"Kroniki Time Square": wszechobecny brud i korupcja, a także... znakomita obsada

Na ekrany polskich telewizorów zawitała najnowsza produkcja twórców serialu "Prawo ulicy”. Znakomita obsada, wszechobecny brud i korupcja, a także niewyobrażalna gama kolorów i niemoralnych bohaterów - to tylko przedsmak tego, czym można zachwycić się oglądając "Kroniki Time Square”.

"Kroniki Time Square": wszechobecny brud i korupcja, a także... znakomita obsada
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe
Katarzyna Kasperska

David Simon, twórca kultowego "Prawa ulicy” powraca z najnowszym serialem, w którym do współpracy zaprosił swoich ulubionych aktorów. Jednym z nich jest Lawrence Gilliard Jr., którego polscy widzowie pamiętają z roli D’Angelo w "Prawie ulicy”. U jego boku występuje początkujący talent - Gary Carr, który oczami młodego fana twórczości Simona oraz wschodzącej gwiazdy opowie nam, jakim człowiekiem na planie jest James Franco i dlaczego przemoc, biznes porno oraz kontrowersje na tle seksualnym przykuwają uwagę dzisiejszego widza.

Lawrence, widzowie pożegnali się z twoją kultową postacią D’Angelo z serialu "Prawo ulicy” prawie 10 lat temu. Co dla ciebie oznaczał powrót do współpracy z Davidem Simonem?

Lawrence: To było wspaniałe uczucie. Czekałem na ten moment od śmierci mojego poprzedniego bohatera. David jednak nie zaproponował mi roli w "Kronikach Time Square” od razu. Długo się wahał. Droczył się ze mną przez kilka lat i trzymał w niepewności. Ponad trzy lata temu, zanim nasza najnowsza produkcja trafiła na biurka producentów HBO, spotkałem się z Davidem na obiad w Baltimore. Już wtedy opowiedział mi, że pracuje nad tym nowym scenariuszu do serialu o biznesie porno w Nowym Jorku w latach 70. Pod koniec naszego posiłku i po wysłuchaniu tych wszystkich niesamowitych historii o prostytutkach oraz alfonsach w czasach skorumpowanego Time Square, David dodał: "Wątpię, żeby znalazła się dla ciebie rola w tym projekcie”. Byłem zrozpaczony, ale nie dałem tego po sobie poznać. Dzisiaj spotykam się z dziennikarzami, żeby promować nasze najnowsze dzieło, więc cóż mogę powiedzieć - chyba jestem urodzony pod szczęśliwą gwiazdą. Trzy lata po naszym spotkaniu, David wykonał do mnie telefon i zaproponował mi rolę policjanta. Na te słowa czekałem od zakończenia "Prawa ulicy”. Niemniej niezależnie od tego, czy pracujemy razem czy też nie - kocham wszystko, co ten facet robi. Stoję za nim murem jako aktor, ale też jako widz, jeżeli nie jestem zaangażowany do produkcji.

Obraz
© Materiały prasowe

Gary, jako początkujący aktor, kiedy dowiedziałeś się, że zostałeś dołączony do rodziny, która niegdyś stworzyła telewizyjny fenomen - jakie były twoje odczucia?

Gary: Szczerze przyznam, że sam sobie przybiłem piątkę w powietrzu. To było uczucie prawdziwego szczęścia. Pamiętam, kiedy jako studenci w szkole aktorskiej wszyscy obsesyjnie oglądaliśmy "Prawo ulicy”. Wszyscy chcieliśmy być częścią tego typu projektów. Złapałem Pana Boga za nogi. Jestem bardzo dumny i wciąż bardzo podekscytowany tym, jak wspaniały serial wspólnie zrealizowaliśmy.

Jeden z was gra policjanta, drugi alfonsa. Jak wyglądały wasze przygotowania do roli?

Lawrence: Pochodzę z Nowego Jorku, więc dokładnie pamiętam, jak to miasto wyglądało w czasach, o których opowiada nasz serial. W latach 70. byłem jeszcze dzieckiem, ale doskonale pamiętam niebezpieczne ulice Time Square. Nasz serial doskonale odzwierciedlił klimat ówczesnego brudu, skorumpowania i machlojek, które toczyły się w centrum Manhattanu. Nie było w tym żadnego szyku ani elegancji. To było przerażające i bardzo smutne miejsce na Ziemi. Pamiętam, jak się wtedy czułem i w trakcie produkcji potrafiłem na nowo odnaleźć w sobie te uczucia, które wywoływał we mnie dawny, brudny Nowy Jork. W "Kronikach Time Square” gram policjanta, więc jeżeli chodzi o przygotowania do roli, to przeprowadziłem wiele rozmów z emerytowanymi już dziś policjantami. W latach 70., żeby pozostać tzw. "czystym policjantem” trzeba było nieźle się natrudzić. Serpico przy moim bohaterze to pikuś. Jakkolwiek sprzecznie to brzmi - ówczesny policjant musiał wykonać wiele cwanych i dyplomatycznych ruchów, żeby nie popaść w skorumpowany system. Taka była rzeczywistość.

Gary: Obejrzałem wiele filmów fabularnych i dokumentalnych o biznesie porno i alfonsach z tamtego okresu. Sięgnąłem również po literaturę. W latach 70. nie było mnie jeszcze na świecie, więc wszystko, co mogłem obejrzeć lub przeczytać było moim źródłem informacji i wiedzy na temat Time Square sprzed 50 lat. Pomimo tego, iż gram alfonsa, bardzo zależało mi na tym, żeby przedstawić mojego bohatera jako człowieka, który, jak każdy w tamtych czasach, walczy o przetrwanie na ulicach wulgarnego Nowego Jorku.

Obraz
© Materiały prasowe

Gary, będąc pod wpływem "Kronik Time Square”, ty również wyreżyserowałeś dokument opowiadający o narodzinach pornografii w stolicy światowej kultury.

Tak, mój dokument skupia się na ludziach pracujących w biznesie porno. Bardzo zależało mi na tym, żeby ukazać człowieczeństwo i niezaprzeczalną wartość osób zajmujących się tego typu profesją. Uważam, że w życiu nie poświęcamy zbyt dużo czasu na słuchanie i korzystanie z doświadczeń innych ludzi. Za pośrednictwem mojego dokumentu chciałem stworzyć platformę dla tych ludzi, na której będą mogli przemówić we własnym imieniu. I tak się stało. To była dla mnie bardzo znacząca lekcja życia.

W serialu widzimy zachwycającą scenografię i kostiumy tak różne od tego, co obecnie możemy obserwować na ulicach Nowego Jorku. Czy osobiście nie żałujecie, że wasze miasto nie jest już tak bardzo kontrowersyjne, czy też na granicy przyzwoitości, co w pewnym sensie, było niezwykle fascynujące i unikatowe.

Lawrence: O tak. Dla mnie bycie na planie z tą całą scenografią i w atmosferze lat 70. było absolutnie zachwycające. Kochałem to. Cały klimat zabrał mnie do lat mojego dzieciństwa. Niemniej wcale nie żałuję, że tamta era już przeminęła. To były popieprzone czasy. Bardzo niebezpieczne, pełne przemocy i niesprawiedliwości. Może i było kolorowo, ale były to również szalone lata dla tego miasta i jego mieszkańców. Nie chciałbym, żeby kiedykolwiek powróciły.

Gary: Tak, to było wyjątkowo imponujące, w jakiej scenerii udało nam się przebywać w trakcie pracy na planie. Ale czy chciałbym, żeby ten klimat miał miejsce w rzeczywistym czasie? Absolutnie nie. Klimat naszej produkcji miał bardzo duży wpływ na poziom mojego zaangażowania i ambicji, ale jedynie z zawodowego punktu widzenia. Nic więcej pozytywnego w tym nie widzę. Jestem po prostu bardzo dumny z poziomu naszej produkcji.

Czy styl pracy i twórczości Davida Simona zmienił się od czasów "Prawa ulicy”?

Lawrence: Z pewnością poziom jego twórczości się nie zmienił. Scenariusze wciąż są tak samo świeże i w najwyższej jakości, niewymagające żadnych ulepszeń, czy też poprawek. David w scenariuszu najbardziej skupia się nad złem w opisywanym przez niego świecie. W tym przypadku była to instytucja policji i relacje alfonsów z prostytutkami. David nieustająco pytał nas: "spójrz na tę niesprawiedliwość... zwróć uwagę na to... co możemy z tym zrobić...”. Wymagał od nas aktywnego i długowzrocznego myślenia. W porównaniu z pracą na planie przy "Prawie ulicy” dzisiejszy David jest o wiele mniej znerwicowany (śmiech). Przy pracy nad "Kronikami...” był wyluzowany, żartował i wygłupiał się na planie filmowym. O tego typu zachowaniu nie było mowy, kiedy tworzyliśmy "Prawo ulicy”. Dzisiaj jesteśmy najlepszymi kumplami. Nic mnie nie zaskoczy, jeżeli chodzi o jego osobę. Ale ciekawi mnie, co myślą o nim młodzi aktorzy z naszego obecnego projektu. W końcu to David Simons. Początkowo na planie "Prawa ulicy” byłem wiecznie poddenerwowany przez samą jego obecność. Nie wiem dlaczego, zawsze starałem się mu zaimponować. Ten koleś to nie przelewki. Pamiętajmy, że David Simons to białoskóry Żyd, były policjant, który jak nikt inny potrafi tworzyć najprawdziwsze i najbardziej adekwatne teksty w opisywaniu czarnej społeczności. Do cholery, jak on to robi, ja się pytam? (śmiech). Teraz mam to w nosie, ale jak odbierają go młodsi koledzy z planu? Tego nie wiem.

Gary: David to wyjątkowo uroczy człowiek, więc w moim przypadku nigdy nie było mowy o strachu, jeżeli chodzi o jego osobę. Ale faktycznie na początku naszej współpracy bardzo mu się przyglądałem. Mówiąc szczerze wgapiałem się w niego jak zahipnotyzowany nastolatek, kiedy tylko widziałem go w pobliżu. Ale szybko mi to minęło. David jest świetny, jeżeli chodzi o interakcję między ludźmi, ponieważ nie ma na to zbyt wiele czasu. Więc wszystko przyspiesza, reaguje w ułamku sekundy i zamyka rozmowę dosłownie po szybkiej wymianie informacji. To bardzo konkretny człowiek i to pomogło mi przełamać pierwsze lody. Podczas pracy nad naszym serialem dostałem od niego bardzo dużo wsparcia. To cudowne móc obserwować, jak powstaje coś o wysokiej wartości artystycznej przy udziale niezwykle pokornych i skromnych osób.

James Franco wyreżyserował większość odcinków do „Kronik...”. Jak układała się wasza współpraca reżyser-aktorzy, z filmowcem, który w tym samym czasie gra podwójną rolę braci bliźniaków przed obiektywem kamery?

Garry: Franco jest kompletnie inną osobą jako aktor i jako reżyser. Jako reżyser ma niesamowitą pewność siebie oraz wiedzę. Doskonale wie, co robi w każdym aspekcie swojej roli lidera planu filmowego. Personalnie jako aktor czułem się bezpiecznie pod jego opieką. Wszystko przebiegło bardzo profesjonalnie i było w jak najlepszym porządku.

Lawrence: Kiedy pracujesz z reżyserem, który jednocześnie jest aktorem w reżyserowanej przez siebie produkcji, nigdy nie wiesz, czego się spodziewać. To wyjątkowo trudne i ryzykowne zadanie. Ale James Franco to bardzo inteligentny artysta i jednocześnie jest niezwykle ugodowy we współpracy. Daje proste, znaczące uwagi oraz ufa twojej własnej intuicji. Pozwala ci rozwinąć skrzydła na planie, co jest dla mnie bardzo ważne. Był świetny i mieliśmy wielki ubaw na planie. Jestem w tym zawodzie o tylu lat i wiem, że potrafię być onieśmielony i zdenerwowany w obecności reżyserów, ale z Franco nie było tego problemu.

Dziękuję za rozmowę.
„Kroniki Time Square” obecnie można oglądać w ramówce HBO i HBO GO.
Zobacz polski zwiastun:
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)