Minęło 10 lat. Gucwiński z kolejną aferą na koncie
Hanna i Antoni Gucwińscy przez 41 lat kierowali ogrodem zoologicznym we Wrocławiu. Rozsławił ich program TVP "Z kamerą wśród zwierząt". Ale ich stosunek do zwierząt budził wiele kontrowersji. W 2011 r. Gucwiński został uznany za winnego znęcania się nad niedźwiedziem w ZOO. Ale to nie koniec.
04.07.2021 10:31
Program "Z kamerą wśród zwierząt" pojawił się na antenie TVP w styczniu 1971 r. Po kilku latach miał 12 mln widzów, a Gucwińscy dostawali z całej Polski 30 tys. listów. Cały kraj z zapartym tchem obserwował przylot do Polski nowych egzemplarzy goryli i perypetie orangutanów czy żyraf.
Z drugiej strony wokół działalności Gucwińskich narosło wiele kontrowersji. Marek Górlikowski w wydanej niedawno książce "Państwo Gucwińscy. Zwierzęta i ich ludzie" otwarcie opisał wszystkie zarzuty, jakie przez lata pojawiły się wobec Gucwińskich. Najważniejszy to przetrzymywanie przez ponad 9 lat w "bunkrze", bez spacerów, niedźwiedzia Mago. W 2011 r. Antoni Gucwiński został uznany za winnego znęcania się nad tym zwierzęciem.
Ale zarzuty, choćby takie, że posiłki regeneracyjne dla zwierząt miały rzekomo konsystencję "trocin z papierem toaletowym", pojawiły się już pod koniec lat 70.
Teraz o drugiej twarzy miłośnika i znawcy zwierząt informuje organizacja non profit Ekostraż.
"O byłym dyrektorze wrocławskiego ZOO - Antonim Gucwińskim - mówi się, że jego karierę zniszczył skandal związany ze znęcaniem się nad misiem Mago. Został za to prawomocnie skazany. Niestety nie wyciągnął z tego jakichkolwiek wniosków" – czytamy na profilu dolnośląskiej organizacji.
Ekostraż dokonała ostatnio interwencji na posesji pod Miliczem, na której znajdują się konie należące do byłego dyrektora wrocławskiego ZOO. Na miejscu znalazła konia, który leżał na ziemi od 2 dni, bo nie był w stanie utrzymać się na własnych nogach dłużej niż przez 20 minut.
"Stawy są obrzmiałe, obolałe, koń ma już nawet odleżyny. Każdy, kto ma choćby minimalną wiedzę o koniach, wie, czym kończy się leżenie konia. Pan Antoni Gucwiński także, tylko jak zawsze nic nie wie, nikt go nie poinformował, niczego nie zauważył" – czytamy we wpisie na Instagramie.
"Sam Antoni Gucwiński twierdzi, że to nie są już jego konie. Przeczą temu właściciele terenu, którzy odkupili go od niego i przyjechali na miejsce. Oświadczyli, że Gucwiński sprzedał im teren, a koni nie chciał z miłości i przywiązania do nich. Smutne to przywiązanie i tak bardzo bolesne" – pisze Ekostraż, której Gucwiński w końcu się przyznał, że "koń należy do niego, kuleje od dawna i nigdy nie był diagnozowany ani leczony".
Ekostraż zaapelowała o pomoc w ratowaniu konia. "Koszty transportu, szpitala i diagnostyki będą gigantyczne!". Wszystkie informacje związane z możliwością udzielenia pomocy można znaleźć tutaj.