"Klan": Kazimiera Utrata nie jest tylko serialową ciocią Stasią!
Przypominamy ekranowe początki ulubienicy publiczności. Trudne dzieciństwo, choroba i tragiczna śmierć męża - zawsze uśmiechnięta pani Kazimiera nigdy nie dała po sobie poznać, jak wiele w rzeczywistości przeszła...
Gdyby nie tragiczna śmierć męża, wszystko mogło potoczyć się zupełnie inaczej
Nie ma chyba osoby, która nie kojarzyłaby serialowej pani Stanisławy. Obok Ryśka, Bożenki i Maćka, to ona jest najbardziej znaną postacią *"Klanu". W jej rolę od samego początku wciela się Kazimiera Utrata. Chociaż miała w telenoweli grać jedynie trzy miesiące, ostatecznie zagościła w produkcji na stałe. Związana jest już z nią od blisko trzynastu lat i nic nie wskazuje na to, by miała zrezygnować z dalszych występów. Udział w serii o rodzinie Lubiczów przyniósł aktorce dużą popularność. Nie wszyscy zdają sobie jednak sprawę, że artystka zapisała na swoim koncie zdecydowanie więcej ról. Kto wie, jak potoczyłaby się jej kariera, gdyby nie tragiczne wydarzenie sprzed lat. Śmierć męża zmieniła wiele w życiu gwiazdy. Przypominamy ekranowe początki ulubienicy publiczności. Zawsze uśmiechnięta pani Kazimiera nigdy nie dała po sobie poznać, jak wiele w rzeczywistości przeszła...
KJ/AOS*
Dramatyczne chwile
Dzieciństwo aktorki przypadło na okres okupacji. Mimo że rodzice starali się zapewnić jej ciepły dom i radosne wspomnienia, bardzo przeżyła okres wojny. Życie w ciągłym strachu wiele ją kosztowało.
- Pamiętam, że byłam bardzo wrażliwym dzieckiem - przeżywałam to, co wokół się działo. Pewnie dlatego poważnie zachorowałam. (...) Przez rok brałam nawet lekarstwa na uspokojenie. Myślę, że te przeżycia wojenne wywołały u mnie poważną chorobę nerwową - wspominała w wywiadzie dla "Super Expressu".
Nie wszystko poszło po jej myśli
W tym roku minęło blisko 60 lat od scenicznego debiutu Utraty, która o mały włos nie zostałaby aktorką.
- Przed egzaminami wstępnymi szło się do tzw. przychodni teatralnej, gdzie przed komisją trzeba było zaprezentować się. I ta komisja radziła, czy warto zdawać, czy jest się bez szans. Przygotowałam "Redutę Ordona". Taka byłam nabuzowana patriotyzmem, stanęłam... I powiedziałam! Na to odzywa się jeden z profesorów: "Ja bym pani nie radził zdawać". Strasznie mnie jego słowa zabolały - zdradziła w jednym z wywiadów.
Utrata nie umiała się podnieść po tej porażce. Załamana, zdecydowała się pójść zupełnie inną drogą. Marzenia o karierze scenicznej odłożyła na bok. Nie czuła się wówczas na siłach, by próbować dalej.
Miała inny plan na siebie
- Mimo że wyskoczył za mną inny profesor, który przekonywał mnie, że mam zdawać, ja jednak poszłam na inną uczelnię. Lubiłam uczyć się języków, więc zdałam na filologię rosyjską.
Dopiero na studiach zrozumiała, że nie zależy jej na zdobywaniu kolejnych stopni naukowych. Artystyczne zapędy serialowej Stanisławy nie były zresztą mile widziane przez profesorów. Przekonywali ją, że zamiast bujać w obłokach, powinna wybrać zawód z przyszłością.
Utrata postawiła jednak na swoim i rozpoczęła przygodę z aktorstwem. Zdała egzaminy eksternistyczne i została zaangażowana do Teatru Polskiego. Nie zrezygnowała jednak z rozpoczętych studiów. Chciała skończyć to, co zaczęła.
Grała u największych
Po raz pierwszy na dużym ekranie wystąpiła w filmie "Lotna" u samego Andrzeja Wajdy, z którym zresztą spotkała się na planie jeszcze kilka razy.
Przez lata grała w produkcjach najbardziej znanych polskich reżyserów, min. Krzysztofa Zanussiego, Agnieszki Holland i Stanisława Barei. Oglądać ją można było w telewizyjnych hitach takich jak: "Barbara i Jan", "Czterdziestolatek", "Dom", "Boża podszewka" czy "Zmiennicy".
Zazwyczaj wcielała się w postaci drugoplanowe, dlatego nie miała do końca szansy pokazać, na co ją stać.
To wszystko zmieniło
Utrata szukała swojego szczęścia także poza granicami Polski. Z mężem liczyła, że uda się im znaleźć dla siebie miejsce, w którym mogliby zacząć wszystko od nowa. Los nie był jednak dla nich łaskawy.
Ukochany gwiazdy "Klanu" zginął w tragicznych okolicznościach. Artystka zmuszona była porzucić na pewien czas aktorstwo. Wiedziała, że jej córka, która nagle straciła ojca, wymaga w tych trudnych chwilach szczególnej opieki.
Musiała poradzić sobie sama
- Już dawno zrezygnowałam z estrady, wiele lat temu, gdy w Szwecji w wypadku samochodowym zginął mój mąż. Moja córka Kasia miała wtedy 13 lat i nie chciałam, by była bez mamy. Przyznam, że było nam ciężko, finansowo i nie tylko. Podzieliłam los wielu Polaków i jak oni jeździłam pracować do Szwecji i Stanów - wspominała na łamach "Super Expressu".
To właśnie za granicami Polski jedyna pociecha artystki zamieszkała na stałe. W Szwecji Kasia poznała mężczyznę, z którym postanowiła się pobrać. Ich ślub był jednym z najszczęśliwszych momentów w życiu serialowej Stanisławy.
- Zięć poprosił mnie, bym zaśpiewała w kościele pieśń "Czarna Madonno". Zaśpiewałam, choć ściskało mi gardło, a głos drżał. Do dziś, ilekroć słyszę tę pieśń, płaczę jak bóbr. Tyle lat doświadczenia i nie mogę nad tym zapanować.
Los się w końcu do niej uśmiechnął
Dopiero po kilku dekadach kariery aktorka otrzymała rolę, o której wielu jej kolegów marzyło całe życie. Utrata nie spodziewała się, że występ w serialu "Klan" okaże się jej najważniejszą ekranową kreacją.
Początkowo trudno było jej odnaleźć się na planie tak dużej produkcji. Z czasem strach przesłoniła duma z bycia częścią zespołu.
- Miałam wielką tremę, gdy po raz pierwszy stanęłam na planie, bo przecież byłam nowa. Weszłam do serialu w momencie, kiedy pozostali aktorzy grali w nim już od dwóch lat - wspominała.
Bez niej nie byłoby to samo
- Moja rola była szczególna. Ja, taka bieda, zaproszona na polską Wigilię - bez makijażu, z dowalonym tłuszczem na włosy. Bez jednego słowa miałam pokazać ból osoby, która wreszcie wróciła do kraju ze zsyłki na Daleki Wschód. Kiedy skończyło się ujęcie, zapanowała cisza, a potem długo były brawa. Dzień w dzień dzwonili moi koledzy, którzy przeszli gehennę Wschodu i gratulowali mi. I tak zaczęła się moja przygoda z "Klanem" - dodała.
Dziś fani telenoweli nie wyobrażają sobie swojego ulubionego serialu bez cioci Stasi. Ba! Do codziennego użycia weszło wiele jej powiedzonek, jak chociażby słynne wtrącenie: "Bożesz ty mój!", które bohaterka wypowiada niemal w każdym odcinku.