"Korona królów" nie padła ofiarą "złośliwego ataku botów". Kilku kolegów wycięło numer serialowi TVP
To nie sabotaż ani nieudolna promocja "Korony królów". Zagadka tajemniczych, identycznych komentarzy rozwiązana. Za całą akcją stoi... kilku kolegów z pracy. - Mamy po prostu różne głupie pomysły - mówią inicjatorzy.
12.01.2018 | aktual.: 12.01.2018 18:36
Najpierw był hejt, później "Korona królów" otrzymała sporo pozytywnych komentarzy. Jeden z nich szczególnie przykuł uwagę. - Fajny serial, ale powinien mieć przynajmniej 45 minut. Ale to tylko moje zdanie. Każdy uważa inaczej. Osobiście apeluję do wszystkich hejterów o niekomentowanie. Poczekajmy do końca sezonu. A tak w ogóle, krzyczycie o niespójności historycznej, ale czy ktoś z Was widział kiedykolwiek smoka? W Waszej ukochanej "Grze o Tron" są smoki, a one nie istniały – napisał jeden z internautów. Wpis, niewątpliwie pozytywny, błyskawicznie nabrał zaczepnego charakteru. Internauci zaczęli go powielać i publikować z różnych kont w tym samym momencie.
Na reakcję nie trzeba było długo czekać. Sporo internautów i dziennikarzy, w tym nawet Kamil Durczok dało się podejść i zaczęło podawać komentarz dalej. Jedni twierdzili, że to nieudolna próba naprawy wizerunku serialu, inni, że słaba promocja przygotowana przez agencję PR, jeszcze inni, że komentarze są kupione. Administratorzy strony serialu poszli o krok dalej i uznali mimo pozytywnego wydźwięku, że to atak złośliwych botów.
Tymczasem, jak się okazało, za całą akcją nie stoją ani boty, ani agencja PR, a siedmiu kolegów, którzy siedząc w pracy opublikowali z prywatnych profili niewinny i pozytywny post na fanpage "Korony Królów". - Mieliśmy pewne podejrzenie, że te przychylne komentarze mogły być "kupione". Dlatego właśnie trochę przewrotnie, wykorzystując wszystkie elementy, które przewijały się w tych pozytywnych postach, stworzyliśmy jeden komentarz – mówił na łamach natemat.pl Marcin, jeden z inicjatorów akcji. - Był to komentarz zawierający wszystkie te informacje, o których mówiły poprzednie wpisy. Był on de facto parodią tych wszystkich komentarzy – uzupełnił Ryś w rozmowie z serwisem.
Panowie zagrali przewrotnie i odważnie działając z własnych kont, ale trzeba przyznać, że żart im się i udał, i upiekł. Nie ukrywają jednak, że reakcja stacji i uznanie żartu za "złośliwy atak" nieco ich zaskoczyło. - To od razu podniosło rangę tego, co zrobiliśmy. Jakiś atak, sabotaż, bot który włamuje się na konta i w różnych językach wrzuca ten sam komentarz. To samo w sobie było absurdalne i śmieszne. I sądzę, że ludzie, którzy to zobaczyli dodatkowo zapalili się, by jakoś zareagować i wrzucić ten post ponownie – tłumaczył Marcin.
- Kiedy pojawił się jakiś odzew, że to atak, zorganizowana akcja, to był moment, gdy pomyśleliśmy "kurde, ktoś nam może za to coś zrobić". Ale z drugiej strony na to patrząc, czy zrobiliśmy coś złego? Nic, napisaliśmy kilka bardzo pozytywnych zdań. Więc bardzo trudno pociągnąć kogoś do odpowiedzialności i mieć do niego pretensje. Szczególnie, że nie była to zaplanowana akcja, a my nikogo do niczego nie namawialiśmy – podsumował w wywiadzie z natemat.pl Maciek.