Kamil Durczok: "Żałowałem, że nie sądziłem się z TVN"
Dziennikarz rozlicza się z przeszłością
Medialna afera z udziałem Kamila Durczoka wybuchła po publikacjach, w których zarzucono dziennikarzowi mobbing pracowników, a także przebywanie w mieszkaniu znajomej, w którym znaleziono treści pornograficzne i biały proszek. W maju br. zapadł wyrok w pierwszym procesie między Durczokiem a byłymi dziennikarzami "Wprost" i wydawcą tygodnika. Sąd nakazał im przeprosić dziennikarza i zapłacić mu 500 tys. zł odszkodowania. Choć sprawa wciąż nie ma swojego finału, były szef „Faktów” powrócił do świata mediów i pracy w telewizji. Oprócz tego, wydał książkę „Przerwa w emisji”, której premierę zaplanowano na 26 października br. Właśnie z tej okazji Durczok zdecydował się udzielić wywiadu "Vivie!", w którym opowiedział o kulisach odejścia z TVN, życiu pod ostrzałem wścibskich mediów i rozstaniu z żoną.
Nie zamierzał wracać do stacji
Medialne polowanie
Po tym, gdy afera ujrzała światło dzienne, a dziennikarze co rusz ujawniali kolejne kontrowersyjne wątki w sprawie, Kamil Durczok postanowił wycofać się z mediów. Nie tylko rozstał się z TVN-em, ale, jak sam stwierdził, zaczął się ukrywać.
- Poczułem się osaczony. To był bardzo niedobry czas. Straszny też dla mojej rodziny. (…) Zamknąłem się w domu. Wychodziłem tylko zarośnięty, w kapturze i ciemnych okularach. Moje czwarte lądowanie na oddziale kardiologii. Rachunek za fantastyczne, kolorowe życie, które wiodłem przed kamerami. (…) Uważałem, że ktoś mnie próbuje zaszczuć. Że na mnie poluje. Bo innym ludziom takich rzeczy nie sugerowano. Innym nie dorobiono takiej gęby. I to był powód, że wstydziłem się wychodzić na ulicę, Czułem, że zawiodłem ludzi. (…) Gdzieś w swoim życiu popełniłem błąd. Zostawiłem uchylone drzwi do mojego prywatnego życia. I ktoś w te uchylone drzwi wsadził buciora. Potem rąbnął z piąchy i wdarł się do środka - przyznał na łamach "Vivy!".
Związał się z inną kobietą
Afera i krzywdzące oskarżenia nie tylko odbiły się negatywnie na zdrowiu Durczoka, ale również ucierpiała przez nie rodzina dziennikarza. W wywiadzie z dwutygodnikiem prezenter potwierdził, że jego małżeństwo z Marianną Dufek-Durczok dobiegło końca. Mało tego, po raz pierwszy przyznał, że jakiś czas temu związał się z inną kobietą - swoją byłą pracownicą.
- Rozstałem się z moją żoną. Miałem prawo do tego, żeby związać się z kimś innym. Przez pół roku planowałem bardzo poważnie dalszą część swojego życia z kobietą, która pracowała w moim zespole. Ale to żaden dowód na molestowanie. Po prostu spotkali się ludzie. Moja była firma jest pełna takich związków. Z moim szefem na czele. (…) Małżeństwo rozbiłem ja. Jeśli gdziekolwiek miałbym szukać winy, to wyłącznie po swojej stronie. Dlatego, że to ja prowokowałem, ja odreagowywałem telewizję i stresy - powiedział.
Często puszczały mu nerwy
W trakcie wywiadu Durczok przyznał się do tego, że w pracy dochodziło do pewnych nadużyć z jego strony. Jego wybuchowy charakter i brak cierpliwości doprowadzał do tego, że w redakcji "Faktów" dochodziło do mocnych spięć i sytuacji na ostrzu noża. Często puszczały mu nerwy.
- Usprawiedliwiałem siebie z takich zachowań, gdyż wydawało mi się, że wszyscy jedziemy na tym samym wózku i mamy wspólny cel: dobro programu. Ale nikogo nie obrażałem. Nigdy do nikogo nie zwróciłem się personalnie po chamsku. Nawet jeśli wrzeszczałem i używałem ciężkich słów, to nigdy nie były one adresowane ad personam. (…) Uważałem, że narzędziem pracy jest wymuszenie rygoru i posłuszeństwa. To był błąd. Nikogo nigdy nie upokorzyłem. Zachowywałem się fatalnie wobec kilku osób. Dziś wiem, że podniesienie głosu, wrzask wcale nie muszą być odczytywane tak, jak ja to odczytywałem. Jako wyraz najwyższej staranności, dbałości, żeby na wizji wszystko do siebie pasowało - wyznał w "Vivie!".
Problemy zagłuszał alkoholem
Sądowe batalie sprawiały, że Durczok zaczął coraz bardziej podupadać na zdrowiu. Oprócz tego, że zmagał się z depresją, wymiotował przed każdą rozprawą.
- Oskarżenia i brudne insynuacje dotyczyły też moich bliskich. Nie da się spokojnie reagować na to. Stres był taki, że nie mogłem nic jeść, ale i tak rzygałem przed rozprawą. Żałuję, ale nie mogę o wszystkim powiedzieć. Chwilami na sali słyszałem rzeczy tak podłe, że pani mecenas powstrzymywała mnie, żeby nie doszło do rękoczynów.
Dziennikarz nie ukrywa, że narastające kłopoty "zagłuszał alkoholem i sportami ekstremalnymi". W rezultacie kolejne problemy zmusiły go do podjęcia specjalnej terapii.
- Podjąłem ją dlatego, że życie wysyłało mi sygnały, których normalny facet nie powinien lekceważyć. Na przykład fakt, że nie chce się rano wstać z łóżka i pójść do pracy, która teoretycznie jest spełnieniem marzeń. Poszedłem na terapię, żeby sobie poukładać w głowie - dodał.
Choć prezenter zaprzeczył, jakoby znalazł się na dnie, to na pytanie dziennikarza "Vivy!" o myśli samobójcze, odpowiedział jedynie wymownym milczeniem...