jaką jest obecność Boga. Był czas, że się od niego oddaliłem. Kiedy się bawiłem, sporo piłem i wchodziłem w niewłaściwe relacje. (...) Myślę, że gdybym się nie oddalił od Boga, to nie poczułbym potrzeby Jego obecności w moim życiu. Zwróciłem się do niego, żeby mi pomógł, gdy już wszystko inne zawiodło. (...) Pokonałem różne przeszkody i wyrzuciłem je do śmietnika. Nie boję się już, co będzie ze mną jako twórcą. (...) Nigdy nie miałem parcia na szkło. (...) To nie ja zniknąłem, to media przestały się mną interesować - podsumował w "Vivie!".
AR/KM