"Król": narodowcy kontra lewica na polskiej ulicy. To nie współczesność. To przedwojenna Warszawa [RECENZJA]
29.10.2020 19:13, aktual.: 01.03.2022 14:28
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
"Król" na motywach powieści Szczepana Twardocha zadebiutuje już w piątek 6 listopada na Canal+. Choć akcja osadzona jest w przedwojennej Warszawie, konflikty w niej przedstawione są niebezpiecznie bliskie temu, co dziś dzieje się na ulicach polskich miast.
Szczepan Twardoch to swoisty fenomen na polskim rynku wydawniczym. Jego powieści historyczne zawsze są wyczekiwane i sprzedają się jak świeże bułeczki. Żywy język i wciągająca fabuła ubrana w płaszcz powieści gatunkowej, sprawiają, że od jego książek, bez względu na to, czy nam się to podoba, czy nie, trudno się oderwać. W dodatku nie potrzeba im przyklejać łatki "guilty pleasure". To rozrywka na poziomie.
Teraz wielkimi krokami zbliża się premiera serialu "Król", ekranizacji głośnej powieści Twardocha z 2016 r. Miałam okazję zobaczyć dwa odcinki i trzeba przyznać, że twórcy się postarali.
"KRÓL" - nowy serial CANAL+ | oficjalny zwiastun
"Król" to bardzo luźno oparta na faktach opowieść o przedwojennej Warszawie. Jej głównym bohaterem jest Jakub Szapiro, żydowski bokser, który wraz z Kumem Kaplicą, weteranem socjalistycznych bojówek, trzęsie stołecznym półświatkiem. A w tle tej gangsterskiej opowieści są polityczne zawirowania ostatnich lat II Rzeczpospolitej - narastający konflikt między rodzimymi narodowcami a działaczami reszty sceny politycznej.
Karty powieści wypełnia cały zastęp barwnych postaci, z których obsadzeniem twórcy serialu poradzili sobie fenomenalnie. W głównej roli mamy Michała Żurawskiego, a w brata Szapiry wciela się autentyczny brat aktora – Piotr Żurawski. Szapiro to bohater stonowany, stanowiący kontrast do całej reszty barwnego twardochowego świata pełnego gangsterów i prostytutek.
W Kuma Kaplicę wciela się świetny Arkadiusz Jakubik, który z żartobliwego dyplomaty w mgnieniu oka potrafi zmienić się w bezwzględnego bandytę. Ale mimo wszystko to chyba jedna z nielicznych postaci w "Królu", które obdarzyć można sympatią. Trudniej będzie polubić granego przez Borysa Szyca Janusza Radziwiłka. Posługujący się dziwnym językiem zbir w mundurze ma wyraźnie psychopatyczne cechy.
Twardochowi często zarzuca się, że w jego powieściach nie ma wyraźnych postaci kobiecych. Ale zdaje się, że Magdalena Boczarska w roli burdelmamy Ryfki Kij pokaże nam, co potrafi. Do tego twórcy serialu dopisali jedną kobiecą postać – Stanisławę Tabaczyńską, która jest członkinią gangu Kuma Kaplicy, okrutną, twardą kobietą i lesbijką. W jej rolę wcieliła się Barbara Jonak i w pierwszych odcinkach często pojawia się na ekranie.
Jako że w serialu pojawia się postać homoseksualna, otwiera to twórcom pole do popisu w przemycaniu równościowych treści. Mam jednak wątpliwości, czy rozmowa na temat przysposabiania dzieci przez pary homoseksualne odbywałaby się w takiej formie w przedwojennej Warszawie, jak to pokazano w serialu, albo czy w ogóle by się odbywała. To jednak nie rzuca się cieniem na cały serial. Historia przepychanek między endekami a socjalistami, do których dołączają mniejszości, zdaje się tak aktualna, że gdyby nie kostiumy, można by pomylić epokę. Choć Twardoch upiera się, że tak nie jest.
Cały serialowy "Król" daleki jest od realizmu. Sporo w nim przemocy, którą tak lubi autor powieści, ale jest ona przeestetyzowana, a nawet przerysowana. Ekranowa groza przenika się z groteską.
Ale to, co w tym serialu najlepsze, to bohaterowie. Prowadzeni ręką reżysera Jana P. Matuszyńskiego aktorzy mistrzowsko wygrywają niuanse, na jakich opierają się delikatne relacje między bohaterami. Delikatne jak tykająca bomba. To, że ta bomba wybuchnie, jest pewne. Pozostaje czekać w napięciu, by sprawdzić, jaka będzie siła jej rażenia.
Kolejne odcinki "Króla" pojawiać się będą w tygodniowych odstępach zarówno na Canal+, jak i jego internetowym odpowiedniku.