"Klangor". Polska kryminalna intryga w skandynawskich barwach [RECENZJA]
Kto nie musiał zajrzeć do słownika, żeby sprawdzić, czym jest "klangor", może poklepać się z satysfakcją po plecach. Jakie znaczenie będzie miało jednak to słowo w kontekście kryminalnej intrygi, dopiero się dowiemy. "Klangor", nowy serial Canal+ rusza 26 marca.
Może i dająca po oczach, żółta kurtka Arkadiusza Jakubika nie dorówna tym noszonym swojego czasu przez Jamesa Deana czy Zbyszka Cybulskiego, ale jej kolor ma wymiar metaforyczny. Niby grany przezeń bohater, Rafał Wejman, sam mówi, że zakłada ją co rano, bo przegrał zakład, to trudno było mi odepchnąć od siebie pewne skojarzenia: to kolor ratunkowej kamizeli
I to bynajmniej nie dlatego, że trupa, którego tożsamości nie zamierzam zdradzić, wyławia się tutaj z wody, ale z uwagi na profesję Wejmana i jego pokomplikowaną sytuację.
Mężczyzna jest bowiem więziennym psychologiem, który chwilami wydaje się być jedyną ostoją względnej normalności w zakładzie karnym, gdzie pracuje. Swoją robotę traktuje z godnym podziwu powołaniem, jednocześnie będąc jednak realistą i akceptując, że żaden z niego cudotwórca. Ale jednak przez wszystkie te lata dla przynajmniej paru osadzonych był swoistą boją. Teraz, po nagłym zaginięciu córki, która mogła, albo i nie, być sprawczynią lub świadkiem zabójstwa, sam potrzebuje pomocnej dłoni. Jest tonącym, któremu przyda się owa kamizela.
Tyle że Wejman przywykł do samodzielności. Wychowuje przecież dwie nastolatki, podczas gdy żona pracuje za zachodnią granicą. Magda (Maja Ostaszewska) towarzyszy mu co prawda w tym brutalnym zderzeniu z rzeczywistością, lecz w dwóch udostępnionych prasie odcinkach jej rola nie jest jeszcze dostatecznie rozwinięta, aby móc powiedzieć o niej coś więcej.
Wejman jest facetem, który może i na pierwszy rzut oka ma wszystko pozlepiane na ślinę, to jednak radzi sobie znakomicie w sytuacji kryzysowej. Rodzicielski odruch każe mu chronić córkę i mamy tu zalążek ciekawego konfliktu moralnego, bo psycholog skłonny jest kręcić, zamiast służyć doświadczeniem swoim umundurowanym kolegom. Już materiały promocyjne kładły nacisk na podkreślenie faktu, że "Klangor" nie będzie kryminałem skupiającym się wyłącznie na próbie wyjaśnienia zagadki, ale dostanie grubą obyczajową podszewkę. I faktycznie tak jest.
Bo córki Wejmana, Gabi i Hania, oraz, rzecz jasna, ich problemy, pokazywane są nie tylko z perspektywy ojcowskiej. Obie, tak jak ich rodzice, dostają sporo czasu ekranowego, dlatego robi się tym ciekawej, kiedy te oba światy się ze sobą zazębiają, bo my, odbiorcy, wiemy o bohaterach więcej niż oni sami o sobie nawzajem. Ostatnie ujęcia drugiego odcinka sugeruje, że fabuła może odskoczyć ku bardziej sensacyjnemu kursowi, lecz, jak na razie, "Klangor" operuje intrygą na tyle mądrze, że zawiera się ona w ramach niemalże opowieści rodzinnej.
Nie ma przy tym żadnych wątpliwości odnośnie do gatunkowej proweniencji serialu, bo sugerują ją chociażby stalowe barwy fotografowanego zmyślnie Świnoujścia. Ba, chciałoby się nawet powiedzieć — po skandynawsku. Dwa omawiane odcinki jeszcze nie odpowiadają na pytanie, czy również, jak często tamtejsze kryminały, serial Canal+ dotknie bardziej stanowczo kwestii społecznych i politycznych, lecz byłoby szkoda, gdyby je pominął, skoro zagląda za wysokie mury więzienia, których, na szczęście, większość z nas nie przeskoczy.
Lecz trzymając się wyłącznie tego, co "Klangor" zawiera, a nie, tego co może zawierać, zostajemy z solidnym i dobrze napisanym serialem o sporym potencjale. Trzymając się ornitologicznej przenośni, którą twórcy sami narzucili: jeden odcinek wiosny nie czyni, ale dwa to już zew wiosny.