"Kłamie w żywe oczy". Naczelna propagandystka Putina szokuje i zarabia miliony

Wypłynęła na krytyce zespołu Pussy Riot, dziś jest najważniejszą i najbogatszą rosyjską dziennikarką. A raczej: putinowską propagandystką. Kim jest Olga Skabiejewa?

Olga Skabiejewa nazywana jest "żelazną lalką Putina"
Olga Skabiejewa nazywana jest "żelazną lalką Putina"
Źródło zdjęć: © "60 minut" | x
Przemek Gulda

"Trzecia wojna światowa już się rozpoczęła", "ukraińscy naziści niszą miasta Donbasu", "Ukraina jako państwo już nie istnieje" - takie opinie usłyszeć można w prowadzonym przez Olgę Skabiejewą programie "60 minut" na kanale Russia 1, jednym z najważniejszych dziś narzędzi putinowskiej propagandy telewizyjnej. Wypowiadają je sama prowadząca, Jewgienij Popow, współprowadzący, a prywatnie jej mąż oraz zapraszani przez nich goście zgodnie wychwalający działania władzy, potępiający opozycję i plujący na "zgniły Zachód".

- Skabiejewa nie jest dziennikarką - stwierdza Anna Łabuszewska, ekspertka od spraw rosyjskich mediów. - Jest funkcjonariuszką wydziału propagandy Kremla, realizującą zadania. Propaganda to filar władzy Putina. Funkcjonariusze są świetnie wynagradzani, o czym świadczy m.in. wypasiona posiadłość jej i jej męża Jewgienija Popowa. Małżeńska para dziennikarzy w Rosji pracująca w mediach zwyczajnych nie mogłaby sobie na coś takiego pozwolić.

Jak to się stało, że 36-letnia Skabiejewa stała się gwiazdą rosyjskiej propagandy?

Poczuła krew

Urodziła się w Wołżskim, niewielkim mieście nad Wołgą, typowym postradzieckim ośrodku przemysłowym, zbudowanym od podstaw w latach 50. XX wieku. Szybko stamtąd uciekła i to nie byle gdzie - dostała się na prestiżowe studia dziennikarskie na uniwersytecie w Petersburgu, najważniejszym obok Moskwy mieście Rosji. Karierę zawodową zaczynała dość skromnie - pisała teksty do lokalnej gazety. Szybko jednak dostrzeżono jej medialny talent i swobodę w wystąpieniach przed kamerą: trafiła do telewizji, gdzie szybko została reporterką programu informacyjnego "Vesti".

Przygotowywała materiały o wydarzeniach politycznych i społecznych, i cierpliwie wypatrywała swojego momentu - tematu, który wyniósłby ją na wyższy poziom popularności i wpływu.

Nie musiała czekać długo. Okazja nadarzyła się w lutym 2012 roku, kiedy pięć dziewczyn z elektro-punkowego feministyczno-antysystemowego zespołu Pussy Riot weszło do słynnego soboru Chrystusa Zbawiciela w Moskwie i na ołtarzu zaśpiewało swój buntowniczy utwór "Bogurodzico, przegoń Putina". W całym kraju zawrzało, tłumy w najdalszych zakątkach Rosji rzuciły się do telewizorów, żeby zobaczyć, co się wyprawia w stolicy.

Skabiejewa wykazała się mistrzowskim instynktem: poczuła krew i rzuciła się na ofiarę. Wiedziała, że zainteresowanie tematem będzie ogromne, a undergroundowe artystki, które jednym gestem złamały kilka absolutnie świętych rosyjskich tabu, będą bardzo łatwym i smacznym kąskiem. Temat miał żyć długo - w Moskwie rozpoczął się bowiem ich pokazowy proces sądowy o obrazę uczuć religijnych.

Skabiejewa nie pomyliła się ani trochę: absolutnie bezkarnie wyżywała się przez wiele dni postępowania sądowego na członkiniach zespołu, budując w "Vestiach" ich jak najgorszy obraz, broniąc zaciekle władzy i Cerkwi, przeklinając przy okazji opozycję.

- Co ciekawe, podobnie jak krążownik "Moskwa", który był zbudowany w ukraińskiej stoczni, tak i Skabiejewą "stworzyła" Ukraina - opowiada Wojciech Siegień, specjalista od spraw rosyjskich. - Kilka lat temu relacjonowała wizytę ówczesnego prezydenta Poroszenki w którejś z instytucji unijnych. Zadawała mu bardzo agresywne, krytyczne pytania, a kiedy ewidentnie przesadziła, ochroniarz prezydenta złapał ją i odciągnął od polityka, mówiąc spokojnym głosem: "Cicho, cicho".

Kremlowskie "przekazy dnia"

Władza szybko dostrzegła młodą, ambitną dziennikarkę, która tak zajadle biła w jej bębenek. I postanowiła podarować jej większy instrument - Skabiejewa dostała własny program w głównym kanale rosyjskiej telewizji. Prowadzi go wraz z mężem.

"60 minut" szybko stało się niemal ikonicznym przykładem rządowej propagandy. Nie ma tam miejsca na jakiekolwiek wyważone opinie, uczciwą wymianę poglądów czy prezentowanie jakichkolwiek niuansów. Jest zaciekłe bicie w opozycję i jednoznaczne przekazywanie tez kremlowskiej propagandy.

Skabiejewa i Popow tak dobierają tematy oraz rozmówczynie i rozmówców, żeby nic nie zmąciło linii programowej i nie zatrzymywało potoku putinowskich "przekazów dnia".

To właśnie w "60 minutach" pojawiła się mocna krytyka uniezależnienia się ukraińskiej Cerkwi od moskiewskiej czy brytyjskiego śledztwa ws. otrucia przez rosyjskie służby specjalne Siergieja Skripala i jego córki.

- Skabiejewa na co dzień bulwersuje, takie ma zadanie - komentuje Łabuszewska. - Kłamie w żywe oczy, dehumanizuje przeciwników Kremla. Podburza, wzbudza nienawiść do Ukrainy, opozycjonistów, Zachodu - wszystkiego, co akurat Kreml wystawia na cel. Ma wyjątkowo nieprzyjemny, wwiercający się w mózg tembr głosu, dzięki niemu moderuje "dyskusje" w studiu, przerywając wypowiedź komuś, kto niekoniecznie mówi to, co Kreml pozwala.

Kiedy zaczęła się rosyjska inwazja na Ukrainę, w programie nasiliła się prorządowa propaganda. To był moment, kiedy władza mocno potrzebowała wsparcia i uzasadnienia wojny. W "60 minutach" nieustająco można usłyszeć o "ukraińskich nazistach", "banderowskich zbrodniach w Donbasie", "zgniłym Zachodzie" i "specjalnej operacji wojskowej". Nic więc dziwnego, że to właśnie Skabiejewą o poprowadzenie imprezy poprosili organizatorzy słynnego propagandowego wiecu wojennego na stadionie Łużniki. Pod hasłem "Koncert poparcia dla świata bez nazizmu" Putin uzasadniał tam konieczność inwazji na Ukrainę.

Jeśli szukać kogoś, za czyją sprawą "zwykli Rosjanie i Rosjanki" masowo popierają inwazję i nie przyjmują do wiadomości, że ich armia dokonuje w Ukrainie zbrodni bliskich ludobójstwu, Skabiejewa z pewnością powinna się znaleźć na wysokim miejscu listy.

- Ona ma naprawdę bardzo duży, realny wpływ na opinię publiczną w Rosji - komentuje Siegień. - Nie ma oczywiście żadnych twardych danych na ten temat, ale widać to choćby po sondach ulicznych, publikowanych w internecie przez niezależne i obywatelskie media: ludzie naprawdę powtarzają tezy, które podaje ona w swoim programie. Zwłaszcza ludzie starsi. Na nich ma największy wpływ. Inna sprawa, że to dawno nie jest już "60 minut", ale 120 czy wręcz 240 minut - jej program czasem emitowany jest kilka razy dziennie, lawina propagandy jest coraz większa.

W podobny sposób ocenia działalność i pozycję Skabiejewej Łabuszewska. - Propaganda kształtuje postawy dużej części rosyjskiego społeczeństwa - mówi ekspertka. - Ponad 60 proc. Rosjan z telewizji czerpie wiedzę o świecie. Skabiejewa jest trybikiem w machinie, jak najbardziej spełnia powierzone jej zadania.

Zwarty front propagandy

Na Zachodzie zrobiło się o niej głośno także z zupełnie innego powodu. Kiedy ogłoszone zostały sankcje demokratycznego świata na Rosję i listę oligarchów, których dotknęły ograniczenia, okazało się, że Olga Skabiejewa także na nią trafiła. Dlaczego? Bo jest bogata. Bardzo bogata.

O tym, że władza hojnie wynagradza jej propagandowe usługi, wiadomo było od dawna, ale mało kto mógł się spodziewać, jaka jest prawdziwa skala tej hojności. Kiedy ujawniono majątek dziennikarki, okazało się, że to ok. 5 mln dolarów.

Skabiejewa mocno broni swojej prywatności. W mediach społecznościowych niezwykle rzadko pozwala sobie na podawanie informacji z życia osobistego - publikuje niemal wyłącznie materiały propagandowe Kremla. Przez długi czas nikt nie wiedział, że są z Popowem małżeństwem, jeszcze dłużej udało jej się ukrywać istnienie ich kilkuletniego dziś syna.

Dziś cały świat już wie, jaka jest jej rola w budowaniu zwartego frontu kremlowskiej propagandy. I jak dużo na tym zarabia.

Przemysław Gulda, dziennikarz Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie