Seriale polskieKiedyś każdy chciał być superbohaterem, dziś strażnikiem granicznym. A wszystko przez "Watahę"

Kiedyś każdy chciał być superbohaterem, dziś strażnikiem granicznym. A wszystko przez "Watahę"

Takiego efektu po hicie HBO nikt by się nie spodziewał. Bieszczadzka Straż Graniczna przeżywa prawdziwą "klęskę urodzaju", jeśli chodzi o nabór nowych funkcjonariuszy. Ile więc z prawdziwego życia pogranicznika jest w "Watasze"?

Kiedyś każdy chciał być superbohaterem, dziś strażnikiem granicznym. A wszystko przez "Watahę"
Źródło zdjęć: © Youtube.com
Urszula Korąkiewicz

20.11.2017 | aktual.: 20.11.2017 15:39

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

"Wataha" niewątpliwie okazała się jednym z największych hitów HBO. Okazuje się, że serial ma na koncie jeszcze jeden sukces, bo spowodował także szturm kandydatów do straży granicznej. W serialu strażnicy mierzą się nie tylko z nielegalnymi imigrantami, ale też przerzutem alkoholu czy papierosów, a nawet działalnością mafii. Nic dziwnego, że ich praca fascynuje. Jak to się ma do rzeczywistości i ile wspólnego z prawdziwą pracą pograniczników ma "Wataha"?

- "Wataha" sprawiła, że nasz oddział medialnie bardzo się wywindował i przyczyniła się do coraz większego zainteresowania kandydatów – powiedziała w rozmowie z WP Teleshow rzeczniczka Bieszczadzkiego Oddziału Straży Granicznej, mjr Elżbieta Pikor. - Oczywiście my bardzo się cieszymy z takiego obrotu spraw. W przyszłym roku chcemy przyjąć 90 strażników do służby. Sporo młodych się zgłasza, ale należy podkreślić, że to bardzo obostrzona procedura. Kandydaci nie mogą przekroczyć 35 lat, po za tym jak w niewielu służbach, są badani wariografem. Są poddawani badaniom psychologicznym i psychofizjologicznym. Połowa odpada po pierwszym etapie. Nawet nasza regionalna gazeta, "Życie podkarpackie" podsumowała, że do nas że do nas jest więcej chętnych niż na medycynę. My mamy 14 ochotników na miejsce, na studia medyczne stara się dostać po około 12 osób na jedno miejsce – dodała.

Obraz
© Facebook.com

Entuzjazm jednak to za mało. Nieraz rzeczywistość okazuje się nieprzewidywalna, a praca dużo bardziej wymagająca niż w teorii. -* Średnio po trzech latach po kilka osób odchodzi ze służby mimo iż przeszły kwalifikacje i dobrze sobie radziły. Ale w końcu ich to przerasta – muszą chodzić na granicę, patrolować teren, pilnować szlabanu, mierzyć się z niecodziennymi sytuacjami. Ciągle mamy jakieś zdarzenia graniczne, ciągle coś się dzieje. Na szczęście nie mamy aż tylu uchodźców. Istotne jest to, że to granica zewnętrzna, granica z Ukrainą, a do tego worek bieszczadzki, w którym naprawdę bywa niebezpiecznie* – tłumaczyła mjr Pikor.

Trudno jednak powiedzieć, żeby rozczarowania niektórych kandydatów dziwiły. Niektórzy z kandydatów zafascynowani "Watahą", bohaterskimi postawami i wyzwaniami bohaterów, oczekują tego samego od pracy strażnika. W praktyce jednak często zderzają się z daleką od wyobrażeń rzeczywistością. Co o takim nieco wyidealizowanym obrazie sądzą doświadczeni pracownicy? - To pełna fikcja filmowa, myśmy nie mieli możliwości ingerowania w fabułę. Ale przecież film polega na tym, że musi mieć coś, co przyciągnie widza, jakiś zwrot akcji czy intrygującego newsa. Oczywiście jednak fabuła bazuje na realiach naszej pracy. Znam opinie pracujących u nas strażników i nie zawsze to, co widzimy w serialu jest zgodne z regulaminem czy restrykcyjnie odzwierciedla rzeczywistość. Natomiast warto zaznaczyć, że oddaje ducha tej służby, bo to naprawdę ciężka praca. Tu naprawdę ludzie chodzą na patrole na 12 godzin, a pamiętajmy, że to są góry, tu pogoda się wciąż zmienia, to niebezpieczny teren. Tu nie wystarczy być tylko silnym i wytrzymałym, do tego potrzeba prawdziwego pasjonata – podsumowała rzeczniczka.

Obraz
© Facebook.com

- W dobie kryzysu migracyjnego na południowej granicy bardzo potrzebni są strażnicy. Na szczęście my jeszcze siedzimy jak u pana Boga za miedzą i Polska nie ma tak wielkich problemów jak południe Europy. Dzięki temu, że nasi funkcjonariusze jeżdżą na misję, mamy pełny obraz sytuacji. Dla przykładu podam, że od początku roku, naszą bieszczadzką granicę przekroczyło w celach ekonomicznych 100 nielegalnych imigrantów. Gdy ich zatrzymaliśmy, okazało się, że na ogół Polska była tylko tranzytem, kierowali się na zachód Europy, głównie do Niemiec. Jeśli porównamy to w skali 100 emigrantów w ciągu doby gdzie indziej, to u nas sytuacja jest dość stabilna – tłumaczyła mjr Pikor w rozmowie z nami. Młodzi adepci mogą liczyć na coś jeszcze poza intrygującym doświadczeniem niczym w serialu. Mają okazję poznać najnowsze techniki kontroli granicy.

- Oczywiście mamy podobnie jak na innych odcinkach granicy wieże, ale warunek jest taki, że wieże muszą się widzieć. W przypadku naszych gór i dolin to nie zawsze jest możliwe, więc kładziemy nacisk na inne narzędzia. Dlatego też stawiamy na jak najbardziej nowoczesną technologię. Możemy się przykładowo pochwalić dronami, samolotami bezzałogowymi. To też kolejny powód, dla którego młodych tak fascynuje praca u nas i tak tłumnie się zgłaszają, a to z kolei naprawdę bardzo nas cieszy – podsumowała mjr Elżbieta Pikor.

Komentarze (8)