Kraśko o sprawie Kamila Durczoka: "Każdego można w ten sposób dopaść"
None
Kraśko
Afera wokół ostatniej publikacji "Wprost" dotyczącej "ciemnej strony" Kamila Durczoka to najgorętszy temat w polskich mediach.
W sprawie oskarżeń przypisywanych szefowi "Faktów" przez redakcję tygodnika Sylwestra Latkowskiego głos zabrało wielu dziennikarzy m.in. Piotr Najsztub, Jacek Żakowski czy Marcin Prokop. Wszyscy podkreślają, że artykuł "Wprost " jest mało wiarygodny i zarzucają jego autorom nierzetelność. Niedawno na ten temat wypowiedział się również Piotr Kraśko, na co dzień konkurent Durczoka.
Prowadzący "Wiadomości" nie tylko podzielił wątpliwości ww. kolegów po fachu, ale też wyraził niepokój o siebie. Jak wyznał na radiowej antenie, on również mógłby znaleźć się w sytuacji Durczoka.
KM/AR
Kraśko o agresji w swojej branży
Ostatnio Monika Olejnik przestrzegała żartobliwie kolegów na Facebooku: "uważajcie, co wrzucacie do śmietnika, zbliża się redaktor Latkowski", nawiązując w ten sposób do artykułu o Durczoku. Piotr Kraśko w radiu TOK FM też wyraził opinię, że każdy mógłby zostać bohaterem podobnej publikacji. On również.
- Każdego można w ten sposób dopaść - stwierdził z niepokojem.
Jego zdaniem, źródłem tej sytuacji jest nienawiść, jaka panuje w środowisku dziennikarskim. Zauważył, że jego branża, jak mało która, jest silnie podzielona. Zdrowo rozumiana solidarność zawodowa raczej nie istnieje nad czym ubolewał. Jest za to zawiść.
- Mówienie o solidarności zawodowej może źle zabrzmieć, że to jest takie krycie się nawzajem, ale to nie o to chodzi. To się normalnie nie dzieje nawet w środowisku naukowym. I to przy wyłomie, którym był spór o teorie smoleńskie. Stopień agresji w środowisku dziennikarskim jest nieporównywalny z jakąkolwiek inną grupą zawodową - stwierdził.
Afera z Durczokiem dzieli środowisko
Najlepszym dowodem na podziały w medialnym środowisku, o których mówił Kraśko, jest chociażby reakcja na ostatnią publikację "Wprost". Tzw. mainstreamowi dziennikarze sugestie tygodnika na temat Durczoka określają najczęściej mianem nagonki. Bezpośrednio w obronie szefa "Faktów" nikt nie staje, ale zwraca się uwagę na braki konkretnych dowodów przeciwko gwieździe TVN ws. rzekomego molestowania seksualnego. Autorzy kontrowersyjnej publikacji wywlekają zaś w artykule rzekome brudy pod adresem dziennikarza, tyle że dotyczące jego prywatności. W prawicowych mediach najczęściej przewijają się zaś opinie, że taka postawa to próba odwrócenia uwagi i obrona "swojego człowieka".
Co ciekawe, działania Sylwestra Latkowskiego i Michała Majewskiego potępił Sławomir Jastrzębowski z "Super Expressu", który ocenił głośną publikację "Wprost" krótko i dosadnie:
-To nie jest żadne dziennikarstwo, to jest czyste obrzydlistwo- czytamy na stronach serwisu wirtualnemedia.pl. Zdaniem redaktora naczelnego tabloidu: "chodzi wyłącznie o mechanizm 'unurzania', czyli skojarzenia szefa 'Faktów' z czymś niewłaściwym".
Jeszcze ostrzej podsumował sprawę medioznawca prof. Maciej Mrozowski ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej:
- Jesteśmy w sytuacji, że jakaś dziennikarka coś anonimowo powiedziała, ktoś coś skojarzył, a do tego pojawiły się fakty, że ktoś gdzieś mieszkanie przeszukał. Z tych szczątków redakcja tygodnika "Wprost" zaczyna układać bardzo brukową i szmirowatą opowieść, która być może bazuje na ludzkich ułomnościach, stresie, przepracowaniu, może na jakiś dewiacjach, a może jest zwyczajnym gnojeniem publicystycznym - skomentował dla serwisu wirtualnemedia.pl Mrozowski.
KM/AR