Kiedy K poznał J

Wprawdzie wciąż chodzi w niej o ratowanie świata przed inwazją z kosmosu, ale ważniejsze od scen akcji są czułe przekomarzania między agentami. Dzięki temu obraz Barry'ego Sonnenfelda ogląda się niczym film kumpelski (buddy film) i łatwo zapomnieć, że to zrealizowana za setki milionów dolarów superprodukcja z komiksowym rodowodem.

Kiedy K poznał J
Źródło zdjęć: © komiks.wp.pl

25.05.2012 | aktual.: 29.10.2013 17:12

Głównym złym jest tym razem Borys Bestia (Jemaine Clement) - kosmiczny ludobójca, ostatni przedstawiciel krwiożerczej rasy pożerającej planety. Borys ucieka z księżycowego więzienia, cofa się w czasie i poluje na K, a podążający jego tropem J ląduje w 1969 roku. W samym środku hippisowskiej rewolucji obyczajowej i w przeddzień podróży na Księżyc Neila Armstronga.

Czuć, że Smith, Jones i Brolin dobrze bawili się na planie. Chemia pomiędzy ich postaciami jest niewymuszona, a aktorski pojedynek Jonesa i Brolina ogląda się z przyjemnością. Dużo pola do popisu daje im zresztą scenariusz. Jak na tego typu produkcję dialogi są zaskakująco inteligentne (żartuje się chociażby z arcydzieł Andy'ego Warhola czy życia erotycznego Micka Jaggera)
, a intryga przejrzysta i sensowna. Sprawnie wykorzystano też zmianę dekoracji - zmieniają się nawet kosmici, którzy w latach 60. przypominają bohaterów starych filmów fantastycznych.

Nie wszystko się jednak Sonnenfeldowi udało. Z tak dobrze skonstruowanych postaci można było wycisnąć ciut więcej prawdziwych emocji. Szczególnie w ostatnich scenach przydałoby się nieco dramatyzmu. Szkoda też talentu Jemaine'ego Clementa. Nowozelandzkiemu komikowi, współtwórcy kultowego serialu "Flight of the Conchords", powierzono najnudniejszą i najpoważniejszą postać, której niestety nie udało mu się rozruszać. W filmie o tak wysokim budżecie brakuje też naprawdę spektakularnych scen akcji. Najbardziej efektowna z nich - strzelanina w barze z kosmicznym jedzeniem - jest krótka i niesatysfakcjonująca i daleko jej do najlepszych momentów poprzednich części.

"Faceci w czerni 3" to jeden z tych filmów, które wszyscy znają - wakacyjny hit o kosmitach i podróżach w czasie. Jeżeli czymś zaskakuje, to poziomem wykonania: inteligentnym dowcipem i dobrym aktorstwem. Sonnenfeld, Smith, Jones i Brolin udowadniają, że nawet w trzeciej części tej samej historii można się dobrze bawić i jest to nauka, którą powinni sobie przyswoić autorzy hollywoodzkich tasiemców (przede wszystkim "Piratów z Karaibów"). Dobra, niezobowiązująca rozrywka.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)