Katarzyna Kolenda-Zaleska broni "Pożaru w burdelu": "Niektóre numery bardzo śmieszne"
Zdaniem dziennikarki TVN, przedstawienie, które zebrało fatalne recenzje internautów, wcale nie było takie złe. W jaki sposób broni show?
Katarzyna Kolenda-Zaleska miała okazję oglądać show na żywo, podczas gdy rejestrowały go kamery telewizyjne. Na widowni oprócz niej pojawił się m.in. Piotr Kraśko. Prawicowy publicysta Piotr Semka zarzucił dziennikarzom TVN, że uczestniczą w przedstawieniu, w którym pojawiają się żarty na temat Jana Pawła II podczas, gdy jakiś czas temu obsługiwali pielgrzymki papieskie.
Kolenda-Zaleska odpowiedziała na zarzut dziennikarza na Twitterze.
- Ktoś kto obsługuje pielgrzymki papieskie nie ma prawa iść na kabaret. @pkrasko - oznaczyła we wpisie kolegę ze stacji Halo. Tu ziemia - dodała z przekąsem.
Okazuje się, że Kolenda-Zaleska bacznie śledziła rozwój projektu artystycznego "Pożar w burdelu" od samego początku i jest do niego bardzo pozytywnie nastawiona.
- Chodzę na Pożar od początku. Jeszcze na Chłodnej i w Teatrze Warsawia. Nigdy nikogo nie oszczędzali. Przez lata kpili z HGW na potęgę. Z warszawki. Kawiorowej lewicy. Naszych wad i kompleksów. W kabarecie nie ma świętych krów. Taki format - jaskrawo pokazać pewne rzeczy - napisała Kolenda-Zaleska na Twitterze (pisownia oryginalna).
Internauci zapytali gwiazdę wprost, jak podobał się jej kabaret.
- Miejscami bardzo, miejscami wcale. Jak to w kabarecie. Niektóre numery bardzo śmieszne, inne mniej - wyznała dziennikarka.
Kolenda-Zaleska uważa, że choć w czasie zrealizowanego na potrzeby TVN show zdarzały się słabsze momenty, to taka właśnie jest specyfika kabaretu. Zgadzacie się z jej opinią?