Kazik powrócił na scenę. Przerwał występ. Miał bardzo ważny powód
13 października pojawiła się w mediach informacja, że Kazik Staszewski dzień wcześniej został hospitalizowany. Lider Kultu przeszedł w szpitalu zabieg. Trzy dni później "nieco obolały" pozdrowił fanów z domu. Po czterech tygodniach jest już na nogach i daje blisko trzygodzinne koncerty.
11.11.2023 | aktual.: 13.11.2023 07:04
Po przerwie związanej ze zdrowotnymi problemami, Kazik Staszewski powrócił na koncertową scenę, by wraz z Kultem przemierzyć szlak wytyczony przez tegoroczną "Trasę Pomarańczową". Jej początek miał miejsce 7 października w Londynie. Na trasie zaplanowane były m.in. koncerty w Hamburgu i Berlinie, które muzycy musieli odwołać.
"Stan Kazika jest stabilny, ale niestety uniemożliwia wykonanie koncertów w najbliższych dniach" - taki komunikat pojawił się na Facebooku. Menedżer grupy, Piotr Wieteska, zapewnił, że nie ma zagrożenia życia frontmana. Fanów uspokajał także dziennikarz Robert Mazurek, który był w kontakcie ze Staszewskim. - Kazik nie jest chory. To był zabieg w szpitalu. Nagły, ale wszystko z nim dobrze. Żyje, gada. Będzie dobrze - mówił na antenie RMF FM.
KULT - Na łódce w Oslo [OFFICIAL VIDEO]
Trzy dni po zabiegu, Kazik Staszewski pozdrowił swoich fanów z domu. "Dziękuję za wszystkie życzenia" - powiedział z domowego łóżka w towarzystwie psiaka. Kult musiał jednak odwołać i zmienić daty jeszcze kilku koncertów.
"Powrót Kazika do pełni sił wymaga trochę czasu. Mimo znaczącej poprawy, jego obecny stan nie pozwala na powrót na scenę i stawienie czoła przeszło 2,5-godzinnemu koncertowi. A innych przecież nie gramy" – przekazał zespół w mediach społecznościowych, co udowodnił już podczas pierwszych koncertów po powrocie Kazika na scenę, wrzucając do setlisty blisko 35 utworów.
Na regenerację lider Kultu potrzebował niespełna miesiąca. Koncerty Kultu w dwóch prestiżowych obiektach, katowickim Spodku oraz wrocławskiej Hali Stulecia, przyniosły widzom blisko trzygodzinną porcję muzyki, wypełnioną największymi przebojami z 40-letniej historii zespołu.
Fani kultowego zespołu usłyszeli m.in. siedem piosenek z dwóch pierwszych płyt rockowej grupy – "Kult" oraz "Posłuchaj to do ciebie". Pojawiły się w drugiej części koncerty, gdy publiczność była już mocno "rozgrzana", takimi utworami, jak "Gdy nie ma dzieci" czy "Baranek", podczas których cała hala śpiewała tekst razem z Kazikiem.
Wrocławski koncert Kultu miał kilka kulminacyjnych momentów. Pierwszy nastąpił w czasie utworu "Hej czy nie wiecie", gdy widownia wykrzykiwała refren "Nie macie władzy na świecie". Pod sceną zrobił się wówczas potężny "młyn", a na ekranach wyświetlane były archiwalne materiały filmowe pokazujące mobilizację sił prewencyjnych w Polsce w okresie komunizmu, ale także z obecnych czasów.
"Widziałem podawali sobie z uśmiechem dłonie. Widziałem siadali na tronie w koronie. Widziałem chodzili po sobie butami. Widziałem jeździli po sobie czołgami" - śpiewał Kazik.
Nie mogło też zabraknąć wspomnienia zmarłego przed miesiącem Janusza Grudzińskiego, który przez wiele lat był klawiszowcem Kultu. Kazik Staszewski oddał mu hołd śpiewając "Komu bije dzwon" (z albumu "Ostateczny krach systemu korporacji"). Grudziński był autorem tej przejmującej pieśni o przemijaniu. "Napisał ten utwór i tak to się w życiu potoczyło, że napisał ten utwór właściwie dla siebie" – powiedział Kazik. W tle, na ekranach pojawiły się zdjęcia zmarłego kolegi i płonąca świeczka.
W tym momencie minęła druga godzina koncertu. Patrząc na Kazika Staszewskiego trudno było uwierzyć, że przed niespełna miesiącem wylądował w szpitalu. Śmiało można nawet stwierdzić, że był w świetnej formie, zarówno artystycznej, jak i fizycznej.
Mocny głos, dobra dykcja i cały czas w charakterystycznym dla siebie ruchu. W marszu, tam i z powrotem, jakby nie mógł się zatrzymać, przez dłuższą chwilę ustać w miejscu. Wrocławski koncert Kultu trwał 3 godziny bez 15 minut. W tym czasie Kazik mógł przejść po scenie nawet 10 kilometrów.
Trzeba przyznać, że Kazik i Kult mają ułatwione trochę zadanie. Ich publiczność na koncertach nigdy nie jest przypadkowa, reaguje żywiołowo, zna i śpiewa piosenki, bawi się znakomicie. Podczas wrocławskiego koncertu pojawił się dodatkowo element zaskoczenie.
Podczas utworu "Do Ani" Kazik Staszewski przerwał występ. Miał ku temu bardzo ważny powód. "Dokładnie 39 lat temu (10 listopada 1984 roku – przyp. aut.) poślubiłem Anię Kamińską. I tak żyjemy ze sobą od 39 lat. Nie wyobrażam sobie życie bez Ani" – powiedział lider Kazik i z taką dedykacją raz jeszcze zaśpiewał refren piosenki: "Tak bardzo, bardzo kocham Cię. Tak bardzo potrzebuję Cię. Tak bardzo, bardzo kocham Cię. Tak bardzo potrzebuję Cię".
Historia utworu "Do Ani" sięga 1983 roku, choć został wydana trzy lata później (pojawiła się na pierwszym singlu oraz na pierwszej płycie Kultu). - To jest bardzo osobista, miłosna piosenka. - Jesteśmy z Anią razem od 1984 roku. Życie dwojga ludzi przez tak długi czas jest nieustającym pasmem kompromisów. Bywa piekło, niebo, są upadki, wzloty. Nie wyobrażam sobie życia bez Ani. Myśmy się właściwie stali jednym – mówił w wywiadach Kazik Staszewski.
Po koncercie w Wrocławiu Kult pojedzie do Holandii (12 listopada koncert w Hadze), a po koniec przyszłego tygodnia czeka go prawdziwy maraton: 16 listopada występ w Klubie Wytwórnia w Łodzi, a potem 17 i 19 listopada dwa koncerty w Klubie Stodoła w Warszawie.
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" rozmawiamy o "Czasie krwawego księżyca" i prawdziwej historii stojącej za filmem Martina Scorsese, sprawdzamy, czy jest się czego bać w "Zagładzie domu Usherów" i czy leniwiec-morderca ze "Slotherhouse" to taki słodziak, na jakiego wygląda. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.