"Klan": Jolanta Mrotek odeszła z pracy w atmosferze skandalu
Aktorka znalazła się ostatnio w samym centrum afery. Odeszła z pracy w Teatrze Sabat w atmosferze skandalu. Rozpętała się medialna burza i zaczęły się wzajemne oskarżenia. O co poszło?
Ciąg dalszy afery z udziałem aktorki
Tego było za wiele!
Od listopada trwa konflikt między aktorką a Małgorzatą Potocką - właścicielką Teatru Sabat. Ich trwająca 14 lat współpraca dobiegła ostatnio końca. Panie nie rozstały się w zgodzie, o czym informowała kolorowa prasa.
Mrotek żaliła się, że musiała walczyć z szefową o zaległe wypłaty. Jak zapewniała w rozmowie z "Super Expressem", wiadomość o kłopotach finansowych przyjęła z pokorą. Początkowo nie naciskała na dyrektor, chociaż na wakacje została bez grosza.
Miarka przebrała się, kiedy wyszło na jaw, że przełożona wyjechała na ekskluzywny wypoczynek za granicę.
Została zwolniona?
Mrotek złożyła wymówienie i rozpoczęła walkę o zaległą należność. Tymczasem Małgorzata Potocka odpierała zarzuty o złe gospodarowanie pieniędzmi. Twierdziła, że wyjazd był jej prywatną sprawą i nie miał nic wspólnego z opóźnieniami w wypłacaniu honorariów aktorom.
- Sabat jest teatrem prywatnym, bez dotacji, koszty są ogromne, zarówno utrzymania samego teatru, jak i spektakli, które wymagają bardzo bogatej oprawy, utrzymują go widzowie. I czasem jest tak, że pieniądze spływają w ratach - wyznała na łamach "Super Expressu".
Jak możemy dowiedzieć się z tygodnika "Rewia", Potocka zapewniała przy okazji, że to ona zwolniła niepokorną aktorkę w ramach odmładzania zespołu. Ta nie pozostała dłużna i teraz zdecydowała się odpowiedzieć na te, jej zdaniem, kłamliwe informacje.
Nie pasowała do zespołu?
Mrotek zapewnia, że sama odeszła z pracy, a nie została zwolniona i to ze względu na wiek.
- Teraz śpiewa za mnie tancerka młodsza ode mnie o... pół roku. Ja nie mam problemów z tym, że jestem dojrzałą kobietą. Każdy czas jest piękny - wyznała na łamach "Rewii".
45-letnia aktorka utrzymuje świetną formę. Połączenie popisów wokalnych i tanecznych nie stanowi dla niej problemu.
Kto ma rację?
Artystce było żal odchodzić z teatru, któremu poświęciła tyle serca i czasu. Nie miała jednak wyboru.
Zupełnie innego zdania była natomiast Potocka, która stwierdziła, że to ona wszystkiego nauczyła aktorkę, a ta odpłaciła się jej niewdzięcznością.
- Ona otrzymała w tym teatrze wszystko, co najlepsze, promocję swojej osoby, oprawę baletową do swoich numerów, a przede wszystkim udoskonaliła w tym teatrze swój warsztat taneczny i wokalny - stwierdziła w "Super Expressie".
Było gorzej niż myślano
Mrotek zapewnia, że tak jak jej koledzy, zawsze dawała z siebie wszystko. Wnosząc do zespołu swoje doświadczenie liczyła, że zostanie doceniona. Przy tym wykazywała duże zaufanie w stosunku do pracodawczyni. Nawet gdy wyszło na jaw, że teatr i jego właścicielka znaleźli się w trudnej sytuacji, wraz z innymi nie naciskała na dyrekcję o zaległe pensje.
- Podchodziliśmy z dużym zrozumieniem do kłopotów finansowych teatru, ale często miesiącami czekaliśmy na wypłatę i musieliśmy pisać petycje. Notorycznie zostawaliśmy na wakacje bez pieniędzy. Względy finansowe jednak nie były jedynym powodem mojego odejścia... - wyjawiła na łamach "Rewii".
To dopiero początek?
Aktorka ma żal, że Potocka nie wykazała odrobiny dobrej woli za lojalność i ciężką pracę swojej ekipy.
– Najważniejsze były zawsze jej własne potrzeby, a nie pracownicy, których nigdy nie szanowała – stwierdziła w rozmowie z "Faktem".
Nie widząc innego wyjścia, Mrotek zgłosiła sprawę nieuregulowanych należności do sądu. Spór nabiera więc wciąż na sile, a jego końca nie widać.