Kraków Live Festival: kolorowy weekend dla bogatej wielkomiejskiej młodzieży
Selfie, modne ciuchy, klejnociki przyklejane na twarzy, drożyzna i muzyka zepchnięta na odległy plan - krakowska impreza świetnie odpowiada na potrzeby wielkomiejskiej młodzieży.
19.08.2018 | aktual.: 21.08.2018 13:10
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W Krakowie w nocy z soboty na niedzielę zakończyła się kolejna edycja Kraków Live Festivalu. Spora rzesza młodych ludzi znakomicie bawiła się na imprezie, na której muzyka była tylko pretekstem i tłem.
Żywiołowe, hiphopowe gwiazdy
W piątek główną festiwalową gwiazdą był amerykański raper Kendrick Lamar, jeden z najważniejszych i najbardziej oryginalnych artystów na współczesnej scenie muzycznej. Amerykanin wypadł znakomicie, choć biorąc pod uwagę jego dzisiejszą pozycję, jego występ okazał się dość skromny pod względem produkcyjnym. Raper był w znakomitej formie wokalnej i miał sporo energii, dodatkowej dynamiki jego koncertowi nadawał grający na żywo zespół, a wizualizacje, ciekawie komentujące poszczególne piosenki, były świetnym tłem tego widowiska. Lamar pokazał w Krakowie, że jego dzisiejsza pozycja na scenie muzycznej nie jest ani trochę przypadkowa.
W sobotę na głównej festiwalowej arenie prezentował się raper niewspółmiernie mniejszego formatu, ale widzowie na jego koncercie nie bawili się ani trochę gorzej. Mało tego: A$ap Rocky wywołał pod sceną prawdziwe szaleństwo, zarówno wtedy, kiedy rapował swoje dynamiczne piosenki, jak i kiedy schodził do widzów i prowadził z nimi długie pogawędki.
- Dobrze, dosyć już tych przerw - musiał mitygować sam siebie i wracać na scenę. Jakby tego wszystkiego było mało, na koniec swojego występu zachwycił wszystkich kolorowym pokazem fajerwerków.
Festiwal dla młodych, pięknych i bogatych
Krakowski festiwal był z jednej strony sielankowym piknikiem z muzyką w tle, z drugiej - probierzem i areną kilku znaczących i coraz bardziej widocznych tendencji na współczesnej scenie festiwalowej.
Zobacz także
Po pierwsze: nie było wielkim zaskoczeniem, że okazał się imprezą przeznaczoną przede wszystkim dla publiczności młodej i bardzo młodej, raczej wielkomiejskiej i bogatej. To właśnie ona słucha głównie takiej muzyki, jaka znalazła się w programie krakowskiego festiwalu. To tylko ją też stać na drogie festiwalowe karnety - w dniu rozpoczęcia imprezy kosztowały około 400 zł - i na inne kosztowne okołofestiwalowe wydatki.
Łąkę obok krakowskiego Muzeum Lotnictwa zdominowali więc dwudziestolatkowie dobrze ubrani w designerskich sklepach według najnowszych kanonów mody. Wszędzie czuć było drogie perfumy, a dziewczęta niemal bez wyjątku miały na twarzach naklejone błyszczące klejnociki - coś nieodzownego, jeśli chce się być dziś na czasie z najnowszymi tendencjami.
Po drugie: to festiwal, który jak wiele podobnych w Europie i Stanach niemal całkowicie skupia się na muzyce hiphopowej, popowej i elektronicznej. Przez dwa dni właściwie zupełnie zabrakło rocka - jedynym wyjątkiem był zespół Unknown Mortal Orchestra. Niemal nikt na tym festiwalu nie grał na gitarze.
To wyraziste świadectwo potężnej zmiany generacyjnej i stylistycznej, która rock coraz skuteczniej odstawia do lamusa. A zarazem: symboliczny dowód na to, jak dużo dzieli dziś bańkę wielkomiejskiej młodzieży od tej, w której żyją uczestnicy festiwalu Pol’and’Rock - na tym ostatnim w tym roku bezdyskusyjnie dominował stuprocentowo gitarowy mocny rock i metal.
Kraków pokazuje przyszłość
Po trzecie: krakowska impreza pokazywała także, że w dzisiejszych czasach na letnich festiwalach muzycznych, trochę paradoksalnie, muzyka wcale nie jest najważniejsza. Owszem: pod dwiema festiwalowymi scenami podczas koncertów gromadziły się tłumy, ale bez trudu można było odnieść wrażenie, że równą popularnością, co zagraniczni wykonawcy, cieszyły się strefy gastronomiczno-alkoholowe i kilka tanecznych "klubów" pod dużymi namiotami, gdzie można się było bawić przy muzyce z komputera.
Mało tego, uczestnicy festiwalu, nawet podczas występów największych gwiazd, obsiadali wszystkie wolne miejsca na terenie imprezy, zwłaszcza takie, gdzie... nie docierały żadne dźwięki i można było spokojnie porozmawiać. Wyjątkowo przyjazna pogoda - w przeciwieństwie do ubiegłorocznego oberwania chmury - sprzyjała takiemu festiwalowemu "piknikowaniu".
Rozmowy ze znajomymi, opalanie się, picie alkoholu, pozowanie do niezliczonych selfie - tak wyglądała duża część festiwalowego życia na krakowskiej imprezie. Tak wygląda dziś spora część festiwalowego doświadczenia młodych ludzi w ogóle. I nie ma wątpliwości, w najbliższym czasie festiwale, poza niszowymi imprezami gatunkowymi, będą iść właśnie w tym kierunku. Kraków Live Festival w tym kontekście był więc najbardziej przyszłościową z polskich imprez tego typu.