Koordynowała sceny intymne do "Kolejnych 365 dni". "Mężczyźni mają o wiele mniejszy poziom wstydu"
Sceny intymne muszą mieć bardzo szczegółową "choreografię". Aktorzy i aktorki muszą wiedzieć, jak mają ułożyć ciało, które obszary będą widoczne na ekranie, kto i w których miejscach będzie ich dotykał - o tym, jak powstawały sceny intymne w filmie "Kolejne 365 dni" opowiada ich koordynatorka, dr Monika Staruch.
23.08.2022 | aktual.: 23.08.2022 12:04
Przemek Gulda: Jak trafiłaś na plan filmu "Kolejne 365 dni" w charakterze koordynatorki scen intymnych?
Monika Staruch: Zadzwoniła do mnie druga reżyserka, Barbara Białowąs. Poleciła mnie reżyserka Joanna Kos Krauze. Kiedy wyraziłam zainteresowanie tą propozycją, skontaktowali się ze mną ludzie z pionu produkcji, a potem już sam Netflix. Przeszłam odpowiednie, wielogodzinne szkolenie z procedur i standardów stosowanych i wymaganych podczas pracy na planach filmów i seriali produkowanych przez tę platformę.
Nie miałaś wcześniej takiego doświadczenia? Dlaczego zaproponowano ci tę pracę?
Jestem z wykształcenia i z zawodu seksuologiem, więc mam chyba najbardziej odpowiednie przygotowanie, jakie można sobie wyobrazić. Mam ogromne doświadczenie w rozmawianiu o sprawach intymnych, mam narzędzia służące do tego, żeby moje rozmówczynie czy rozmówcy nie krępowali się i nie wstydzili mówić o swoich potrzebach, oczekiwaniach czy problemach w sferze seksualnej. To było bardzo przydatne podczas kręcenia tego filmu.
Ale praca na planie to jednak coś innego, niż praca w gabinecie?
Ależ tak, nie ma najmniejszego sensu porównywać tych dwóch obszarów. Różnica jest absolutnie fundamentalna: w gabinecie poruszamy się w sferze prawdy. Nie ma żadnego ukrywania, udawania, jest badanie stanu faktycznego i rozmowa o obecnych dolegliwościach, deficytach czy preferencjach. Na planie jest w zasadzie odwrotnie: chodzi o to, żeby grać, imitować, udawać to co chyba jest najtrudniejsze bo "intymne".
Po co na planie koordynatorka scen intymnych?
Miałam do wykonania szeroki zakres działań, które można sprowadzić do tego, żeby zapewnić aktorom i aktorkom bezpieczne warunki podczas grania scen intymnych. Stworzyć im poczucie bezpieczeństwa i być zaufaną osobą, z którą mogli porozmawiać o trudnościach na planie.
Jak to działa w praktyce?
To może zabrzmieć jak odkrywanie wielkiej tajemnicy czy prozaicznej prawdy - sceny intymne bardzo mocno opierają się na szczegółowo rozpisanej choreografii. Wszystko musi być w nich bardzo dokładnie zaplanowane. Aktorzy i aktorki muszą wiedzieć, jaką pozycję ma mieć ich ciało, muszą być przygotowani na to, kto, w jakim miejscu, w którym momencie i jak długo będzie ich dotykać. Muszą mieć też świadomość, które fragmenty ich ciała będą pokazywane na ekranie. Jednym z moich zadań było pilnowanie, żeby te wszystkie zasady były stosowane w praktyce. Ale to oczywiście nie wszystko.
Co jeszcze robiłaś?
Wiele rzeczy, czasem bardzo praktycznych, typu pilnowanie "coverowania" czyli zakrywania miejsc intymnych, które nie miały być pokazane na ekranie czy nakrywanie ciał aktorów i aktorek, kiedy tylko reżyser mówił: "stop" - a nagość nie była potrzebna, przykrywanie aż reżyser planu mówił mi: "Monika zaczynamy". Pilnowałam też, żeby w czasie kręcenia tego typu ujęć, w studiu byli tylko ci ludzie, których obecność była niezbędna, żeby aktorów i aktorek nie krępowała obecność osób z reszty ekipy produkcyjnej.
Jak ci się współpracowało z aktorami i aktorkami?
Zaczęło się od spotkania poza planem, po to, żebyśmy mogli się poznać, oswoić się ze sobą. To było bardzo ważne i przyniosło znakomite skutki, potem, już na planie, rozmawiało nam się dzięki temu o wiele swobodniej. Zresztą z niektórymi osobami utrzymuję serdeczny kontakt do dziś, już długo po zakończeniu pracy nad filmem.
Co cię najbardziej zaskoczyło na planie?
Paradoksalnie - moje własne emocje. Zupełnie nie spodziewałam się, że obudzą się we mnie nieznane mi w zasadzie wcześniej pokłady opiekuńczości. Nie wiedziałam, że tak bardzo będę przeżywać to, co widziałam. Czułam to zwłaszcza w przypadku scen BDSM, w których aktorzy i aktorki udawali dużą brutalność. Bardzo się tym przejmowałam. I to było chyba widać - kiedyś podeszła do mnie kierowniczka planu i widząc, jak przeżywam jakąś scenę, szepnęła mi do ucha: "Moniko, spokojnie, oni przecież tylko grają".
A reakcje aktorów i aktorek na to, co z nimi robisz? Były trudne momenty?
Nie ukrywam, że bywały. Wiązały się głównie z nerwami i sposobem rozładowywania napięcia. Miałam problem zwłaszcza z jednym aktorem. Nie chcę wchodzić w szczegóły, powiem więc może tylko, że nie jestem przyzwyczajona do tego, żeby ktoś na mnie krzyczał. A tak się stało. Na szczęście udało nam się dojść do porozumienia.
Czy jest jakaś różnica w tym, jak do takich scen podchodzą aktorki i aktorzy?
Tak, wydaje mi się, że jest bardzo wyraźnie widoczna. Nie na ekranie, ale podczas pracy. Odniosłam wrażenie, że mężczyźni mają o wiele mniejszy problem z nagością czy odgrywaniem scen seksu. Mają o wiele mniejszy poziom wstydu, niż aktorki. One potrzebowały zdecydowanie więcej pomocy.
Czy po tym doświadczeniu chciałabyś jeszcze kiedyś wrócić na plan?
Tak, bardzo spodobała mi się ta praca i uważam, że jest bardzo potrzebna. Więc bardzo chętnie zrobię to znowu. Uważam, że osoba koordynująca sceny intymne powinna być obecna na każdym planie, na którym powstają tego typu ujęcia. Mam nadzieję, że inne firmy pójdą w ślady Netfliksa i opracują, a potem będą wprowadzać w życie, swoje własne katalogi zasad, najlepiej równie szczegółowe i dobrze przemyślane jak te, które stosuje Netflix.