Krystian Kukułka: uwielbiam wcielać się w postacie wbrew swoim warunkom

Krystian Kukułka dziś najbardziej jest kojarzony z serialem "Barwy szczęścia", gdzie jako Ernest Chowański nieraz lekkomyślnie miesza w życiu pozostałych bohaterów, wzbudzając często u widzów spore emocje. Niewielu jednak wiedziało, że swoją karierę telewizyjną zaczął jeszcze jako nastolatek i był prezenterem programu informacyjnego. Początki nie były łatwe, ale ukształtowały jego postrzeganie show-biznesu i podejście do popularności. Dziś młody aktor ma wyraźnie zarysowane na ten temat pogląd. W rozmowie z Wirtualną Polską opowiada, czy zgodziłby się znów występować w którymś z programów i jakie sobie stawia cele zawodowe.

Krystian Kukułka: uwielbiam wcielać się w postacie wbrew swoim warunkom
Źródło zdjęć: © AKPA
Urszula Korąkiewicz

29.11.2016 | aktual.: 29.11.2016 13:43

Dzisiaj spełniasz się zawodowo jako aktor, ale dowiedziałam się, że zaczynałeś jako prezenter w TVP. Mówiłeś w jednym z wywiadów, że mile wspominasz tę pracę, ale już wtedy spotkałeś się z krytyką. Co było w związku z tym najtrudniejsze? Czy jakieś słowa albo zachowanie szczególnie cię dotknęły?
Tak, to prawda. To był wspaniały czas. Rozpocząłem pracę w telewizji jako bardzo młody chłopak i wtedy było to spełnieniem moich najskrytszych marzeń. Wtedy pierwszy raz spotkałem się z tak zwaną wolnością słowa, czyli anonimowymi komentarzami, także tymi złośliwymi. Dla mnie to nadal jest swoistego rodzaju wandalizm, który powinien być zabroniony. Nigdy nie napisałem żadnego komentarza, a tym bardziej anonimowo. Dla mnie jest to świństwo i chamstwo. Uważam, że ludzie zajmujący się czymś takim są bardzo zakompleksieni i bardzo mało w życiu osiągnęli, mając żal do wszystkich, że ich życie wygląda tak, a nie inaczej.
Co było dla mnie najtrudniejsze? Chyba to, że byłem młodym chłopakiem i wydawało mi się, że złapałem Pana Boga za nogi i starałem się być w swojej pracy jak najbardziej wiarygodny. Pracowałem bardzo ciężko, co jednym się podobało bardziej, innym mniej.
Dzisiaj z perspektywy czasu patrzę na to wszystko zupełnie inaczej. Chyba bardzo zmieniło się moje myślenie. Dzisiaj jak myślę o tym, to jestem wdzięczny losowi za tych wszystkich wrednych ludzi. Bardzo mnie to umocniło i przygotowało do tego jakże trudnego zawodu, jakim jest aktorstwo. Dlatego dzisiaj mówię wszystkim - dziękuje. Czy coś mnie szczególnie dotknęło? Nie. Kompletnie już tego nie pamiętam. Jak to mówią, co nas nie zabije to nas wzmocni.

*Czy dzisiaj, gdybyś dostał propozycję prowadzenia jakiegoś programu, zgodziłbyś się? A jeśli tak, to co by to było? Powrót do informacji czy raczej rozrywka? *
Dobre pytanie. Myślę, że w tym przypadku nie miałbym nawet chwili zawahania. Od razu powiedziałbym: tak. Jednak gdybym miał wybór, to na pewno miałbym duży problem. Informacje już prowadziłem i świetnie czułem się w tej roli. Serwisy informacyjne zawsze mają największą oglądalność i jest coś w tym niesamowitego. Przede wszystkim świadomość, że już za chwilę milionom Polaków przedstawisz najważniejsze wydarzenia z kraju i ze świata.
Programy rozrywkowe z kolei są skierowane do jakiejś wybranej grupy. Dany program trzeba polubić, musi sam przyciągnąć potencjalnego widza. Tego typu programy na pewno dają dużo więcej możliwości pokazania się i rozwoju.
Ja natomiast dziś chciałbym bardzo poprowadzić program podróżniczy. Uwielbiam podróżować i cenię sobie bardzo kontakt z drugim człowiekiem, a ponadto towarzyszy mi ciekawość ludzi i świata. Co robią, jak wygląda ich życie, kultura, religia, gdzie śpią, co jedzą, jak mieszkają. To naprawdę bardzo fascynujące. Dlatego też żyję w cichej nadziei, że kiedyś otrzymam telefon z propozycją poprowadzenia własnego programu. Jakikolwiek by nie był.

Jak ze swojej perspektywy oceniasz udział artystów i celebrytów w programach rozrywkowych, to może pomóc karierze czy raczej jej zaszkodzić?
Show-biznes na przestrzeni lat bardzo się zmienił, a telewizja tym bardziej. Dzisiaj dzięki niesamowitemu rozwojowi technologi i internetu, możemy zobaczyć wszystko, co tylko nam się przyśni. Telewizje prześcigają się w coraz to nowszych, lepszych, droższych programach. Tylko po to, żeby przyciągnąć widza. Dzięki temu możemy zobaczyć, jak osoby z pierwszych stron gazet, osoby znane, lubiane albo i też przez nas nielubiane czy znienawidzone radzą sobie w ekstremalnych warunkach pościgu w Azji, jak śpiewają, wcielając się w legendy muzyki, a nawet jak radzą sobie w różnych stylach tańca, co i jak gotują, gdzie bywają, kogo znają, kogo kochają, a z kim sypiają.
Myślę, że jesteśmy świadkami swoistego rodzaju ekshibicjonizmu, do którego sami dopuściliśmy poprzez między innymi portale społecznościowe takie jak Facebook, Instagram, Snapchat, blogi i wiele innych. Dzisiaj o tym, czy masz pracę i czy jesteś na topie decydują ilość lajków i wyświetleń. I właśnie wszystko to dają takie programy. Często właśnie o zwycięstwie nie decyduje talent, praca czy wiedza, tylko to, czy widzowie ciebie polubią czy też nie.
Mimo to jestem zdania, że skoro jest zapotrzebowanie na takie programy, to warto brać w nich udział. W końcu oprócz popularności wiele z tych programów jest bardzo dobrym warsztatem. Bo w każdym z nich trzeba naprawdę bardzo ciężko pracować, a to może zaowocować na przyszłość.

Wróćmy jednak do aktorstwa. Od niedawna możesz się pochwalić tytułem magistra PWST, zawsze chciałeś zostać aktorem?
O tak! Od zawsze. Podobno od dziecka miałem już zacięcie artystyczne. W szkole podstawowej bardzo chętnie uczęszczałem do koła teatralnego, w gimnazjum i liceum też. W szkole średniej zaczęły się pierwsze wyróżnienia i nagrody. Wtedy wiedziałem, że to jest znak, że muszę iść w tym kierunku. Zacząłem intensywnie się przygotowywać do egzaminów wstępnych do szkoły teatralnej i założyłem sobie, że muszę się dostać za pierwszym razem i tak się stało.

Wiem, że twoja praca była poświęcona Tomowi Hanksowi, skąd ten wybór? To twój ulubiony aktor, a może masz jakiegoś innego mentora, na którym się wzorujesz?
Jest wielu aktorów, których podziwiam, a Tom Hanks jest jednym z nich. Urzeka mnie swoją prostotą. Wizualnie jest zwykły, przeciętny, a jednocześnie ma w sobie jakąś tajemnicę. W każdym filmie jest inny. Do dzisiaj przypominam sobie, jakie wrażenie wywarła na mnie jego kreacja aktorska w dramacie „Filadelfia”. Potem zobaczyłem kultowy film „Forest Gump”, w którym grana przez niego postać upośledzonego chłopa walczącego o miłość wzruszyła cały świat. Za oba filmy otrzymał Oscara. I zdecydowanie była to bardzo zasłużona nagroda. Przyznana dwa razy z rzędu. A potem film „Cast away”, przy którym po pierwszych zdjęciach przerwali film na dwa lata, aby Hanks mógł schudnąć i zapuścić brodę i włosy. Niesamowita przemiana i znakomita kreacja aktorska. I dlatego właśnie o Tomie Hanksie postanowiłem napisać pracę magisterską.

Obraz
© AKPA

Można też zauważyć, że coraz lepiej radzisz sobie na tym ekranie. Chociażby wnioskując z tego, że rola Ernesta Chowańskiego w "Barwach szczęścia" jest coraz bardziej znacząca. Ponadto przemiana z lekkoducha, rapera-amatora do przebojowego, niepozbawionego empatii radiowca była chyba wyzwaniem?
Każda rola jest dla mnie wyzwaniem, ale to prawda, rola Ernesta szczególnie. Tworzę tę postać na zasadzie kontrastu z moją osobą w rzeczywistości. Rola, jaką gram, jest zupełnie inna od tego jakim jestem, ale to jest chyba w tym wszystkim najlepsze. Uwielbiam wcielać się w postacie wbrew swoim warunkom. W końcu jestem aktorem, więc muszę się wcielać w różne postacie i odtworzyć je najbardziej wiarygodnie jak się da. Ernest na pewno dojrzał, co widać teraz w nowych odcinkach. Chociażby nawet po ubiorze, ale postać Ernesta jest typowym przykładem, że pewni ludzie się nie zmieniają. Dlatego jego nowa pasja, czyli radio i ścisła współpraca z Martą Walawską jest ciszą przed burzą. Powiem tylko tyle, że Ernest szykuje coś nowego i naprawdę mocnego. Warto oglądać.

*Nie da się ukryć, że twój bohater wydoroślał. Możesz uchylić rąbka tajemnicy, jak potoczą się jego losy? *
Wszyscy mnie o to pytają. Powiem tylko tyle że warto je śledzić, ale jego nowa pasja i lekka zmiana stylu niech was nie zwiedzie (śmiech).

*Zdarzyło ci się też brać udział w modowych sesjach? Nie ciągnęło cię do kariery modela? *
Może to Cię zaskoczy, ale jestem bardzo krytyczny wobec siebie i nigdy nie czułem się przystojniakiem. I może też dlatego nigdy nie myślałem o modelingu. Zawsze wiedziałem, że aktorstwo jest trudnym zawodem, ale mam wrażenie, że modeling jest jeszcze trudniejszy i wydaje mi się jakiś bardziej niebezpieczny. Ciągle z tyłu głowy mam sentencję: "Uroda kiedyś przeminie, a potem, co potem?" Lubię sesje zdjęciowe, uważam, że jest to dobra pamiątka i dobrze się czuje podczas sesji. Ale uważam, że to i tak trudniejsze, niż mi się wydaje. Na wybiegu w roli modela byłem tylko na planie, a w prawdziwym pokazie nie brałem jeszcze udziału. Chociaż na pewno wszystko jeszcze przede mną. W życiu trzeba próbować wszystkiego.

*Co byłoby dla ciebie największym marzeniem, jeśli chodzi o aktorstwo? Jaka rola sprawiłaby, że miałbyś poczucie, że możesz pokazać w niej całą paletę swoich możliwości? *
Jak już mówiłem wcześniej, bardzo lubię postacie "na kontrze", czyli takie, które są zupełnie inne niż ja i mają inne warunki fizyczne. Na studiach miałem to szczęście. Dzisiaj nie mam wymarzonej roli. Wychodzę z założenia, że skończyłem szkołę teatralną właśnie po to, aby mieć w sobie umiejętność wcielania się w każdą postać. Wiadomo, że jedne będą przychodzić łatwiej inne trudniej, ale zawsze trzeba szukać środków i sposobów, aby wejść w daną postać. Wiedzieć, jak się zachowuje, a przede wszystkim, jakie jest jej myślenie. Zawsze marzyło mi się, aby zmienić swój wygląd o 180 stopni dla roli. Tak, abym fizycznie był zupełnie innym człowiekiem. To są wyzwania w naszym zawodzie, z którymi naprawdę warto się mierzyć.

Gdzie widziałbyś siebie w przyszłości, bardziej na planie filmowym czy w teatrze? A może niczego nie faworyzujesz?
Uważam, że nie ma jednego bez drugiego. Seriale pomagają nam na co dzień godnie żyć i dają popularność, a teatr z kolei daje warsztat, który jest jest potrzebny na planie serialu czy filmu. Nie można tego rozdzielać. Teatr daje większe możliwości. Tam jest zdecydowanie większa współpraca z reżyserem, a na planie często nie ma na nią czasu. Sam musisz sobie założyć, kim twój bohater jest i jak go widzisz. W końcu, żeby być dobrym aktorem, trzeba grać i w teatrze, i w filmach czy serialach. Ja mam to szczęście, bo jakiś czas temu dołączyłem do obsady teatru Syrena. Wierzę, że przez intensywną pracę nawet przy najmniejszej roli wyciągnę z tego jak najwięcej dla siebie.

Źródło artykułu:WP Teleshow
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (3)