Koszmar dziennikarki TVP: przez 7 lat nękał ją stalker. Sąd orzekł w tej sprawie

Zaczęło się do niewinnego maila do redakcji. Lidia Piechota, która w 2006 roku pracowała w olsztyńskim oddziale TVP, gdzie prowadziła prognozę pogody, pewnego dnia otrzymała list od, jak określała to po latach, "miłego widza, który mnie lubi". Za wyrazy sympatii dziennikarka podziękowała. Podobnie jak za wyrażoną już na wstępie propozycję spotkania. "Miły widz" nie zrozumiał jednak odmowy. Kiedy w kolejnym liście znów naciskał na nawiązanie znajomości, Piechota skończyła z kurtuazją. - Proszę, żeby przestał Pan do mnie pisać, przestał dzwonić do redakcji, bo w przeciwnym wypadku powiadomię o tym policję - i dostała na to odpowiedź. - Proszę bardzo, 997 w każdym mieście. To był dopiero początek dramatu, który trwał od 2006 roku. Po listach i telefonach, Piotr S. zaczął nachodzić dziennikarkę w miejscu pracy. Coraz częściej pojawiał się w jej otoczeniu - podczas nagrań w plenerze oraz imprez z jej udziałem. Kiedy zdobył jej prywatny adres i numer telefonu niechciane połączenia i smsy nękały Piechotę już nie
tylko w pracy, ale i w domu. Później zaczął ją śledzić i atakować na portalach społecznościach. Sprawa trafiła do sądu, lecz została umorzona. Ten krok nie przestraszył jednak dręczyciela, ale jeszcze bardziej go rozochocił. Piotr S. skutecznie zatruwał życie kobiety i jej bliskich przez 7 lat. Niedawno sąd wydał kolejne orzeczenie w tej sprawie, które daje kobiecie nadzieję na życie bez niechcianego wielbiciela. Zobaczcie, jak niewinna historia "Miłego widza" przerodziła się w prawdziwy koszmar i jak bezsilny wobec tego niebezpiecznego człowieka okazał się polski wymiar sprawiedliwości.