"Kraina Bezprawia 3" zachwyca od pierwszych scen. To uczta dla oczu [RECENZJA]
W trzecim sezonie produkcja stacji AMC jeszcze bardziej przypomina najlepsze gatunkowo kino akcji. Trudno się będzie od niej oderwać.
Uwaga, tekst zawiera spoilery pierwszego odcinka trzeciego sezonu "Krainy Bezprawia".
Gdy w 2015 roku miała miejsce amerykańska premiera serialu "Kraina bezprawia", wielu podchodziło do tej produkcji z rezerwą. Wielowątkowa mieszanina gatunków i stylów, ściśnięta w zaledwie sześcioodcinkowy sezon mogła okazać się męcząca. Druga odsłona produkcji stacji AMC, do tej pory najbardziej znanej z kultowego "The Walking Dead", zdecydowanie podniosła poprzeczkę i wszystko wskazuje na to, że ten trend się utrzyma, bo poniedziałkowa premiera trzeciego sezonu mogła wbić Was w fotel.
Serial stał się bowiem spektaklem, którego nie można przegapić. Produkcja zyskała na rozmachu i widać to nie tylko w poszczególnych scenach. Sezon będzie niemal trzykrotnie dłuższy od pierwszego, co z pewnością pozwoli na naturalniejsze poprowadzenie wątków i umożliwi bohaterom właściwy rozwój. To przecież epicka saga, która nie koncentruje się na podróży tylko jednego bohatera. Właściwie to dobrze, że Sunny (w tej roli świetny Daniel Wu)
pojawia się dopiero po bardzo długim "rozbiegu", w którym możemy podziwiać widowiskową, choreograficzną sekwencję walki Wdowy (Emily Beecham) z Nathanielem Moonem (Sherman Augustus)
, co z miejsca w prowadza nas w klimat tego świata postapokaliptycznej przyszłości.
Przez to nie ma też jednak większego sensu, by próbować rozpoczynać swoją przygodę z "Krainą" na tym odcinku - premiera trzeciego sezonu w żaden sposób nie stara się nawet przypomnieć, co działo się w poprzednich sezonach. Ale fani, którzy dotrzymali kroku serialowi w trakcie jego emisji na kanale AMC, mogą być pewni, że narracja toczy się nadal w stosunkowo płynny sposób.
Jeśli jednakże potrzeba Wam szybkiego podsumowania, o co właściwie w tym wszystkim chodzi, to służę pomocą: Akcja "Krainy Bezprawia" toczy się kilaset lat po wojnie, która niemal zmiotła z powierzchni ziemi naszą cywilizację. Garstka ocaleńców podróżuje po terenach dawnego stanu Oklahoma, dzisiaj zwaną tytułową krainą. Technologia ocalała w minimalnym stopniu, a krajem rządzą liczni "baronowie". Tak przynajmniej było, dopóki w drugim sezonie między baronami nie doszło do krwawego konfliktu, który złamał dotychczasową strukturę władzy.
Większość mieszkańców krainy świetnie radzi sobie w walce, choć nie wykorzystuje w pojedynkach nowoczesnej broni, lecz raczej siłę swoich mięśni i inteligencję. Niektórzy, jak choćby M.K. (w tej roli młody i zdolny Aramis Knight) mają niezwykłe moce.
W pewnym sensie "Enter the Phoenix", czyli pierwszy odcinek trzeciego sezonu, może służyć za swoisty prolog do reszty tej opowieści, której kolejne części będziemy śledzić* co poniedziałek o 22 na antenie AMC*. To taka spokojna refleksja nad tym, co się wydarzyło i spojrzenie w przyszłość na to, co rysuje się na horyzoncie.
W tym spokojnym skąd inąd odcinku pojawiają się jednak dwa niezwykle istotne wątki. Jeden jest szczególnie ważny dla przyszłości tej historii: okazuje się bowiem, że dziecko Sunny'ego i zmarłej w finale poprzedniego sezonu Veil ma taki sam "dar", co M.K. Okazuje się też, że takich "obdarowanych" jest więcej, choć nie zapowiadają się na sojuszników naszych głównych bohaterów.
Ponieważ serial od drugiego sezonu jest kręcony w Irlandii, wiele scen rozgrywa się na tle najbardziej oszałamiających widoków. Dzięki temu i coraz lepszemu poziomowi produkcji i scenariusza, "Kraina Bezprawia" to wciągająca, lekka rozrywka, która nie zawsze musi mieć sens. Ale zawsze relaksuje i bawi.